Brydż w czasach pandemii w wersji online może stać się wielką przygodą. Rozmawiamy z jedną z uczestniczek internetowego kursu brydżowego i rozgrywek w sieci.
Pani Anna studiowała resocjalizację, lecz zawodowo jest związana z branżą turystyczną, mieszka w Warszawie.
Jak zaczęła się Pani przygoda z brydżem?
Moja przygoda z brydżem sportowym zaczęła się w listopadzie ubiegłego roku. Była to realizacja odwlekanego od kilku lat marzenia. Zawsze jednak coś stawało na
przeszkodzie – albo sprawy zawodowe, albo osobiste. W listopadzie zaczynał się kurs w „Nauce Brydża”. Pasowała mi lokalizacja, pasował dzień tygodnia… Stwierdziłam, że dłużej nie chcę czekać – i dołączyłam do grona uczestników „Nauki Brydża”. To była doskonałą decyzja.
Czy zawsze była Pani pasjonatem gier karcianych? Jakich?
Nie, absolutnie. To całkiem nowa pasja i dotyczy wyłącznie brydża sportowego. Wcześniej z kartami miałam kontakt okazjonalny. Jako dziecko, w okresie wakacji, grywałam z rodzicami w „kierki”. Mnóstwo lat temu, w okresie wczesnej młodości, miałam pewien kontakt z brydżem towarzyskim – w gronie przyjaciół spotykaliśmy się czasami, żeby „pograć”. Ale był to brydż na (najdelikatniej mówiąc) bardzo, bardzo podstawowym poziomie. Kiedy dzieci były małe – grywałam z nimi w „wojnę”. I to był cały mój kontakt z kartami.
Od jak dawna Pani gra i z jakimi efektami?
Gram od pół roku, od momentu związania się z „Nauką Brydża”. Przez ten czas moja wiedza na temat tej gry i zdobyte umiejętności – weszły na poziom, którego kilka miesięcy temu nawet sobie nie wyobrażałam. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę z tego, że wciąż jestem na początku długiej drogi… Podążanie nią jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem, jestem nieustająco ciekawa, co przyniesie kolejny etap. Momenty, w których udaje mi się wdrożyć do gry to, czego dowiaduję się na wykładach – są dla mnie fascynujące. Z największą przyjemnością biorę udział we wszelkich, organizowanych dla uczestników „Nauki Brydża”, turniejach. Naprawdę cieszy mnie każda rozegrana rozgrywka, niezależnie od realnie osiągniętego w niej wyniku. Chociaż, oczywiście, dobre wyniki zawsze są źródłem ogromnej satysfakcji. Malutkie sukcesy? W jednym z turniejów indywidualnych udało mi się nawet zdobyć I miejsce; drużyna, do której należę, aktualnie wysunęła się na prowadzenie w wewnętrznej Lidze – a ostatnio razem z moją brydżową partnerką zajęłyśmy w turnieju II miejsce.
Co Pani daje brydż? Zwłaszcza ten w wersji online.
Przede wszystkim – brydż sportowy to spełnienie długo dojrzewającego marzenia. To pasja, którą bardzo cenię. Na pytanie o to, co daje mi ta gra – mogę odpowiedzieć jedno: same korzyści, postrzegane w różnych aspektach. Zacznę od aspektu intelektualnego – brydż jest niesamowitym ćwiczeniem umysłu. Wymaga skupienia i koncentracji. Angażuje pamięć, rozwija umiejętności analityczne i strategiczne. Uwielbiam taki typ wysiłku, lubię też ten rodzaj „zmęczenia”. Skupienie na brydżu pozwala mi całkowicie oderwać się od spraw codziennych, problemów zawodowych itd. Kolejnym aspektem jest aspekt społeczny – brydż pozwolił mi poznać nowych, znakomitych ludzi o podobnych zainteresowaniach, mających taką samą pasję. To jest nie do przecenienia. Brydż w wersji on-line umożliwia intensyfikację rozwoju umiejętności. W każdej chwili można usiąść przed komputerem i na jednej z platform, dedykowanych tej grze, znaleźć się przy wirtualnym stoliku. W brydżu bowiem jest tak, jak w każdej dziedzinie sportu – chcąc podnosić wyniki, trzeba jak najwięcej trenować. W sieci, o każdej porze dnia i nocy, znajdziemy partnerów do gry (gracze są ze wszystkich kontynentów, różnice czasu na świecie gwarantują możliwość rozgrywek przez całą dobę).
Czy brydż to tylko zabawa dla matematyków? Jakie szanse mogą mieć humaniści tam, gdzie podstawę stanowi liczenie i strategie oparte na tym liczeniu? Niemałą rolę odgrywa też rachunek prawdopodobieństwa, a także systemy licytacyjne, oparte na wzorach iście matematycznych. Gdzie tu miejsce dla humanistów?…
Przede wszystkim – pytanie: czy grę w brydża można w ogóle nazwać zabawą? Użyłabym raczej określenia „zajęcie”, choć pewnie zależy to od stopnia
zaangażowania. Niewątpliwie ma Pani rację – matematyka jest w brydżu pomocna. Umysły ścisłe, być może, szybciej przyswoją wspomniane strategie. Proszę jednak pamiętać, że grając w brydża – nie jesteśmy zobowiązani do układania jakichś algorytmów, do przyswajania wzorów matematycznych. Brydż bazuje na pewnych zasadach, które trzeba po prostu zrozumieć i których trzeba się nauczyć. Podstawowe obliczenia (w amatorskim ujęciu gry oczywiście) obejmują sprawne liczenie w zakresie… czterdziestu (poza zapisem, ale tego też można się nauczyć). Profil wykształcenia absolutnie nie stanowi jakiegokolwiek limitu, by próbować swoich sił w tej grze. Bardziej istotne są otwartość umysłu i gotowość do systematycznego przyswajania Absolutnie nie mogłabym zgodzić się z tezą, zakładającą choć cień wątpliwości, czy jest tu miejsce dla humanistów – i to niezależnie od tego, czy określenie „humanista” dotyczy bardziej wykształcenia czy postawy światopoglądowej. Brydż – to gra zespołowa. Każda pojedyncza rozgrywka opiera się na współpracy z drugą osobą – naszym partnerem. Osiągane wyniki nie zależą tylko od naszych umiejętności, ale również od umiejętności partnera. Musimy umieć porozumieć się z drugim człowiekiem, obdarzyć go zaufaniem, umieć przejść do porządku dziennego nad popełnionymi przez partnera błędami. Tego też oczekujemy od niego. Brydż wymaga od nas szacunku, zarówno dla partnera, jak i dla grających z nami przeciwników. Przecież spotkania przy brydżowych stolikach, wszelkie turnieje – to spotkania „face to face” z innymi ludźmi. Jakby zatem nie patrzeć – konkretne umiejętności, bazujące na elementach wykształcenia humanistycznego (wymienię tu chociażby psychologię, socjologię, komunikację) czy podstawy światopoglądu humanistycznego (m.in. otwarcie na drugiego człowieka) – są w brydżu, moim zdaniem, wręcz niezbędne i często ważniejsze niż biegłość w rachunku prawdopodobieństwa oraz w obliczaniu skomplikowanych wzorów matematycznych. To troszkę „przewrotne” pytanie… Przecież bycie humanistą nie wyklucza znajomość matematyki – a perfekcyjne poruszanie się w świecie liczb, ciągów, rachunku prawdopodobieństwa itd. – nie wyklucza bycia humanistą…
A Pan/Pani jaki uprawia zawód, czy ma wykształcenie matematyczne?
W liceum uczęszczałam do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, skończyłam natomiast studia humanistyczne: Profilaktykę Społeczną i Resocjalizację na UW. Całe moje życie zawodowe było i jest bardzo dalekie od matematyki. W wyuczonym zawodzie nie pracuję od wielu lat. Jednak zarówno wcześniej jak i teraz (prowadzę działalność w branży turystycznej) – zawsze była to praca daleka od nauk ścisłych. Jestem jednak osobą, lubiącą gry matematyczne, rozwiązywanie zawiłych zadań, nowe wyzwania…
Kto dzieli Pana/Pani pasję brydżową? To rozrywka wymagająca jednak sporego zaangażowania czasowego, co na to rodzina?
Prawdą jest, że kiedy w listopadzie podejmowałam decyzję o wstąpieniu w szeregi „Nauki Brydża” – nikt z rodziny nie przypuszczał, że brydż pochłonie taką ilość mojego czasu. Ja sama chyba też nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że brydż sportowy tak mnie wciągnie… Osobom, które nie znają tej gry lub którym zdarzało się kiedyś tylko sporadycznie siadać przy stoliku do brydża towarzyskiego – często wydaje się, że znajomość koloru kart, ich wartości, podstawowych zasad związanych z licytacją – to cała wiedza konieczna do gry. W brydżu towarzyskim, w gronie przyjaciół, to bez wątpienia może wystarczyć. Ja jednak realizuję swoją przygodę z brydżem sportowym – dążę zatem do zdobywania kolejnych etapów wtajemniczenia brydżowego i rozwijania kolejnych umiejętności. Uczestniczę w zajęciach „Nauki Brydża”, czytam książki na ten temat, analizuję rozdania i przede wszystkim – staram się jak najwięcej grać. To rzeczywiście pochłania sporo czasu. Ale dzieje się to raczej kosztem innych zajęć, którym oddawałam się wcześniej. I często kosztem mniejszej ilości snu, ale ja jestem „nocnym markiem”, więc nie narzekam. Na szczęście oboje z mężem zawsze wspieramy się nawzajem w rozwoju naszych pasji, cenimy je – więc z tym absolutnie nie mam problemu. Niestety, nie ma wśród moich bliskich osób chętnych do gry. Nie ukrywam, że będę mocno pracować nad tym, żeby to się zmieniło w przyszłości. Na co dzień, póki co, pozostaje mi więc gra on-line ze znajomymi z „Nauki Brydża” lub gra z innymi osobami na platformie Bridge Base Online.
W czasach pandemii brydż przeniósł się do Internetu. Waszym zdaniem – jest lepiej, czy gorzej? Jak się udają te internetowe spotkania przy brydżowym wirtualnym stoliku? Wolicie brydża przy komputerze czy dotyk kart w ręku jest jednak niezbędny?
Z powodu obecnej sytuacji epidemicznej wszystkie spotkania i wykłady organizowane przez „Naukę Brydża” prowadzone są od połowy marca w wersji on-line. Zamiast spotkań stacjonarnych, które odbywały się raz w tygodniu – mamy zdalne wykłady trzy razy w tygodniu, pięć razy w tygodniu rozgrywamy turnieje lub mecze. To niesamowicie zintensyfikowało zarówno tempo nauki, jak i ilość ćwiczeń praktycznych. Dla mnie jest to ogromny plus. Każdego dnia robimy spory krok do przodu, każdy dzień przynosi nową wiedzę i nowe umiejętności. Kolejny plus: w momencie, gdy hasło „zostań w domu” wciąż pozostaje (dla naszego bezpieczeństwa) aktualne – taka oferta znakomicie pozwala na wypełnienie czasu, który przed pandemią mógł być wykorzystany na spotkania ze znajomymi, wyjścia do sklepu czy do kina. Skupieni na brydżu – bez wątpienia łatwiej radzimy sobie z licznymi ograniczeniami, z izolacją społeczną. Spotkania wirtualne niosły za sobą pewną niewiadomą. W czasie zajęć stacjonarnych spotykaliśmy się w tych samych grupach co tydzień. Zdążyliśmy się już poznać, często polubić. Teraz ,w rozgrywkach on-line, spotykają się wszyscy uczestnicy „Nauki Brydża”, osoby z różnych miast i z różnych grup. Nie znamy się, weszliśmy w to troszkę anonimowo. I okazało się, że całe środowisko odnalazło się znakomicie w tej specyficznej sytuacji. Spotykamy się przy wirtualnych stolikach jak starzy znajomi, ciesząc się z tych spotkań. Umawiamy się na wieczorne rozgrywki w sieci. To jest bez wątpienia pewna magia brydża… Oczywiście, spotkanie z innymi uczestnikami przy prawdziwym, pokrytym zielonym suknem, brydżowym stoliku – jest czymś nie do zastąpienia. Gra on-line nigdy nie odda tej atmosfery skupienia, współpracy, wspólnych emocji. Obrazki kart na ekranie nie są tym samym, czym jest wachlarzyk kart, trzymanych w ręku. Ale z pewnością te dwie formy gry, realna i wirtualna, nie wykluczają się wzajemnie. Wręcz przeciwnie – moim zdaniem one się doskonale uzupełniają.
Czego można życzyć brydżystom sportowym na najbliższe tygodnie i miesiące?
Przede wszystkim – bezpiecznego powrotu do prawdziwych brydżowych stolików! Oraz wielu udanych rozgrywek.
I na koniec – proszę podać miasto i lata gry w brydża.
Mam na imię Anna, jestem z Warszawy. Gram: od listopada 2019.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała /online/ Paulina Wiśniewska
/wykładowca Wyższej Szkoły Pedagogiki i Administracji w Poznaniu/