Schronisko dla zwierząt. “Nie dali mi psa, bo jestem za stary?”

Czy adopcja psa ze schroniska to trudna sprawa? Zwykle trudna jest sama decyzja, bo oznacza przeorganizowania sobie życia i uwzględnienie w nim potrzeb psa – przede wszystkim spacerów, karmienia, opieki weterynaryjnej. Mało kto jednak pomyślałby, że to okaże się niemożliwe, bo… schronisko odmówi wydania psa. 

Rodzina, czyli ojciec, córka i jej mąż, udali się do schroniska przy ulicy Bukowskiej w Poznaniu po psa. Wybrali młodą suczkę, mogli ją zabrać na spacer dookoła schroniska i – zakochali się w niej. Niestety, po wizycie przedadopcyjnej usłyszeli, że psa nie dostaną. Pan Ryszard Mazurek, u którego pies miał mieszkać, dowiedział się, że… jest za stary na psa. Tak właśnie zrozumiał przyczynę odmowy wydania wybranego psa. A tak całe zdarzenie relacjonuje jego córka, pani Magdalena:

– W dniu 24.02.2018 byłam z Tatą i mężem w schronisku dla zwierząt przy ulicy Bukowskiej. Po wstępnej rozmowie i wypisaniu ankiety mogliśmy przejść się po schronisku wybrać psa. Naszą uwagę zwróciła czarna suczka z białym pyszczkiem i “krawatem”. Siedziała w boksie 5/6  Biedna, wystraszona. Wróciliśmy do biura z informacją, jakiego psa chcielibyśmy zaadoptować. Z uwagi na to, że Tata nigdy wcześniej nie posiadał psa, pani, która z nami rozmawiała, stwierdziła, że musi być przeprowadzona wizyta przed adopcyjna. Uzyskaliśmy informację, że w poniedziałek rano skontaktuje się z nami osoba odpowiedzialna za adopcje. Do godziny 17:00 nikt nie zadzwonił. Około godziny 18:00 zadzwoniłam do schroniska dowiedzieć się, dlaczego nikt z nami się nie skontaktował. W odpowiedzi usłyszałam, że najwidoczniej ta osoba zapomniała. We wtorek zadzwonił do mnie pan, informując o wizycie w godzinach między 11:00 a 14:00  Wizyta przebiegła pomyślnie. Tata uzyskał zgodę na adopcję psa ze schroniska. Ucieszyliśmy się, że będziemy mogli zabrać pieska do domu. Pani Małgosia (osoba zajmująca się adopcjami) zasugerowała nam, że mamy wziąć ze schroniska psa starszego, a nie takiego młodego. Stwierdziła, że Tata nie da sobie rady z takim młodym psem. Na nic zdały się tłumaczenia, że ja i mąż jesteśmy u Taty codziennie i również będziemy zajmować się psiakiem. W trakcie rozmowy wyczułam, że nie chce się tej pani ze mną rozmawiać i żeby mnie zbyć, powiedziała, że psa już nie ma w schronisku.  Zirytowana cała sytuacją zadzwoniłam do schroniska dowiedzieć się, dlaczego ktoś inny zaadoptował psa, skoro my byliśmy nim zainteresowani. Okazało się, że piesek nadal jest w schronisku, ale i tak nie możemy go adoptować i mamy sobie wybrać innego – relacjonuje pani Magdalena Banaszak.

Zwróciliśmy się zatem do schroniska przy Bukowskiej z prośbą o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Podkreśliliśmy, że  ta rodzina wzięła psa na spacer i zaprzyjaźniła się z nim, wszyscy bardzo cieszyli się na psa. Byli zaskoczeni, kiedy najpierw pan Mazurek usłyszał, że jest za stary i nie spełnia wymagań, choć przecież po psa zgłosił się razem z córką /27 lat/. Potem, kiedy córka dzwoniła do schroniska oburzona sytuacją, usłyszała, że pies został adoptowany. Podczas kolejnej rozmowy inny pracownik schroniska przyznał, że ten pies nadal jest w schronisku. Napisaliśmy też, że dotarły do nas już wcześniej informacje, że poznańskie schronisko z nieznanych przyczyn zniechęca do adopcji zwierząt. Ta sytuacja zdaje się potwierdzać wcześniejsze sygnały.

Zdaniem rzecznika schroniska, wszystko przebiegło zgodnie z procedurami i w postępowaniu pracowników nie stwierdzono o żadnych nieprawidłowości:

– Sytuacja wyglądała inaczej. Nikt nie powiedział panu Mazurkowi, że jest za stary na psa. Nie odmówiliśmy mu adopcji, tylko zasugerowaliśmy, by wybrał innego psa, a nie młodą, energiczną suczkę, która potrzebuje dużo ruchu. Pan Mazurek mieszka sam, więc odpowiedzialność za psa spoczywałaby na nim. Faktycznie, udzieliliśmy błędnej informacji, za co przepraszamy, ale w boksie 5/6 były dwie suczki. Ta, którą sobie wybrał pan Mazurek, została już adoptowana – wyjaśnia Małgorzata Lamperska, Schronisko dla zwierząt w Poznaniu.

– Nie rozumiem tego wszystkiego, przecież mam czas dla psa, mogę z nim wychodzić często na spacery, a latem jeżdżę na ryby i cały czas przebywam na dworze. Pies miałby u mnie dobrze – ubolewa pan Ryszard Mazurek z osiedla Zwycięstwa. – Poza tym przecież tłumaczyliśmy pracownikom schroniska, że pies miałby być rodzinny, nas wszystkich.

O komentarz poprosiliśmy też rzecznika Urzędu Miasta, gdyż schronisko podlega Miastu, jednak nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Nasz komentarz

Rodzina pokochała psa, którego wybrała. Opowiadali z przejęciem, że na spacerze pies do nich się przytulał i kładł swoje łapki na ich ramionach. Rodzina jest niepocieszona, że pies, którego wybrali i który ich zaakceptował, trafił do innych ludzi. Uważają, że tak się nie robi, nie wolno budzić nadziei i emocji, a potem to niszczyć. Uważają, że nie uszanowano ich uczuć, nie potraktowano poważnie. Jedyne, co w tej historii można uznać za pozytywne, to fakt, iż schronisko przeprowadza wizyty przedadopcyjne sprawdza warunki przebywania zwierząt, by nie powtórzył się los zagłodzonej Diany, przekazanej psychopatycznemu oprawcy… To jednak nie pociesza rodziny, która tak bardzo pragnęła adoptować wybraną przez siebie suczkę.

(pewu)

Na zdjęciach: wybrana suczka, która jest już u innej rodziny, podczas spaceru dookoła schroniska i pan Ryszard z osiedla Zwycięstwa, który chciał adoptować psiaka

IMG_20180224_104923 IMG_20180224_104909 IMG_20180313_071730

 

You may also like...

1 Response

  1. Jolanta S. pisze:

    Pan Ryszard nie jest zapewne ostatnią osobą, ktora została przez pracowników tak potraktowana. Moją znajoma, dużo młodsza ode mnie a mam ok. 70 lat również w schronisku na Bukowskiej została podobnie potraktowana. Mieszka na parterze i córka prawie obok. Ja mieszkam na trzecim piętrze mam dwie sunie i kotka. Sunie są z różnych schronisk. Troche są przez przypadek bo zaistniało małe nieporozumienie ale wszystkie jesteśmy super szczęśliwe. Myślę, że schronisko na Bukowskiej na 100% odmówiłoby mi adopcji pieska 1,5 rocznego. Poprzednio miałam dwa duże psy samce (skrzyżowanie wyżła z dalmatyńczykiem) obydwa z tego samego miotu, nieprawdopodobnie żywotne od 6 tygodni życia. Jedeń z nich jeszcze żyje i jest u syna. Uważam, że właśnie pies, który wymaga dużo ruchu winien znajdować się w rodzinie w której chociaż jedna osoba jest w pełni dyspozycyjna. Pan Ryszard mógłby z powodzeniem siadać na rower albo po prostu bawić się na łączce z piłeczką czy kijem i pies też byłby wybiegany. Polecam schronisko w Gaju, tam są ludzie ktorzy na prawdę szanują zwierzęta i ludzi. Pozdrawiam J.S

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *