Poznań: “Pierwszy był pies zwłokowy”. Spotkanie z autorką książek o psach i koniach służbowych

19.09.2019 o godzinie 19.00 do Poznania przyjechała specjalnie z Krakowa autorka serii kryminalistycznej dla dzieci i młodzieży oraz o zwierzętach służbowych – dr Joanna Stojer-Polańska /foto – pierwsza z lewej/. To było naprawdę niesamowite spotkanie.

Taki jest zresztą tytuł najnowszych książek dr Joanny Stojer-Polańskiej, kryminalistyka – Niesamowite przygody funkcjonariuszy na czterech łapach i kopytach, dwie części. Autorka przejechała całą Polskę wzdłuż i wszerz zbierają opowieści funkcjonariuszy służb mundurowych o ich czworonożnych czy czterokopytnych partnerach. Spytana, jak znalazła chętnych funkcjonariuszy, przyznała, że to działo się jakby samo – pierwszy funkcjonariusz opowiadając o swoim psie służbowym wskazał kolejnego – wspaniałego, oddanego pracy funkcjonariusza, a ten kolejnego i tak toczyła się ta historia, a materiały do książki same wpadały do komputera autorki. Pani Joanna spytana o to, jak to wszystko się zaczęło, jakie były początki jej zainteresowania sprawami psów i koni służbowych, który z psów był tym “pierwszym” z kart jej książek, wyjaśniła, że wszystko zaczęło się od pewnego… psa zwłokowego.  To wynik pracy zawodowej autorki, która jest doktorem kryminalistyki i w związku z badaniem spraw zabójstwa poznała właśnie psa, specjalistę wyszukiwania zwłok. A także funkcjonariusza, opiekuna czworonoga. Dowiedziała się, jak przebiega szkolenie takiego psa, jakie pies ma umiejętności, poznała tajniki niezwykłej współpracy obu funkcjonariuszy. I tak narodziła się seria książek kryminalistycznych dla dzieci i młodzieży o tajnikach tej niezwykle specjalistycznej wiedzy oraz o wspaniałej współpracy ludzi w mundurach i zwierząt.

Doktor Joanna wspomniała też, że przestępcy tak boją się efektów pracy czworonogów, że potrafią przygotować zamach na ich życie, próbują je otruć albo spowodować wypadek samochodowy, najeżdżając na tył radiowozu, w którym przewożony jest np. pies do wykrywania narkotyków.

Mnóstwo niesamowitych historii przytoczonych jest we właśnie wydanych książkach o psach i koniach w służbach mundurowych – linki /kliknij/:

(Nie)przestrzeganie praw zwierząt w Polsce

Druga część spotkania, w którym uczestniczyli też wolontariusze fundacji prozwierzęcych przerodziła się w ożywioną dyskusję na temat (nie)przestrzegania praw zwierząt w Polsce. Jak wynikało z opowieści wolontariuszy, nie jest z tym wesoło. Młodzi ludzie przytaczali relacje z ostatnich interwencji swoich fundacji. Opowiadali o dramatach psów w pseudohodowlach, o tym, że pseudohowcy przywożą chore i zaniedbane szczenięta, umawiając się na parkingach pod centrami handlowymi albo w innych miejscach, byle nie u siebie, byle kupcy nie zobaczyli okrucieństwa tej hodowli, klatek, chorych i wyczerpanych zwierząt. Proceder dotyczy tylko modnych ras – yorków, buldożków, maltańczyków… Pseudohodowli jest teraz w Polsce tyle, że niemal w każdej wsi w jakiejś zagrodzie czy szopie lub oborze rozmnaża się nielegalnie psy modnych małych ras. Bo moda robi swoje i każdy chce mieć rasowego malutkiego pieska i to tanio, a skąd ten pies jest, ma mniejsze znaczenie, podobnie jak warunki, w których przebywał i w których trzymane są inne szczenięta i suki zarodowe. Żądni zysku pseudohodowcy podrabiają także pieczątki na różnych zaświadczeniach, ale nabywców to mało interesuje. Jedna z wolontariuszek dowodziła, że dopóki są psy bezdomne w schroniskach w ogóle nie powinno się rozmnażać psów – skoro tyle ich czeka na dom… Ale popyt kształtuje podaż, a to z kolei generuje cierpienie zwierząt, które już mało kogo wzrusza. Zwłaszcza nabywców… Którzy w dodatku uważają, że “nic złego nie robią”.

Wolontariusze opowiadali o pewnym pseudohodowcy, byłym “mundurowym”, który bezkarnie od lat prowadzi pseudohodowlę modnych ras psów. Interwencje niewiele dają, bo zgodnie z zasadą, że ręka rękę myje – przecież na te interwencje przyjeżdżają jego koledzy policjanci… Pan ten spotyka się z klientami wyłącznie w takich miejscach jak centra handlowe czy parkingi. Na brak nabywców nie narzeka, interes się kręci, a jeden szczeniak to zysk, w dodatku nieopodatkowany, ok. tysiąca złotych.  Pseudohodowle są obecnie prowadzone w rożnych ukrytych miejscach, w stodołach, oborach, pustych szopach, rzadko w jednym miejscu, miejscu zamieszkania pseudohodowcy. Wolontariusze żalili się na jakość współpracy ze służbami mundurowymi, czy to strażnikami miejskimi, czy to policjantami, choć, jak podkreślali, zdarzają się wspaniałe wyjątki – np. jeden z policjantów podczas interwencji w sprawie maltretowania psa wyjął z radiowozu ustawę o ochronie praw zwierząt – ale był jedyny taki. Funkcjonariusze nie przechodzą żadnego specjalistycznego szkolenia dotyczącego zwierząt i ich praw. Wolontariusze opowiadali też o wielkiej i niemal solidarnej niechęci urzędników do solidnego i rzetelnego poprowadzenia sprawy o znęcanie się nad zwierzęciem. Przytaczane przez wolontariuszy przypadki były wstrząsające – jak np. opisywana przez media sprawa skatowanego psa, przy czym fakt ten został uwzględniony tylko w pierwszej opinii weterynaryjnej, z kolejnej wynikało, że pies zjadł trutkę, a oznak katowania nie stwierdzono – mimo iż wolontariusze dysponowali zdjęciami straszliwie poranionego psa oraz miejsca, w którym psa katowano.  Pies zamiast do lecznicy weterynaryjnej został przez strażników miejskich odwieziony do schroniska, choć wymagał natychmiastowej interwencji lekarza, a w nocy lekarza w schronisku nie było; pies nie przeżył. Policja nie przesłuchała też kluczowych osób, np. wolontariuszy, którzy znaleźli zwierzę, Piotra G., który prawdopodobnie śmiertelnie pobił własnego psa, nie zabezpieczyła miejsca wskazanego jako miejsce skatowania zwierzęcia. Sprawa może mieć ciąg dalszy, wolontariusze chcą doprowadzić do wszczęcia postępowania w tej sprawie.

Czytaj o niej tutaj: https://plus.gloswielkopolski.pl/poznan-pies-na-stadionie-szyca-zostal-skatowany-policja-uwaza-inaczej-i-sledztwo-umorzyla/ar/c1-14413045

Funkcjonariusz bez emerytury. Bo ma cztery łapy...

Wszystkich tych relacji wysłuchała autorka, dr Joanna Stojer-Polańska, podkreślając, że jej kontakty ze służbami mundurowymi i funkcjonariuszami pracującymi z psami czy końmi służbowymi są tylko pozytywne. Opowiadała, jak funkcjonariusze dbają o swoje zwierzęta służbowe i że po latach pracy opiekują się nimi do śmierci i to za własne pieniądze, ponieważ państwo polskie nie przyznaje żadnej emerytury zwierzętom wycofanym ze służby. Bo ma cztery łapy, a nie dwie nogi?… Choć pracuje tak samo ciężko… Formalnie jednak pies służbowy stanowi własność danej formacji, np. policji, a po wycofaniu psa z czynnej służby, zwierzę musi przejść procedurę “wybrakowania” – potraktowane zostaje jak przedmiot, co jest zgodne z ustawą o policji i innymi aktami prawnymi dotyczącymi służb mundurowych. Przed laty praktykowano ogłoszenie przetargu na “wybrakowanego” psa, obecnie już się od tego odchodzi, choć taka procedura nadal zapisana jest w ustawie o policji. Psy, bez względu na wzajemne przywiązanie psa i opiekuna, były oddawane w ręce tego, kto dał więcej.  Znana jest jednak sprawa, kiedy dwie służby toczyły proces o to, kto jest prawnym właścicielem dwóch psów służbowych, co uniemożliwiło przekazanie psów do ich opiekunów i zamiast starość spędzić w domach, trzymane były w kojcach służbowych. A kilka lat postępowań przed sądem, to dla obu psów było stanowczo zbyt długo.

(pewu)

Na zdjęciach – dr Joanna Stojer-Polańska podczas rozmowy z uczestnikami spotkania autorskiego oraz pies staruszek, ukochany psiak właścicieli BarBaresco

70378599_1470444906427915_8739926270294360064_n 70432578_1470445129761226_6643483605618130944_n 70510172_1470444983094574_7671722806622552064_n70370485_1464084223730650_6037483193534251008_n

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *