A. Jazikowski: “Przede wszystkim słuchać”. Dzieci i młodzież wobec pandemii

IMG_20210218_191127 Arkadiusz Jazikowski o sobie: Z wykształcenia jestem pielęgniarzem z 5-letnim stażem pracy. Dotychczas pracowałem na oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży, na ten moment – psychiatrii ogólnej, dla osób powyżej 18. roku życia. Ukończyłem studia magisterskie na Uniwersytecie Medycznym, obecnie, poza studiami podyplomowymi z zakresu przygotowania pedagogicznego w Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji w Poznaniu, kończę specjalizację paliatywną i psychiatryczną. Staram się cały czas rozwijać swoje umiejętności, nie tylko w wyuczonym zawodzie, ale także pokrewnych dziedzin, dzięki czemu wciąż poszerzam swoje horyzonty.

  • Pracuje Pan zawodowo z dziećmi i młodzieżą. Jak ta grupa generacyjna reaguje na trudny czas pandemii?

Początkowo dla większości młodych ludzi była to swego rodzaju atrakcja – przerwa od szkoły, wiele czasu wolnego. Nie rozumieli powagi sytuacji. Jednak bardzo szybko sielanka przerodziła się w zagubienie, wszechobecny strach – o samych siebie, rodziców wychodzących do pracy czy dziadków. Zaczęło brakować rutyny, rówieśników czy obowiązków. Młodzi, żyjący w radości i pośpiechu, z dnia na dzień stracili swoje dotychczasowe życie. Musieli dostosować się do zdalnej szkoły, przejąć odpowiedzialność za własną edukację i zdrowie. Dla większości to było zbyt wiele. Dla wielu oznaczało brak pomocy i wsparcia, które otrzymywali w szkole, brak ciepłego posiłku, uśmiechu drugiej osoby – zamknięto ich w domu pełnym traum i przemocy.

  • Co jest najgorsze w obecnych czasach i narzucanych z powodu koronawirusa ograniczeniach dla dzieci, a co dla nastolatków?

Dla dzieci najtrudniejsze jest zrozumienie obostrzeń czy reżimu sanitarnego i związana z tym dyscyplina. Dzieci nie lubią ograniczeń. Co więcej, przez wiele tygodni miały ograniczone kontakty rówieśnicze, nie mogły samodzielnie wyjść na plac zabaw, rower czy boisko. W edukacji zdalnej również mają trudności, zbyt wiele bodźców otaczających ich w domu powoduje, że nie potrafią się skupić. Niestety mają również niewielkie umiejętności informatyczne, co im utrudnia zdalną komunikację. Dla nastolatków najtrudniejsze jest ograniczenie przemieszczania – dopiero co wyzwolili się spod nieustannej kontroli rodziców, a znów są od nich uzależnieni. Brak możliwości spotkania się z rówieśnikami na neutralnym gruncie, pozbawionym dorosłych, zniechęcił ich do regularnych spotkań. Bardzo często przenieśli je do świata wirtualnego, gdzie czyha wiele niebezpieczeństw.

  • Czy pandemia ograniczyła przyjaźnie rówieśnicze czy może raczej je wzmocniła?

Zdecydowanie pandemia ograniczyła przyjaźnie rówieśnicze, szczególnie w pierwszych miesiącach. Tak jak wspomniałem wcześniej, wielu nastolatków przeniosła swoje spotkania do świata wirtualnego, nie każdy jednak miał do niego równy dostęp. Wiele budowanych przez lata relacji zostało zaburzonych, mnóstwo zaistniałych przed pandemią konfliktów nie rozwiązano.

  • Jak ocenia Pan funkcjonowanie rodzin z punktu widzenia młodych pacjentów? Czy do szpitali lub ośrodków pomocy psychicznej i psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży trafiają także młodzi pacjenci z dobrze funkcjonujących rodzin czy tylko tych z deficytami wychowawczymi?

Z moich obserwacji wynika, że większość dzieci i młodzieży z zaburzeniami psychicznymi pochodzi z dysfunkcyjnych rodzin. Wynika to z braku odpowiedniej opieki, wsparcia od rodziców czy odpowiednio wczesnego reagowania na narastające problemy dziecka. Brak odpowiednich wzorców również ma niebagatelny wpływ na rozwój i funkcjonowanie dziecka. Część pacjentów pochodzi jednak z dobrze prosperujących rodzin, są odpowiednio zaopiekowani i wychowani, a  ich problemy wynikają z  czynników niezależnych od procesu socjalizacji.

  • Co najbardziej teraz doskwiera polskiej rodzinie? Czego najbardziej brakuje dzieciom i nastolatkom w rodzinach?

Częstym problemem w polskich rodzinach jest niewystarczająca ilość uwagi poświęcanej dzieciom przez rodziców. Rodzice nie dostrzegają problemów młodych bądź nie potrafią ich zrozumieć. Spędzają z nimi bardzo mało czasu, nie mają wspólnych pasji czy zajęć. Jakże częstym jest widok rodziny jedzącej obiad w milczeniu bądź przed telewizorem… Polskim rodzinom brakuje przede wszystkim rozmowy, ale też szczerości i zaufania. Narzuca się dzieciom od lat przyjęte wzorce zachowań i postaw, próbuje kierować ich wyborami, przez co nie pozwala na budowanie własnego „ja”. Dorasta nam pokolenie ludzi wykreowanych przez rodziców.

  • Szkoła to przede wszystkim miejsce edukacji, ale też czy szkoła realnie jest w stanie pomóc swoim uczniom z problemami psychicznymi? A jak oceniają szkołę i jej wsparcie sami młodzi pacjenci?

Szkoła bardzo by chciała pomagać młodym ludziom z problemami psychicznymi, ma jednak bardzo często związane ręce. Samorządy szukają oszczędności zmniejszając liczbę etatów pedagogów i psychologów. W jakże wielu szkołach nadal nie ma psychologa, bądź jest jeden zatrudniony w wymiarze ¼ lub ½ etatu. Wychowawcom często brakuje kompetencji, radzą sobie z podstawowymi problemami wychowawczymi, jednak nie wiedzą, jak rozpoznać zaburzenia psychiczne czy jak reagować na problemy uczniów z tymi zaburzeniami. Potrzebna jest porządna edukacja w tym zakresie – odejście od wykładu na rzecz warsztatów dla pracowników oświaty prowadzonych przez specjalistów z doświadczeniem. Nastolatkowie najczęściej podkreślają, że ich problemy są w szkołach bagatelizowane. Czują się niezauważeni lub nierozumiani.

  • Jako pielęgniarz ma Pan też kontakt z młodymi pacjentami po próbach samobójczych. Dlaczego najmłodsza grupa wiekowa, dzieciaków, które dopiero wchodzą w życie, chce je sobie odebrać? Powinni się przecież cieszyć tym życiem, młodością, możliwościami… Co ich najbardziej przeraża, przed czym chcą uciec wybierając śmierć?

Większość młodych osób czuje się samotna i niezauważona. Wielokrotnie sami przyznają, że ich próby samobójcze bądź samookaleczanie jest spowodowane chęcią zwrócenia na siebie i swoje problemy, uwagi dorosłych. Niestety zdarza się również, że nastolatkowie, którzy nie potrafią poradzić sobie z problemami, często narastającym i wszechobecnym hejtem, wybierają samobójstwo, bo ta opcja wydaje się im jedynym wyjściem z trudnej sytuacji. Nikt ich nie uczy, jak wyrażać emocje, rozładowywać napięcie. Często nie wiedzą, dokąd udać się po pomoc.

  • Jak udało się Panu nawiązać kontakt ze zbuntowanymi młodymi ludźmi? To chyba łatwe nie było, zwłaszcza na początku Pana drogi zawodowej?

Rzeczywiście na początku mojej drogi zawodowej napotkałem wiele barier komunikacyjnych. Młodzi zbuntowani nastolatkowie nie traktowali mnie poważnie. Podważali mój autorytet, lekceważyli, zwracali się do mnie używając wulgaryzmów, czasami nawet mnie obrażali. Z czasem zdałem sobie sprawę, że w tej sytuacji sam jestem sobie winny. Nakładałem tej młodzieży, kierując się stereotypami i zasłyszanymi opiniami,  pewne łatki – „patologiczna rodzina”, „zbuntowany”, „kryminalista”. Nie chciałem i nie próbowałem ich poznać i zrozumieć. Dopiero gdy to do mnie dotarło, zmieniłem swój punkt widzenia. Zacząłem ich przede wszystkim słuchać, stawiałem się na ich miejscu, próbowałem zrozumieć i nie oceniać. Dzięki temu nasze relacje zdecydowanie się poprawiły. Zyskałem szacunek i, co najważniejsze, zaufanie wielu młodych pacjentów. Później wielokrotnie przychodzili po poradę, porozmawiać o problemach czy po prostu wygadać się, kiedy mieli gorszy dzień. Do dziś sprawia mi wielką przyjemność każde przypadkowe spotkanie z byłymi pacjentami, którzy z uśmiechem witają się ze mną i dziękują za tamte chwile wsparcia.

  • Czy, Pana zdaniem, problemem w kontakcie z dziećmi i nastolatkami jest przede wszystkim brak czasu dla nich i nieumiejętność słuchania tego, co mają do powiedzenia? Może także nadmiernego krytykowania? Nachalnego radzenia i narzucania rozwiązań?

Jak już wspomniałem kilkukrotnie, dorośli nie słuchają dzieci i młodzieży. Próbują mieć zawsze racje, nawet gdy wiedzą, że to dziecko ją ma. My, dorośli, próbujemy nadmiernie kontrolować dzieci, chronimy przed każdą porażką czy błędem. A przecież od lat wiadomo, że najlepiej uczy się na własnych błędach… Będę powtarzał nieustannie – rozmawiajmy z dziećmi i wsłuchajmy się w ich potrzeby, pozwólmy błądzić i być sobą. Wyznaczajmy granice i podnośmy poprzeczkę, ale nie powyżej możliwości psychofizycznych dzieci.

  • Jak ocenia Pan stan polskiej służby zdrowia w zakresie psychiatrii dzieci i młodzieży? Wielu mówi, że jest naprawdę źle, że spora grupa młodych ludzi z problemami psychicznymi nie ma szansy na uzyskanie pomocy, czy to prawda? Czy sytuacja jest tak zła?

Ogólna sytuacja polskiej OCHRONY zdrowia jest bardzo trudna. Psychiatrii dziecięcej chyba najtrudniejsza… Oddziały są przepełnione, co wynika z złego systemu. Hospitalizacja powinna być ostatecznością, jeśli wcześniej podjęte kroki nie będą skuteczne. Niestety tych wcześniejszych kroków w Polsce nie ma, brakuje profesjonalnej terapii pod okiem psychologa. Działające obecnie Poradnie Psychologiczno-Pedagogiczne nie spełniają swojej roli, być może wynika to z ich niewielkiej ilości i przeciążenia. Na samych oddziałach także nie jest kolorowo – brakuje lekarzy specjalistów, psycholog ma tylko kilka minut dziennie dla każdego dziecka, a personel pielęgniarski obarczony jest nadmierną dokumentacją. W szpitalu prowadzi się głównie leczenie farmakologiczne, a nie terapeutyczne, przez co nie jest ono w pełni skuteczne i trwałe.

  • Nie ustaje Pan w samokształceniu, obecnie studiuje, chcąc podwyższyć swoje kwalifikacje zawodowe. Jakie Pan sobie teraz stawia cele?

To prawda. Aktualnie kończę dwie specjalizacje w dziedzinie pielęgniarstwa, a także studia podyplomowe z zakresu pedagogiki. Moim celem jest w dalszym ciągu niesienie pomocy pacjentom borykającym się z problemami psychicznymi, ale też kształcenie przyszłych pielęgniarek i pielęgniarzy. Chciałbym w ten sposób dzielić się własnym doświadczeniem i nieść nowe, świeże spojrzenie na ten zawód – nieskalane stereotypami i niewłaściwymi praktykami. Ponadto, kształcenie innych daje mi ogromną satysfakcję i napaja nadzieją na poprawę jakości i wydajności ochrony zdrowia w Polsce.

  • Jak młodzi pacjenci reagują na maseczki i inne obostrzenia pandemiczne? Bo przecież maseczka utrudnia komunikację, zwłaszcza na poziomie pozawerbalnym.

Każdy pacjent podczas przyjęcia na oddział ma wykonywany test na obecność COVID-19. Po uzyskaniu negatywnego wyniku, pacjent nie musi nosić maseczki podczas codziennych czynności w oddziale. Chory musi założyć maseczkę tylko w momencie kiedy jest skierowany na dodatkowe badania na terenie szpitala. Zdarza się to rzadko i nie jest to wielkim utrudnieniem. Muszę przyznać, że młodzi pacjenci stosują się do wszystkich zaleceń pandemicznych, nie buntują się. Rozumieją sytuację. Niekiedy mam wrażenie, że są bardziej odpowiedzialni niż dorośli.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała

Paulina M. Wiśniewska

/wykładowca Wyższej Szkoły Pedagogiki i Administracji w Poznaniu/

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *