Z Dionizym Piątkowskim, dyrektorem Ery Jazzu rozmawia Paulina Maria Wiśniewska
- Niebawem w Poznaniu rozpocznie się kolejna odsłona Ery Jazzu, czego można się spodziewać tym razem?
Status imprezy nie pozwalał nam dotąd, w czasie pandemii, na szczątkowe prezentacje, stąd decyzja o pełnej festiwalowej ekspozycji w prestiżowych salach Poznania z plejadą wybitnych, premierowych projektów muzycznych. Po wielu, wielu miesiącach pandemicznej zarazy i kłopotliwych rygorów sanitarnych oraz administracyjnych Era Jazzu powraca zatem galowymi koncertami. Tegoroczna, festiwalowa edycja Ery Jazzu będzie miała szczególny charakter, ale nie zatracamy nic z ekskluzywności naszej imprezy. Zaprezentowane zostaną przecież jedyne i niepowtarzalne projekty artystyczne: Aquanet Jazz Gala z gwiazdorskim udziałem duetu Friend ‘n Fellow, zestaw komedowskich koncertów norweskiego Espen Eriksen Trio, kwartetu Piotra Schmidta, formacji Grit Ensemble, recitalu Aresa Chadzinikolau oraz premierowa prezentacja słynnego dzieła „Moja słodka, europejska ojczyzna” Krzysztofa Komedy w wykonaniu sekstetu Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Szczególnie ważny jest projekt, jaki przygotował – na nasze zamówienie – norweski pianista Espen Eriksen. Premiera miała odbyć się wiosną 2020 roku, potem kilkukrotnie była przekładana, by teraz zabłysnąć w pełnej krasie na specjalnym koncercie. Trio doskonale wpisuje się nie tylko w komedowską stylistykę, ale – co niezwykle ważne – przedstawia własne koncepcje interpretacji kompozycji Krzysztofa Komedy
- Komeda jest dobrym duchem Ery Jazzu. Skąd to zauroczenie właśnie Komedą?
Jestem „komedystą”, autorem książek i publikacji o Krzysztofie Komedzie, posiadam także spore archiwum dotyczące nie tylko Komedy, ale także poznańskiego jazzu. Od lat realizuję projekt „Czas Komedy”, który przestawia nie tylko unikalne prezentacje kompozycji Krzysztofa Komedy – Trzcińskiego grane przez wybitnych, światowych artystów, ale także autorskie projekty wielkopolskich muzyków, którzy swoje pomysły przyporządkowują muzyce wybitnego kompozytora. Wracam do „wielkich dni” Komedy i poznańskiego jazzu.
Przecież Sextet Komedy stał się – w tak zwanych latach katakumbowych jazzu w Polsce – manifestacja nowoczesności. Komeda i jego nowoczesna muzyka przełamała stereotyp postrzegania jazzu. Stał się – obok zespołów Andrzeja Trzaskowskiego- prekursorem nowoczesnego modern-jazzu w Polsce. I stąd ten sukces muzyki, zespołu i samego Krzysztofa Komedy. Zaistniał – używając języka dzisiejszych mediów – jako idol swojej epoki. Jazz, teraz ten pokazywany przez Komedowców stał się także pokoleniowym manifestem sporej grupy młodzieży, dla której amerykańskie jeansy, coca-cola i bikiniarskie skarpetki nie były już argumentami wrogiej nowoczesności. Wtedy, w połowie lat 50-ych, taka manifestacją stał się jazz. Wracam teraz z nowym Komedą; w tym roku premierowe projekty przedstawią Jan Ptaszyn Wróblewski, Espen Eriksen Trio, Grit Ensemble, Ares Chadzinikolau oraz kwartet trębacza Piotra Schmidta.
- Największa osobowość jazzu to…
Historia muzyki jazzowej to pasmo stylistycznych innowacji i pogoni za magiczną ,,blue note” interpretowaną na tysiąc różnych sposobów. Jazzowy ,,feeling” i kołysanie ,,swingu”, melodyka ,,bluesa” oraz emocja improwizacji powodują, iż każdy artysta tworzy i odbiera jazz inaczej. Na swój i tylko swój sposób. Ale tylko nielicznych określa się mianem gigantów tej muzyki. I choć jest to zabieg umowny, to zdać sobie sprawę należy z tego, iż pomysły muzyczne, stylistyczne, interpretacje a nade wszystko indywidualne pojmowanie jazzu są tutaj jedynie zabiegiem klasyfikującym oraz sygnałem dla nieszablonowych, jazzowych koncepcji. Gdyby przyszło zatem odtworzyć historię muzyki jazzowej, osnową byłyby innowacje sugerowane i wprowadzane przez wybitnych twórców: tradycjonalistę Louisa Armstronga, swingowego idola Benny Goodmana, modernistę Charlie Parkera, awangardzistę Ornette Colemana, ekscentryka Milesa Davisa. Lista gwiazd i gigantów jazzu nie ma praktycznie końca. Wybitni innowatorzy jazzu nie zawsze zyskiwali powszechny poklask. Często zachwyt krytyków nie pokrywał się z aplauzem pub liczności. Ostatnie lata ukazały, iż gwiazdą jazzu nie musi być koniecznie ortodoksyjny jazzman-innowator, lecz artysta, który swoimi nagraniami zaistniał na komercyjnym rynku. Kiedy zatem pojawia się hasło “gigant jazzu” najczęściej komplementuje się tych najpopularniejszych, którzy swoją muzyką, innowacjami i koncepcjami wyszli daleko poza jazzowe opłotki. Nieczęsto jazzmana obdarza się populistycznym określeniem ,,idol”. Choć właśnie wielu twórców jazzu zyskało popularność i uznanie, jakie najczęściej rezerwowane jest dla gwiazd rocka i muzyki popularnej.
- Poznań jest trudnym miejscem dla jazzu czy wprost przeciwnie?
Prawie sto lat trwa jazz w Poznaniu i Wielkopolsce. Historię muzyki, artystów oraz środowiska jazzowego wyznaczają określone amplitudy, które z jednej strony obrazują natężenie artystycznych i społecznych zjawisk, z drugiej są dowodem niezwykłej aktywności muzyków i słuchaczy. Mieliśmy zatem – już w latach dwudziestych ubiegłego wieku – swoistą, jak określił ten czas amerykański pisarz Scott Fitzgerald, „erę jazzu”. W znamiennych latach pięćdziesiątych nastał w Poznaniu „czas Komedy”. Były niezwykle jazzowe oraz kreatywne dekady lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, by wraz z nową sytuacją społeczno-polityczną ( ale i gospodarczą) zrodził się profesjonalny ruch jazzowy przełomu wieków. Lata jazzu w Poznaniu i Wielkopolsce znaczone są zatem nie tylko swingowymi koncertami lat trzydziestych, eksplozją nowoczesnego jazzu w latach pięćdziesiątych, emocją i sukcesami poznańskiego środowiska jazzowego lat osiemdziesiątych, ale także tym wszystkim, co w ciągu ostatniej dekady mijającego tysiąclecia „poznański jazz” zaproponował entuzjastom tej muzyki. Muzyczny Poznań przechodzi od dekad rytm amplitudy. Przed laty, gdy określenie “muzyczny Poznań” wyzwalało serdeczne emocje, teraz, gdy wielkie koncerty, festiwale odbywają się w wielu, często także mniejszych miastach, ekskluzywność Poznania bazować musi na oczywistych, wielkich i nieszablonowych wydarzeniach. Szczęśliwie dla jazzu odnaleziono ostatnio ciekawą alternatywę: budowania środowiskowej bazy dla wielu nowych inicjatyw. Warto przy tym pamiętać, że amplituda zachwytów i sukcesów w poznańskim jazzie ma swoje dobre i złe czasy. Tutaj narodził się nowoczesny jazz Komedy, Ptaszyna i Miliana i to tutaj nie wykorzystano tego faktu, by nasze miasto było centrum nowoczesnego ruchu jazzowego. Dekady później, gdy Poznań był “zagłębiem jazzu” z muzykami tej miary co Krzesimir Debski, Jan A.P.Kaczmarek, zespołami String Cinnection, Spiritual and Gospl Singers, Night Jazz Orchestra nie doceniono tych lokalnych diamentów, którzy schronienia szukali poza Poznaniem. Ostatnie dekady, czas urynkowienia jazzu i okres mocnego środowiska jest budujący: kluby prezentujące jazz, kilka festiwali, gwiazdy jazzu pojawiające się na ekskluzywnych koncertach oraz – a to jest chyba najważniejsze – mocna ekipa młodych poznańskich muzyków, którzy przebojem zdobywają krajowe i zagraniczne estrady. Kiedy ponad dwadzieścia lat temu startowałem z Erą Jazzu, wydawało mi się, że jest to idealny projekt na zastygłe, jazzowe środowisko. Od kilku sezonów naszymi działaniami staram się budować prestiż jazzowego Poznania. Nie tylko poprzez zapraszanie tutaj wielkich gwiazd, ale głównie poprzez tworzenie okazji, by wraz z wielkimi jazzu na estradach pojawiali się także muzycy z Poznania. Ten „Poznań Jazz Project” jest dla mnie wyzwaniem środowiskowym i budowaniem więzi, która przed laty była wielokrotnie zrywana. Czasami myślę, że to takie memento dla muzycznego Poznania: jazz jest ważną częścią kultury tego miasta i ważną częścią zgrabnego hasła… ”muzyczny Poznań”.
- Od jak dawna propaguje Pan jazz? I jak to się zaczęło? Bo przecież jazz to teraz muzyka dla koneserów…
Jazz ma własną, stałą publiczność. I działo się to nie tylko w latach trzydziestych, gdy ,,murzyńskie muzykanctwo” pojawiło się w Polsce, ale także wtedy, w latach 50-tych, gdy jazz był ,,imperialistycznym wrogiem”. O niezwykłej popularności muzyki jazzowej świadczą nie tylko pełne sale koncertowe, ale także specyficzna, elitarna przecież publiczność. Jazz jest taką dziedziną muzyki, w której każde nagranie, każdy koncert określić można jako innowację. Wynika to z samej istoty jazzu: muzyki żywej, impulsywnej, podlegającej, w każdym momencie jej tworzenia elementowi “innego grania” a więc kreacji poprzez indywidualizm muzyka-kompozytora. To prozaiczne uogólnienie najlepiej oddaje kunszt jazzowej innowacji oraz precyzyjnie umiejscawia jej twórców oraz emocjonalnie reagujących na tę muzykę odbiorców. Moje pierwsze ważne nagrania to jazzowe ballady Rollinsa, Coltrane’a, Bena Webstera, trochę bossa-novy Stana Getza.
In to był ten „ zapalny „ moment. Moi koledzy słuchali Led Zeppelin, Hendrixa, Deep Purple a mnie z tej półki pasował już tylko Santana z Johnem McLaughlinem, jakieś radosne dzięki Corei, trochę muzyki swingowej i big-bandowej. Z czasem stałem się bywalcem festiwali, także zagranicznych. Kiedy pisałem prace magisterska ( na UAM – Katedra Etnografii) profesor Józef Burszta był chyba rozgoryczony a tytuł wzbudzał naukową konsternacje „ Elementy folkloru w polskim jazzie”. Z pewnością gdybym był nie etnografem (specjalność folklor muzyczny), dziennikarzem i absolwentem kursu „Jazz & Black Music” kalifornijskiego UCLA, lecz dyplomowanym handlowcem, sprzedającym jazz jak banany, na pewno byłoby mi łatwiej być szefem przedsięwzięcia jazzowego. Ale z drugiej strony nie byłym postrzegany jako szczery entuzjasta. Erę Jazzu stworzyłem trochę realizując marzenie wykreowania „własnego kawałka podłogi”. Nie podchodziłem do przedsięwzięcia jak biznesmen, nie tworzyłem chłodnej, finansowej kalkulacji. Chciałem po prostu robić koncerty na możliwie najwyższym poziomie.
- I na koniec – czym można zachęcić poznaniaków do przyjścia na koncerty tegorocznej edycji Ery Jazzu?
W ofercie festiwalowej jest jeden, ważny koncert: rozpoczynamy galą z udziałem niekwestionowanej gwiazdy, duetu Friend & Fellow. To jeden z najważniejszych zespołów akustycznego jazzu wokalnego. Constanze Friend określana jest często jako “śpiewająca Josephine Baker” a w jej muzyce doszukać można się oczywistych odniesień do stylistyki Sarah Vaughan, Elli Fitzgerald czy Cassandry Wilson. Gitarzysta Thomas Fellow to muzyk o niewyczerpanej inwencji twórczej. Jest wybitnym gitarzystą akustycznym, uważanym jest za jednego z najlepszych akompaniatorów. Jako wirtuoz gitary doskonale odnajduje się zarówno w klasycznej muzyce koncertowej, jak i w jazzie, world-music oraz muzyce rozrywkowej. Początek festiwalu zapowiada się niezwykłym i niepowtarzalnym wydarzeniem artystycznym ! Do tego Jan Ptaszyn Wróblewski, set koncertów komedowskich. Zapraszam !
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała Paulina M. Wiśniewska
Do zobaczenia na Erze Jazzu!