Rozmawiamy z tancmistrzem, choreografem i propagatorem baletu klasycznego, autorem książek, Romanem Komassą.
- Każda profesja ma swoje autorytety, także i w sztuce baletowej są wielcy i ci zwykli… Jakimi trzeba się wyróżniać cechami, by zdobyć uznani e wśród przedstawicieli środowiska baletowego?
Na tej całej palecie artystycznych osobowości, chyba nie ma konkretnej definicji i jednoznacznego określenia, która czy który stoi w pierwszym rzędzie popularności. A jednak w tej całej czeladzi baletowej istnieją niepowtarzalni. Kiedy z mojej subiektywnej perspektywy miałbym określić i przybliżyć wyjątkowość owych gwiazd baletowych, to cechy podstawowe mógłbym określić mianowicie w kilku zdaniach. A zatem ci wielcy w aspekcie sztuki baletowej są w kontekście złotej linii proporcji przede wszystkim piękni. Piękno można rozpatrywać oczywiście na różne sposoby, lecz pragnę tu jasno opisać atrybuty piękna tancerza i poniekąd namaścić jego autorytet i prestiż w odniesieniu do rzeczywistego trendu panującego w naszej profesji. W moim mniemaniu, doza skromności i ciężkiej pracy to początek. Scena oczywiście wymusza, aby pozbyć się owej skromności i w konsekwencji poniekąd prowokuje do przedstawienia wszystkich pokładów ludzkiego charakteru. No cóż, z pewnością progiem drugim jest indywidualna interpretacja powierzonych ról, a zatem aktorstwo w najwyższym wydaniu połączone z wyjątkową techniką tańca klasycznego. Aczkolwiek może to nie wystarczyć do pokonania wyzwań, jakie stawia przed tancerzami ogrom i zróżnicowanie repertuaru. Może na tym wierzchołku góry popularności trzeba byłoby uwzględnić wrażliwość cechy charakteru i upór, może z dozą arogancji? Przecież jest to branża poniekąd komercyjna, widoczna gołym okiem, obnażająca wszystko co ludzkie i nieludzkie. Menadżerzy i ich pupile, ten obraz jawi mi się w głowie, kiedy widzę tych naprawdę wielkich. Strona komercyjna i wszechwładny marketing dopełniają wszak procesu rozpoznania autorytetu, tak sądzę. To efekt siły reklamy instytucji zatrudniających primabaleriny i The first dancers. A może w ślad moich myśli trzeba by było podążyć zupełnie inna drogą do określenia autorytetu w sztuce baletowej. Może ta wyjątkowość leży w nieokreślonej naturze ludzkiego potencjału, poniekąd te cechy geniuszu artystycznego mają inne podłoże, pozawymiarowe. Empirycznie oczywiście tego nie można stwierdzić, tylko poczuć na własnej skórze, która czy który znakomity artysta baletu trafia prosto w nasze serce. Efemeryczny stan obcowania z żywą sztuką baletu jest niewątpliwie połączony z wrażliwością widza. To chyba w ten sposób autorytet wykonawców tej dziedziny urasta do miana niepowtarzalności, co sławi indywidualne imię.
- Charyzma jest istotną cechą dla każdego autorytetu, ale tutaj charyzma bez niezwykłej sprawności fizycznej chyba niewiele zdziała? Warsztat i umiejętności baletowe są niezbędne.
Oczywiście, że tak, bez tytanicznej pracy i odrobiny szczęścia artysta baletu nie miałby szans wzbić się na wyżyny swoich możliwości. W asyście odpowiedniego pedagoga i wsparcia rodziny, która może mieć, ale nie musi mieć wielkiego znaczenia w inspirowaniu do osiągnięcia najwyższego pułapu i upragnionego sukcesu. Na przykładzie własnym przytoczę pokrótce moją drogę do pozycji pierwszego tancerza w Polsce. Były to realia trochę inne od dzisiejszych, w oparciu o odrobinę protekcji sięgnąłem po upragnione laury w skali naszej ojczyzny. Ale muszę z całą siłą przyznać, że nie była to wycieczka na piękną plażę z hamakiem. Lecz ciężka wspinaczka w pocie czoła, gdzie niejednokrotnie brakowało mi tchu w płucach i ból był nie do zniesienia. Czas jednak leczy rany, wewnętrzny optymizm pozwolił mi przetrwać i odnaleźć ducha tańca. Czy byłem charyzmatyczny? Proszę spytać tamtych widzów, którzy mnie jeszcze pamiętają, dzięki Bogu są jeszcze wśród nas. Dziękuję Wam z całego serca za Wasze gromkie brawa. Ślad mojej własnej refleksji może dotyknie każdego tancerza, jest wielu, których życie zostało opisane i myślę, że pozostaną wzorcem do naśladowania, choć każdy z nas pozostaje inny. Autorytet i charyzmę nie nabywa się przypadkiem, scena zawsze dyktuje twarde warunki, gdzie w przypadku tancerza każde braki techniczne są widoczne jak na dłoni. Bo cóż by to było do oglądania, jakby sceniczny Książę w długich i pięknych lokach potykał się o własne nogi w zaszczytnej wariacji, z trzeciego aktu ,,Jeziora Łabędziego”. Śmiem twierdzić, że żadna charyzma nie udźwignęłaby takiego blamażu, autorytet prysnąłby jak bańka mydlana, gdyby w ogóle był. Więc wrócę do sedna postawionego pytania. Fizyczna strona, tak zwany warsztat artysty baletu, pozostanie nieodłączną pietą Achillesową, którą można pokonać ciężką pracą albo ją umocnić brakiem konsekwencji w codziennym treningu przy drążku baletowym. Każdy z wielkich, nie traci chwili na pierdoły i spekulacje za kulisami. Odporność psychiczną albo się posiada, albo trzeba ustąpić i stanąć w dziesiątym rzędzie. Trema potrafi zeżreć talenty i rozłożyć na łopatki tych utalentowanych. Tylko nieliczni z wielkich, a może arcywielkich, dotykają nieboskłonu nieśmiertelności. Na arenie międzynarodowego uznania, splendoru ascetycznej chwili – bycia na scenie w świetle reflektorów i łez szczęścia.
- A może potrafi Pan wskazać autorytety w swojej baletowej dziedzinie, który to autorytet nie potrafi mistrzowsko tańczyć? To przecież nie muszą być tylko baletnice czy baletmistrzowie, ale może choreografowie czy reżyserzy?
Nie muszę daleko sięgać pamięcią, wielu wspaniałych ludzi poznałem na swojej drodze artystycznej, którzy na zawsze pozostaną dla mnie wyjątkowi. Pierwszym i bardzo ważnym pedagogicznym autorytetem spotkanym u początków mej scenicznej kariery to Witalij Litwinienko, który swoją charyzmą i profesjonalnym podejściem do wspólnej pracy pomógł mi udźwignąć kilka ważnych ról baletowych. Nie był on wybitnym tancerzem, ale miał dar prowadzenia prób i potrafił wzbudzić motywację , bez której żaden spektakl i rola w nim zawarta byłaby pozbawiona odpowiedniej dawki emocji. Wymiar autorytetu można rozpatrywać w kilku obszarach, co powoduje, że ktoś potrafi dzielić się własnym doświadczeniem i bez trudu przekonać o właściwym kierunku działania. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat mogę stwierdzić, że moje spotkanie z wieloma charyzmatycznymi ludźmi wznieciło we mnie pragnienie do poznania arkanów sztuki baletu. Tak moi drodzy pedagodzy, asystenci i koledzy. Czesław Bilski, wspaniały kolega po fachu, dzielił się swoim doświadczeniem aktorskim nie tylko na sali baletowej, ale w żarliwych dyskusjach po pracy. Czesławie, dziękuję Ci z całego serca za tamte chwile przebywania w sztuce teatru i tańca. W gronie autorytetów nadmienię asystentkę choreografa Galinę Sputnikową i korepetytora solistów, Dagmarę Kalinowską, to wy drogie panie w swojej pięknej charyzmie i cierpliwości kształtowałyście mój artystyczny temperament. Co z całą pewności nie było łatwe, kiedy godzinami spędzaliśmy czas na wspólnych próbach. Wasza wyrozumiałość pozostała wynagrodzona i wiem dzisiaj, żeby zrozumieć tę wartość autorytetu trzeba przejść wspólną drogę. Innej możliwości nie ma. Wspomnę też o wspaniałej asystentce Greya Veredona, to Rita Lussi, która była duszą wszystkich moich prób, jej osobowość i spokój wprowadzał pozytywny nastrój. W trzech premierach baletowych ,,Sen nocy letniej”, „Wolfgang Amadeusz Mozart”, „Romeo i Julia” w Teatrze Wielkim w Łodzi w choreografii Greya, Rita była obecna, wspaniała osoba, pozostanie dla mnie wielkim autorytetem. Z grona moich autorytetów niezwiązanych z branżą baletową – to istotną rolę w moim życiu zaznaczył reżyser operowy z Niemiec Uwe Schwarz. Miałem ten zaszczyt pracować z nim nad dwoma operowymi dziełami w Braunschweig ,,Die tote Stadt”, i „Orpheus und Eurydike”. Uwe posiadał wyjątkową charyzmę i podczas prób wyzwalał tyle energii, że wszyscy soliści śpiewacy i ja w roli Gaston mieliśmy wrażenie, jakby pochłonął nas ocean świata mitów i bezgranicznej miłości. Piękny czas wzniosłej atmosfery przynosił owoce w postaci braw, które do chwili obecnej słyszę jeszcze w kroplach deszczu i płatkach śniegu.
Tak, moi drodzy Czytelnicy, moje słowa mogą wam trochę przybliżyć atmosferę tamtych chwil oddać namiastkę emocji tych niezapisanych wrażeń. Optymizmu i nadziei dla przemijającej sztuki tańca. Moja nostalgiczna nuta może zabrzmi trochę refleksyjnie, ale tak to jest i nie inaczej, jak spotykamy wyjątkowych artystów. Poniekąd tacy ludzie posłani są od Boga, aby chronić świat od cierpienia i tego całego bałaganu polityki i ekologii .Więc przytoczę kolejne imię mojego zacnego kolegi i artysty baletu, choreografa i pedagoga. Andrzej Glegorski był, niestety piszę już w czasie przeszłym, bo kiedy klikam na stronę Facebook, widzę ciągle profile znajomych i Twój, drogi Andrzeju, które nie odpowiadają. A zatem Andrzej był polskim emigrantem, który żył we Francji i miałem to szczęście go poznać i wspólnie pracować nad jego choreografią. To było ciekawe doświadczenie, wspólna praca nad rolą Pietruszki do baletu „Pietruszki” Igora Strawińskiego, po raz pierwszy moja własna improwizacja mogła rozwinąć skrzydła przy aprobacie kolegi choreografa. Wzajemna praca i szacunek poparty autorytetem, jaki posiadał Andrzej, był dla mnie czymś wyjątkowym. Może to kwestia osobowości ludzkiej, gdzie napotkana osoba staje się duchowym przewodnikiem ziemskich bezdrożach.
Na koniec tego pytania, wymienię choreografa, który natchnął mnie świadomością, dokąd sztuka baletu może poprowadzić. Wrył w sercu strumień pragnienia ciągłego niedosytu i pragnienia doskonalenia własnych aspiracji, ciągłą pracą nad własnym artystycznym warsztatem. Rola Spartakusa utworzyła pomost do kreacji innych zadań artystycznych. Jozef Sabovcik zdecydowanie przedstawił cel działania jako konsekwentny choreograf ze zrozumieniem możliwości tancerza. Chylę przed nim czoło i dziękuję za daną mi szansę.
- Czego oczekuje środowisko baletowe od tych wielkich, znanych i poważanych?
Hahaha.. jak to czego?! Wirtuozi, perfekcji i czaru, ekspresji w jednej klasycznej linii, wdzięku i czegoś więcej. Proszę wierzyć, że sala baletowa i jej członkowie, a zatem tancerze i tancerki to najsurowsza publiczność na świecie. W czasie ostatnich prób przedpremierowych z reguły robi się tak zwane próby całościowe, chronologiczne przeloty scena po scenie bez przerwy. Bez kulis i blasku świateł, naga sala przy audytorium kolegów i koleżanek po fachu, analizująca drobiazgowo, czy ten czy tamten solista wykonał prawidłowo ustalone Pas Fixe, oczywiście komentarzy nie ma bezpośrednio na sali, tylko miny i oczy obserwujących artystów baletu mogą zdradzać aprobatę lub zazdrość z dezaprobatą. Osobiście zawsze miałem ciarki na plecach, czując spojrzenia konkurencji i ogromną ulgę, jak wszystko się udało prawidłowo wykonać. Myślę, że każdy – każda solistka na świecie niosą ten bagaż odpowiedzialności, świadectwa kunsztu, magnetycznej siły i przemożnego uczucia lekkości.
Bo przecież sam taniec w sobie dopiero może zaistnieć kiedy wzniecony ruch ciała poruszy uśpione powietrze. Nie wolno zapomnieć o przemożnych krytykach baletowych, którzy piszą recenzję na rzecz wydarzeń premierowych. To oni patrzą przez tak zwane różowe szkiełko – czy była to prawda, czy fałsz. Dokąd ten czy ta zacna tancerka sprawdziła się czy sprawdził się. Czy udźwignął ciężar dramaturgiczny i obronił tytuł choreograficznego tematu. Wiadomo wszem i wobec, że litera porusza wyobraźnię i przyciąga masy lub odpycha i porzuca w otchłań przegranej. Krytyk jest przecież osobą nieobiektywną i czy jego znajomość warsztatu tancerza jest w pełni adekwatna do oceny i wystawienia świadectwa o substancji wykonanego tańca. Może tak, choć w mojej subiektywnej ocenie litera i treść zawarta w kilku wersetach mogą być zakrzywione i nie do końca odzwierciedlające wyjątkowość solistów baletu. Każdy oczywiście ma prawo do osobistego podejścia do tematu. Wielcy tancerze mają też swoje słabe dni, oni nie są maszynkami, które produkują frytki z solą. A zatem, podniosłe „ach i och” czasami spełza na niczym, kiedy uginające się loże milkną albo rzucają tuziny kwiatów. Ten naoczny dowód na aprobatę i podkreślenia wielkości, w brawach na stojąco. Podczas dwugodzinnego spektaklu baletowego może zawsze się wiele zdarzyć, nieprzewidziane sytuacje drobne uchybienia to przecież normalna rzecz, ludzka sprawa to ten mechanizm psychofizycznych reakcji i zachowań. Choć nikt nie lubi widzieć cieni, które pozostawiają niedosyt i niesmak, szczególnie kiedy kurtyna opada zbyt szybko. Więc powrót może być bolesny do codziennej rutyny i samodyscypliny, kiedy jeszcze nikogo nie ma na sali baletowej, a drążek do ćwiczeń tańca klasycznego jest zimny.
- Spośród znanych sobie autorytetów w sztuce baletowej jakie są ich największe dokonania i osiągnięcia?
Lista osiągnięć tych wielkich jest długa i w skali całego świata imponująca, więc przytoczę kilka najważniejszych ośrodków, gdzie sztuka baletowa szczególnie podlega niemal gloryfikacji. Ma to chyba znaczenie ze świadomości społecznej, i znajomości tej dziedziny sztuki. Teatr Balszoj w Moskwie, Opera Garnier w Paryżu, New York City Ballet, Rogal Ballet of London, Opera La Scala. To kilka miejsc w gronie wielu stolic świata, które pozostają świątyniami tańca. W nich można spotkać ducha tańca prezentowanego w najwyższym wymiarze i doskonałości gwiazd baletu. Michaił Barysznikow, najwybitniejszy tancerz XX wieku urodzony w Rydze na Łotwie w 1948 roku, rozpoczął naukę baletu w wieku dziewięciu lat. Jego niezwykły talent szybko dał się poznać, dzięki czemu zdobył uznanie i dołączył do prestiżowego zespołu Baletu Kirowa w Petersburgu. W 1974 wyjechał na tournée po Kanadzie i uciekł, aby poznać inny świat. Kariera Barysznikowa nabrała tempa, kiedy podjął pracę w American Ballet Theater w USA. Jego nazwisko rozbrzmiało wielu stolicach świata i pozostanie w historii baletu całej ludzkości. Rudolf Nuriejew (Nureyev) to kolejny wielki baletmistrz, który podbił prawie wszystkie sceny świata, w latach 1983 – 1989 pełnił funkcję reżysera Baletu Opery Paryskiej, pozostawił niezatarty ślad w jednej z najważniejszych oper na świecie. Benjamin Millepied, zarówno tancerz, jak i choreograf, wspiął się na wyżyny sztuki baletu jako kreator powieści kreowanej przez taniec ,,Czarny Łabędź”, przedstawia rygorystyczne szkolenie tancerza i konsekwencje tego działania. Film Millepied ma wielki wkład w popularyzację baletu, jak również przestrzega przed jego ciemną stroną. Sam autor był głównym tancerzem w New York City Ballet. Manuel Legris pierwszy solista opery Paryskiej był chyba najmłodszym adeptem baletu, w wieku 11 lat dołączył już do zespołu i rozpoczął karierę w Palais Garnier w Paryżu. Należy też wspomnieć o młodym tancerzu z Ukrainy urodzonym w 1989 roku, to Siergiej Polunin, który mimo stosunkowo młodego wieku zaliczany jest do listy największych tancerzy wszech czasów. Jego kariera jest nietypowa i wcześnie rozwinięta, dzięki czemu wyróżnia się w sztuce baletu. Jego talent spowodował, że zaledwie w wieku 13 lat dołączył do Rogal Ballet of London, a już w wieku dwudziestu lat został pierwszym solistą. Słynne tancerki: Marie-Claude Pietragalla jest powszechnie znana i uznawana na świecie za ambitny i sugestywny taniec oraz chorografię. Sama gwiazda została odkryta podczas występu w „Tańcu z Gwiazdami”. W 2004 tancerka została choreografką i do dzisiaj prowadzi własny zespół taneczny pod nazwą The Theater of the Corpos Piertragalla – Derouault. Byłoby oczywiście grzechem nie wspomnieć o gwiazdach tańca nowożytnego Isadora Duncan, Martha Graham, które przyczyniły się do rozwoju tańca współczesnego w globalnym pojęciu. Taniec jako współczesny środek wyrazu na podwalinach improwizacji i określonej formule technicznej. Podstawa do ukształtowania wielu pokoleń do czasów współczesnych. Śmiem twierdzić, że mega gwiazdy pojawiają się na tysiąc lat tylko raz. Ale nigdy nie należy zapomnieć o presji opinii publicznej, która może szybko zniweczyć objawienie takowych gwiazd, przecież one wszystkie są takie wrażliwe na nieprzychylne spojrzenia. Wacław Niżyński, tancerz i choreograf pochodzenia polskiego, w swojej krótkiej karierze wspierany przez impresario Siergieja Diagilewa, był objawieniem wielkiego talentu. Na początku XIX wieku Niżyński stał się jednym z największych artystów swoich czasów. W kreacjach ,,Pietruszki”, ,,Widmie róży”, podkreślił swoją wielką artystyczna klasę niezwykłą siłą skoków i interpretacją roli. Jako choreograf we własnej choreografii ,,Popołudnie Fauna” czy ,,Święta Wiosny” wpisał się na stałe w repertuar baletu całego świata. Niestety, miał zaledwie trzydzieści lat, jak zmarł. Może ten geniusz tańca przy swojej nadwrażliwości nie wytrzymał strumienia życia, który go wessał ? Przytoczę jeszcze jedno imię i nazwisko z plejady wielkich baletnic i baletmistrzów, moją faworytką zawsze pozostanie Sylvie Guillem, jej talent i wyjątkowa ekspresja tańca zachwyciła wszystkie sceny świata. Primabalerina Opery Paryskiej zmieniła postrzegania geniuszu tańca, wszechstronność Guillen storpedowała utarte kanony, kiedy taniec klasyczny może stanowić przeszkodę w technice tańca współczesnego i odwrotnie. Twierdzę, że w bogactwie repertuaru nie ma granic, i wizjonerzy jak: Maurice Bejart, M Ek, W Forsythe, przyczynili się do postrzegania baleriny na niezbadanym obszarze. Zaznaczę, że każda z wymienionych postaci, włożyła niewyobrażalny wysiłek, aby sława ich imion zapisała się w annałach historii baletu. ,, Bez pracy nie ma kołaczy”, i tym przysłowiem zakończę ten punkt.
- A czym nikt nie chce się zająć, choć są takie osoby, które mógłby wykorzystać swój autorytet i charyzmę?
Szanowna Pani, znałem osobiście genialnych tancerzy, o wyśmienitych warunkach i boskiej aparycji. Ale jeśli determinacja i przede wszystkim rozum nie idą w parze, jałowe będą zapędy do najwyższej półki, gdzie znajduje się konfitura sukcesu. Sądzę, że zmarnowane talenty to roztrwonienie majątku życia. A jeśli ktoś z tych bożyszczy po latach ciągle narzeka i gdyba: „A mogłem osiągnąć tyle i tyle, miałem lepsze predyspozycje, wszystko tylko te układy i układziki”, drabinka roszczeń sięga aż do samego nieba. Zapewniam wszystkich czytelników, że grzechem są spekulacje na temat upadłych gwiazd. Każdy z osobna ma prawo wyboru o własnym szczęściu. Nie chcę tu wybrzmieć trywialnie, ale sztuka baletu nie znosi malkontentów. Hierarchiczna poniekąd struktura tego zawodu predysponuje silne jednostki, maruderzy z reguły idą na ,,odstrzał”, gubiąc po drodze swój autorytet z wypaloną charyzmą. To tak jak z pisaniem podania na studia, ktoś ma talent i nic nie robi, a czas leci przez rzeszoto, na koniec takowe zapędy lądują w otchłani niespełnionych nadziei. W przypadku tancerek i tancerzy, poważne traktowanie zawodu artysty baletu, może być uciążliwe. Ponieważ świadomość, że nigdy się nie osiągnie wyżyn, może wzniecać frustrację. Jeśli ktoś przez długie lata czeka na swoje wymarzone pięć minut. A zatem, chcieć czy móc, to dwa różne kalosze, w których nie zawsze jest dobrze iść przez deszcz, w rytmie określonej wariacji na puentach! Więc aby zamknąć ten temat, myślę że selekcja środowiskowa zawsze redukuje samoistnie tych, którzy rzekomo nie chcą się zająć nadrzędnym celom. Sztuka to olbrzymia plansza gry gdzie znajduje się mnóstwo pułapek, i jeśli ktoś chce wygrać, uzyskać sukces nie może przegapić okazji szansy na prezentację swojego autorytetu w normach etyki zawodowej. W kwestii charyzmy to już zupełnie inna sprawa, jej siła i kształt są niewymierne w ocenie. Dla jednego czy drugiego dana osoba będzie odbierana z pełną aprobatą i uwielbieniem, a dla pozostałych pozostanie w zwyczajnej szacie osobowości. Oczywiście są to tylko moje subiektywne rozważania. Każdy z nas ma wyjątkowa charyzmę, tylko istotą sprawy pozostaje sposób prezentacji na forum publicznym. Bo życie to nasza scena i kulisy.
- Z polskich postaci historycznych należałoby wymienić Romana Turczynowicza. To tancerz, pedagog, baletmistrz, czołowa postać polskiego baletu okresu romantyzmu. Pochodził z ubogiej rodziny, jednak wsparcie finansowe pomogło temu zdolnemu chłopcu wykształcić się i uzyskać niezbędne podstawy w zakresie sztuki baletowej. Zachwycano się jego techniką, wysokością skoków i szybkością obrotów. Wśród jego scenicznych partnerek znalazła się Maria Taglioni, włoska primabalerina. Zasłynął z łączenia polskich tańców narodowych z baletem klasycznym[1]. Jego zasługi są niekwestionowane. Prawdziwy talent przetrwa wieki… Szkoda tylko, że wówczas nie wynaleziono jeszcze taśmy filmowej ani innych metod zapisu obrazu w ruchu. Chciałoby się móc obserwować taką sztukę baletową i czegoś się nauczyć… Chociaż teraz technika baletowa chyba bardzo uległa zmianie?…
Tempo i skala cyfrowego zapisu, chyba przerosła wszystkie oczekiwania naszej generacji, a to przecież tak ważne w utrwalaniu mikrosekund tańca i odtwórców wyjątkowych ról. No cóż, kaskada postępu mknie w niewyobrażalnym tempie i tylko można ubolewać, że zamierzchłe gwiazdy nie doczekały się tego audiowizualnego rozmachu. Choć sam przyznam, że odrobina mitu i legendy są potrzebne, bo kiedy widzi się czarno-biały ekran z drgającym obiektywem i akustyczną chrypką, to serce ściska i łza się kręci w oku. Widz zawsze potrzebuje świadectwa, samo słowo i prelekcja o tamtym czasie są niewystarczające. Pożółkłe zdjęcia mogą tylko w minimalnym zakresie oddać nam atmosferę tamtego stylu. Co oczywiście nic nie mówi o technice tańca w rzeczywistym wymiarze. Balet wciąż ewoluuje, znajomość biomechaniki wspomaga każdego dnia zawodowych tancerzy, odnowa biologiczna i fizjoterapia są nierozłączne w harmonogramie ich pracy. Co przekłada się na podniesienia wysublimowanych fajerwerków technicznych, tak zwanych trików, które zachwycają publiczność. Osobiście nie jestem, aż tak bardzo ukierunkowany w postrzeganiu tancerza, który kręci po dziesięć piruetów na jednej nodze. Balet nie jest sportem ani cyrkiem. Jakoś ruchu i interpretacja, według mnie, są podstawą piękna baletu. Tancerz nie skacze przez płotki, balerina robiąc koło na palcach nie ściga się z czasem – nie udaje, że ucieka przed tygrysem. Raczej objawienie ról sięga znacznie dalej i głębiej. Porusza wyobraźnię, drażni uczucia, spaja i łamie, co w człowieku najważniejsze. Targa miłością i wystawia ją na próbę. Urąga śmierci, składa przysięgi wierności po wszystko do ostatniego oddechu. W przeciągu jednego albo dwóch aktów na łonie klasycznej muzyki.
Ale wrócę myślą do ewolucji techniki i rozpoznania predyspozycji zawodowych. Kiedy zbiera się komisja pedagogiczna i lekarska, już na wstępie kariery przyszłego młodego adepta baletu można wywnioskować, w jakim zakresie takowy narybek będzie przydatny w baletowych ,,blokach”, to poniekąd już warunkuje ewentualne umiejętności techniczne. Podstawą do takiej analizy i kierunku będą: rozwarcie, elastyczność ciała, budowa szkieletu, predyspozycje ogólne dziedziczone od rodziców, uroda, kształt stopy, podbicie. Oczywiście to wierzchołek góry lodowej, który trzeba wystawić na próbę czasu lekcji i wielogodzinnych prób. Poziom techniczny wielokrotnie rośnie w procesie eksperymentów, co ciekawe, sami tancerze i tancerki poszukują nowych rozwiązań, niejednokrotnie doznają olśnienia, że powstały element jeszcze nikt inny nie wykonał. Michaił Barysznikow chyba po pierwszy wykonał double assemblee pod kątem 50/60 stopni i wykończył w arabesque. Może, określę to w dostępnym języku i znaczeniu – solista baletu w obrocie podwójnym lądował na jednej nodze, druga noga w momencie amortyzacji skoku otwarta została na wysokość 90 stopni w powietrzu. Liczba takowych trików rośnie i wytycza techniczny kierunek. Wielu choreografów profituje z tego wachlarza umiejętności tancerzy, co z kolei może podnieść walory spektakli baletowych. Jako ciekawostkę nadmienię, że tancerze posiłkują się też technikami Pilatesa i przyrządami stabilizującymi balans, który jest nieodzowny do wykonania kombinacji piruetów. Wszech ogólna inspiracja zatem uczy i zmienia kształt tańca klasycznego. Nawet w hermetycznych wariacjach sprzed dwustu lat.
- Wacław Niżyński nazywany bogiem tańca, skończył swoją oszałamiająco zapowiadającą się karierę w wieku 30 lat. Szkoda.
Na temat Wacława Niżyńskiego podło już dużo stwierdzeń i porównań, jedną niezaprzeczalną kwestią pozostanie jego geniusz artystyczny, który wybiegał w przyszłość i łamał utarte standardy. Swoją wrażliwością podszedł do chorografii w aspekcie rytualnych i pierwotnych form, odsłonił, co pod skórą ludzką i nieludzką. Jeśli drodzy Czytelnicy zagłębicie się w temat, może przy własnej analizie dotkniecie boskiego objawienia – jakim był sam Wacław Niżyński. W mojej ocenie, jeśli w ogóle mogę oceniać i wypowiadać się w tej kwestii i publicznie perorować, a to zaszczyt i zarazem odpowiedzialność. Wiemy przecież albo mogę się domyślać, że wszyscy geniusze zawsze wychodzą przed szereg, poza krąg przeciętności. Niżyński może stał się ofiarą własnego geniuszu ? Może spotkał niewłaściwych ludzi, którzy wyczerpali jego energię dla zaspokojenia pierwotnych popędów pod przykrywką przemożnej sztuki i blichtru. Sergiusz Diagilew na pewno odegrał w życiu Niżyńskiego znaczącą rolę, może to on był zarodkiem postępującej choroby Niżyńskiego, tak zwanym ,,ziarnem schizofrenii”, która urosła do monstrualnych rozmiarów i wyniszczyła samego geniusza. Z pewnością charyzma Niżyńskiego posiadała wyjątkową siłę, magiczną strukturę na wzór boskiego dzieła. Jeśli on sam utożsamiał się Bogiem. Może w aspekcie swojego piękna i uwielbienia publiczności, narcystycznej miłości był ponadwymiarowy? W 1912 ,,Popołudnie Fauna ‘’ Debussy’ego do tej pory na trwałe wpisało się w repertuar światowej estetyki baletu. To wyjątkowe dzieło Niżyńskiego natchnął mitycznym pierwiastkiem, erotyczna materia ludzkiego pojednania osiągnęła wyjątkowy kunszt. Co do tej pory mnie zdumiewa, to prostota formy idealnie zharmonizowana w muzycznych frazach. Koloryt choreograficzny przypomina dzieło malarza, może to kolejny krok do rozpoznania twórczości Niżyńskiego ? Rozpatrywanie klimatu i estetyki wysublimowanej koncentracji. Być może? Kolejnym wielkim arcydziełem Wacława Niżyńskiego było objawienia w 1913 roku ,,Święta wiosny” Igora Strawińskiego.
Chyba nikt z ówczesnej publiczności nie był przygotowany na taki gwałt estetyczny, krytycy i przeciętni obserwatorzy byli zniesmaczeni, z relacji brukowców dobiegały obraźliwe opinie. Paryska publiczność uznała to wydarzenie jako skandaliczne. Okraszone pierwotną żywiołowością i brutalnym dynamizmem. Również sam Strawiński był oskarżany o bolszewizm. Jednym słowem, skandal w wymiarze europejskim. Lecz geniusz oparł się upływowi czasu i do chwili obecnej jego dzieło ma twardą pozycję w kulturze baletu. Aby zamknąć ten temat, nie można pominąć wyjątkowych ról baletowych wykonanych przez samego Niżyńskiego, które to przyczyniły się do jego rozgłosu. W 1911 w ,,Duchu róży” do muzyki Karola Marii Webera i w ,,Pietruszce” Igora Strawińskiego. Więc w tej kilkuletniej karierze Niżyńskiego dokonało się objawienie boskie i mam nadzieję, że tak pozostanie. Niezmienna czysta linia proporcji utkana złotą nicią, której możemy się przyglądać.
- Fred Astaire i jego taniec zachwycały miliony przed telewizorami i powodowały zwiększony nabór na kursy taneczne na całym świecie, gdzie oglądano filmy z jego udziałem. Nie był to balet klasyczny, ale jakże piękny.
Tymi słowami poruszyła Pani odległe wspomnienie. Fred Astaire był od dzieciństwa moim idolem, charyzmatyczny mistrz stepu w moim rozumieniu ideał tancerza był i pozostanie moją inspiracją. Kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem w polskiej telewizji, oniemiałem z zachwytu, zapragnąłem być taki jak on i w każdej wolnej chwili podrygiwałem w tak muzyki, naśladując obroty i kroki Astaire. Z pewnością musiało to śmiesznie wyglądać w moim wykonaniu siedmiolatka skaczącego z wersalki na dywan tam i z powrotem. Moja mama uczyła mnie tańczyć podstawowych kroków tańców towarzyskich i tak nabierałem wprawy, a przede wszystkim pewności siebie. Muszę przyznać, że na zabawach szkolnych czy kolonijnych nigdy nie czułem wstydu i przy osłupieniu moich kolegów zawsze jako pierwszy zapraszałem dziewczyny do tańca, które niejednokrotnie były wyższe ode mnie o głowę. No tak, można powiedzieć, praktyka czyni mistrza hahaha… bo na parkiecie wśród wczasowiczów w Jastarni brylowałem z mamą w wiedeńskim walcu. Fred Astaire chyba pozostanie na długo w historii tańca rozrywkowego jako arcymistrz swojego kunsztu, lekkości interpretacji, wdzięku i aktorskiej prezencji. Więc myślę, że nie ma granic, taniec w swoim wielowymiarowym kształcie może prowadzić w różne kierunki, uzupełnia lub wspomaga techniczny warsztat, czasami nawet skrajnie odmiennych styli.
- Pola Negri – to też wielkie nazwisko polskiego tańca.
Na drodze kariery do sławy zawsze stoją ludzie, którzy żywią sympatię i antypatię. Szczególnie w kręgach publicznych, gdzie artysta, artystka prezentuje siebie. Poniekąd to publiczne ,,obnażanie” zawsze podlega konfrontacji z widzem, który może podświadomie uwierzyć i zobaczyć własny charakter. Może aktorzy są odzwierciedleniem nas samych, tych skrytych dążeń i pragnień, aby otrząsnąć się z demonów. Pola Negri, gwiazda tamtego stulecia, nie straciła nigdy swojego blasku. To ona poruszała i porusza ludzkie serca. Kiedy przeczytałem jej zachwycający życiorys, zabrakło mi oddechu. W tamtym szalonym stuleciu znalazła w sobie tyle siły i determinacji, aby zdobyć miano jednej z najwybitniejszych aktorek świata. W mojej skromnej ocenie, jej kunszt nie był dziełem przypadku, wrodzony talent i aparycja spełnił istotna rolę. Kiedy Pola Negri w roku 1908 zadebiutowała w ,,Jeziorze łabędzim” i ,,Coppeli”, w Warszawie już zaznaczyła swoją nadprzeciętną charyzmą aktorski talent. Co w konsekwencji, przy protekcji wicedyrektora Warszawskich Teatrów Rządowych Kazimierza Hulewicza, już w 1911 roku dostała się do Szkoły Aplikacyjnej (aktorskiej) i po roku nauki zadebiutowała w „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry. Fenomen Poli Negri ma istotne znaczenie kinematografii polskiej. Ona jako jedyna w swoim rodzaju wzbiła się na wyżyny elit Hollywood, brała udział w ponad pięćdziesięciu niemych filmach, i to stanowi o jej wyjątkowości, może podłożem do wyjątkowego daru i zrozumienia ciała i jego werbalnej siły przekazu wziął początek ze sztuki klasycznego baletu? Tam gdzie sugestia fizycznego dramatu ma najistotniejsze znaczenie. Zrozumienie dystansu i obcowanie z obiektywem kamery filmowej z pewnością stał się przyczyną powstania tak pięknego owocu pracy Poli Negri. W późniejszych latach jej kariery, kiedy głos aktorów zagościł na ekranie, Negri zagrała jeszcze w dziesięciu filmach. Po czym wycofała się z branży filmowej i zamieszkała w San Antonio w Teksasie, gdzie zmarła 1 lipca 1987 roku.
- Michaił Barysznikow, Anna Pawłowa i Balet Bolszoj – rosyjskie twarze baletu, do swoich wielkich umiejętności i osiągnięć doszli talentem, ale i katorżniczą pracą. Co w tych tancerzach było najlepszego? Technika, wyczucie czy sprawność fizyczna?
Pochwalnych hymnów nie sposób chyba wyliczyć nad tymi wyjątkowymi gwiazdami, które wpisały się w dziedzictwo całej sztuki baletu na świecie. Myślę, że jedna bezprecedensowa cecha, która wyróżnia i wyróżniła te dwa wspaniałe nazwiska, to osobowość i niewyobrażalny talent, trzymany w ryzach ciężkiej pracy. Świadectwem takiego ich objawienia pozostanie zawsze scena, podziw i zachwyt widza, burza braw, w gronie zaszczytnych krytyków. Może zacznę od Anny Pawłowej, jej fenomen artystyczny wpisał się w annały największych dzieł klasycznego baletu. To ona doprowadziła do perfekcji solowy taniec klasyczny, ale nie tylko pod względem technicznym, lecz także interpretatorskim, nadający jej szczególną siłę wyrazu. Pawłowa przeszła do historii baletu XX wieku. Jej subtelna aparycja, lekkość i gracja tańca były przepełnione niuansami technicznymi, niedostrzegalnymi dla laika. Szczególnie potrafiła oddać nastrój i dramaturgię postaci powierzonych ról baletowych. W 1906 uzyskała tytuł primabaleriny. M. Pepita powierzał jej najwybitniejsze role klasycznych baletów. Umierający łabędź M. Fokina (do muzyki C. Saint-Saensa,1907) do dziś pozostanie niezapomnianym dziełem jej interpretatorskiego kunsztu. Co ciekawe, po założeniu własnego zespołu w Londynie współpracowała również z Teatrem Wielkim w Warszawie, gdzie w jej repertuarze baletu znajdowało się również ,,Wesele w Ojcowie” (muzyka K. Kurpiński) i J. Damase, wyst. Nowy Jork 1921 z Pawłową jako Panną Młodą.
Michaił Barysznikow, genialny tancerz o niesamowitej ekspresji tańca. Żywiołowy i charyzmatyczny wielki artysta baletu z fenomenalną techniką tańca klasycznego. Mogę powiedzieć, wirtuoz tańca – w mojej opinii Barysznikow był ,,baletowym Diego Maradona”, czarodziej sceny, który zdobył tysiące serc ludzkich. Oczywiście nie był to przypadek, tylko ciężka i wytrwała praca, ugruntowana na bazie szkoły baletowej Vaganova Ballet w Leningradzie. Talent Barysznikowa przerósł wszystkie oczekiwania, wspiął się na najwyższy poziom ówczesnego baletu na świecie. W 1974 uciekł do Stanów Zjednoczonych, prosząc o azyl polityczny. Następnie od 1974 do 1979 roku był głównym tancerzem baletu American Ballet Theater (ABT) , z którym podróżował po całym świecie. Kolejnym etapem jego kariery była praca w New York City Ballet, w którym pracował z wybitnym choreografem Gorgem Balanchinem. Ale wyjątkowość Barysznikowa ma wiele rozdziałów. Jego aktorskie przygotowanie do zawodu tancerza sprawdziło się w filmie. Uważam, że kreacje Barysznikowa w filmach: ,,Gorol i pesnya”, ,,The Nutcracker”, ,,Punkt zwrotny”, Yuri Kopeikine ,,Walt Disney”, „Don Quixote”, ,,Białe Noce”, ,,Dancers”, i wiele innych stanowią świadectwo jego artystycznego geniuszu. Jednym zdaniem, sam Barysznikow znalazł się w odpowiednim czasie i miejscu na Ziemi, gdzie jego gwiazda mogła rozbłysnąć. Kończąc ten punkt wywiadu, zaznaczę, że Barysznikow jako osoba publiczna, zamieścił list otwarty do Putina i wyraził sprzeciw wobec okupacji Ukrainy. Dla mnie to wielki autorytet i mistrz tańca klasycznego i nie tylko, bo jego nogi i prezencja aktorska mogły być prezentowane na Broadway Nowy York.
- Maurice Béjart, Benjamin Millepied, Sergei Polunin – to trzy nazwiska, których nie można pominąć przy rozmowie o wielkich talentach i postaciach, które ukształtowały historię światowego baletu. Za co najbardziej należy je cenić?
XX wiek niewątpliwie zaowocował w przeobrażenia tańca klasycznego za sprawą wybitnych ludzi, raczej oni są lub pozostaną niezastąpieni. W ślad tej myśli, rozwój nowych trendów w sztuce tańca trwa do dzisiaj, mam taką nadzieję, że inspiracją do tego ciągłego ruchu pozostanie działalność sceniczna tych wielkich prekursorów. Maurice Bejart jako tancerz choreograf i kierownik cenionych zespołów na świecie, swoją twórczą wszechstronnością wniósł nowy wzór estetyki tańca. W moim mniemaniu, połączył dwa źródła tańca. Taniec klasyczny w swojej czystej linii został nasączony ekspresją współczesnej formy, Bejart w swoich dziełach posiłkował się zróżnicowaną estetyką. Piękno tej idei oscyluje na obszarze intymnego spotkania ciała i harmonii, co sprawia, że dwa źródła tańca tworzą jednorodną rzekę, która wpływa do oceanu wyobraźni. Nie będę wymieniać wszystkich zasług wybitnego choreografa, bo to zostało już napisane. Lecz podzielę się moimi wspomnieniami z osobistym zetknięciem na żywo z ,,Bolero” Maurice Bejarta. A było to przy okazji łódzkich spotkań baletowych w Łodzi w latach osiemdziesiątych, kiedy miasto Łódź przeżywało święto tańca pod dyrekcją wyjątkowego menagera placówki Teatru Wielkiego w Łodzi Sławomira Pietrasa.
W tamtych czasach, kiedy zobaczyłem choreografię i gwiazdy Ballet Lausanne, byłem w stanie euforii i zachwytu. Zetknięcie się z innym wymiarem tańca, może stanowić pewien szok kulturowy, wywrócić stereotypy i eksplodować w pewną niewiadomą. Zadawałem sobie pytania, dlaczego to ja nie mogę uczestniczyć w takim spektaklu? Dlaczego muszę tkwić w skostniałej strukturze twardej klasyki. Proszę mi wierzyć, to nie była łatwa lekcja zrozumienia świata tańca. Bejart łączył pierwotny instynkt człowieka w formule tańca. Kiedy obecnie oglądam ten spektakl, zachwycam się ponownie prostą forma ekspresji z odcieniem erotycznego kolorytu. Piękna, które przenosi w stan medytacji. A zatem moi drodzy Czytelnicy, kto z was jeszcze tego nie oglądał, proponuję obejrzeć i zachwycić się tym dziełem z obfitości głębokiego oceanu tańca. Do dzisiaj wiele dzieł Maurice Bejarta jest granych na całym świecie. Jego źródła nadal kształtują nowe generacje tancerzy i choreografów, może podświadomie też stałem się jego uczniem.
Kolejnym z wielkich i nadal rozchwytywanych choreografów na świecie jest zapewne Beniamin Millepied, choć przyznam, że maszynka komercyjna stanowi tu istotne znaczenie. Sukces przez duże S, a przede wszystkim ludzie i komercyjny rynek, dokładają zawsze w świecie iluzji mgiełkę magii, co sprawia, że widz ulega zbiorowej hipnozie. Oczywiście nie chcę uszczuplać zasług samego twórcy, ale w całej rzeszy choreografów i indywidualności przepełnionego rynku, na świeczniku może się zmieścić tylko niewielu. Głębia sukcesu kryje w sobie oczywiście kulisy ogromnej pracy, talentu i tak zwanego szczęścia. Objawienia w gremium decydentów, którzy szastają kasą. Można spytać, czy wiatr filmowy za oceanu dyktuje nam Europejczykom zawsze piękny deser? W tym przypadku taniec i jego aspekty filmowego dramatu. „Czarny łabędź” odniósł kasowy sukces, wzruszył serca i doprowadził do łez. A zatem autor choreografii spełnił oczekiwania. Stał się poniekąd światową ikoną uznawaną na całym świecie. Czy jest performerem wpływowym na taniec i teatr? Myślę, że jest częścią wielkich nazwisk, na które warto zwracać uwagę. Więc jeśli widz doznaje wzruszenia, i podąża myślą dramat bohaterów, to chyba o to chodzi.
No cóż, w przypadku trzeciego nazwiska, to niestety muszę się zastanowić o jego domniemanej wielkości, charyzmie artystycznej, nie mówiąc o autorytecie. Bo przecież sam talent i rzekome objawienia zjawiskowego wyczynu artystycznego, w szeregach konkurencji nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem. Gwiazdorstwo może uderzyć do głowy, to szampan z domieszką wódki. Siergiej Polunin, posiada wielki potencjał artystyczny, który został dostrzeżony przez fachowców baletowej dziedziny. Porównywanie go do Barysznikowa uważam za nieadekwatne, i to co brukowce oznajmiały na bulwarach, w mojej opinii było nietaktowne. Polunin okrzyknięty ,,Bad boyem baletu”, geniuszem, może zmieściłby się w oddzielnej ramce i na oddzielnej ścianie. To prawda, że w wieku 19 lat został najmłodszym w historii baletu głównym tancerzem londyńskiego The Royal Ballet. Tego nie można mu ująć, aparycji i poziomu klasycznej techniki tańca. Ale kiedy artysta spaceruje w obszarze gwiazd powinien trzymać się na baczności, w wyrażaniu politycznych sympatii. Świat niestety dzieli się na dobrych i tych bardzo złych ludzi. Więc konsekwencje wyjawiana takowych umizgów w eterze publicznym zawsze musi się źle skończyć. Kto z wasm drodzy Czytelnicy, dopuściłby się tatuażu dyktatora na piersi? A potem w jawny sposób prezentowałby jego wizerunek przed ekranem. Sergiej Polunin dopuścił się takiego procederu i obnaszał się z wizerunkiem Putina na piersi. Ręce opadają, kiedy obraz fanatycznej aprobaty przemocy i dyskryminacji innych narodów kształtuje psychikę młodego artysty. Lecz widzę, co się dzieje w tym migdaleniu prominencji, zamiast przekreślić i definitywnie skreślić delikwenta z listy prestiżu gwiazd, inni nadal po cichu gloryfikują jego talent. No cóż, przewrotność w sztuce chyba jest powszechna, jak sam wiatr, który wieje raz ze wschodu, a raz z zachodu, ale w mojej opinii powinien czasami dobrze powiać od spodu, co by przewietrzyć głowy.
- Spośród wielkich i znanych twarzy polskiego baletu współczesnego na pewno należy wymienić wspomnianą już Ewę Wycichowską. Nie tylko sama wiele osiągnęła, ale promowała balet, organizowała wydarzenia baletowe i pomagała ludziom ze swojego środowiska, którym tak się w zawodzie nie udało, jak jej. Za co Pan najbardziej ceni Ewę Wycichowską w sferze dokonań scenicznych i pozascenicznych?
Powiem wprost, wielu ludzi z poza branży tańca nie mają pojęcia o istnieniu Ewy Wycichowskiej, choć jej obecność niesie tyle dobrego dla kultury polskiej. Rodzime podwórko, choć małe w swojej skali, ma wielką wartość, na którym Ewa znaczy kształt i wyznaczyła kierunek tańca. Osobiście cenię ją za całkowity profesjonalizm i oddanie sztuce baletu. Nie będę się odwoływał do wszystkich ról, które kreowała, nie będę wymieniał zaszczytnych honorów uniwersyteckich, lecz pragnę jednym słowem określić jej bycie z nami. Przez tyle lat się znamy, droga Ewo, dziękuje za piękno, które niesiesz przed sobą. Piękno pozytywnego myślenia, piękno ludzkich wartości. Nie gdzieś na antypodach Ziemi, lecz tuż przy sercu każdego napotkanego człowieka. Twoja wytrwałość powinna być wzorem dla każdego młodego twórcy tańca, sama wiesz, jak to jest i ile wyrzeczeń trzeba złożyć w hołdzie drobnych kroków, by przemówić do widza. Więc drogi Czytelniku, jeśli zdołasz przez chwilę się zatrzymać, sięgnij po książkę o Ewie Wycichowskiej, zaszczytnej primabalerinie polskiej pt. „Istnienie grać. Portret Ewy Wycichowskiej”. W mojej ocenie, Ewa ciągle prze do przodu, nie gasi ognia ciekawości, który wznieca do działania i tylko mknie z modą czasu nowych współczesnych form wyrazu tańca. Może to właśnie stanowi klucz do jej nieustannej progresji w zakresie teorii i praktyki. Może to sposób na odkrycie niezbadanych terenów ekspresji tańca, tam gdzie nie ma drzwi i okien, tylko pozostaje otwarty dom miłości, dla wszystkich w rytmie uśmiechu. Nasze spotkanie na scenie pozostaje ze mną, czas nie zaciera tamtych chwil, w uścisku splecionych ciał zespoleni oddechem, kiedy unosiłem Cię na swoich ramionach, na ołtarzu sceny. Kiedy dźwięk delikatnej fali widowni, odbijał się od naszych serc. Przenosząc taniec na kolejne archipelagi bezludnych wysp. Aby tam zamieszkać.
- Teraz mamy współczesne oblicze propagowania tańca poprzez programy typu „Taniec z gwiazdami”. Idoli i idolek nie brakuje. Zachwycił Pana ktoś z popularnych tancerzy? Bo jednak ci tancerze też popularyzują sztukę poruszania się z gracją w rytm muzyki.
Bardzo chętnie przybliżę dwie sylwetki wspaniałych artystów z tej gałęzi sztuki tańca. Od roku 2008 do 2012 pracowałem w Państwowej Operze Bałtyckiej w Gdańsku po rządami dyrektora Marka Grzesińskiego Weissa i jego żony, Izadory Weiss. Spełniałem w tamtym czasie kilka funkcji równocześnie, od pedagoga baletu, asystenta, kierownika i choreografa. To był dynamiczny okres, gdzie stres pracy przypominał nitroglicerynę żądań i oczekiwań przełożonych. Kompromisu raczej nie było. Ale jak to się mówi, są dwie strony medalu, cierpliwość i spokój ducha, aprobata napotkanych ludzi, takimi jacy są w obecnej chwili. No i ta gorycz uznania i podważania autorytetu. Myślę, że to ostatnie stwierdzenie może bardziej odgrywać rolę kompleksów, braku aprobaty – lub przemożnej chęci dominacji za wszelką cenę. A zatem, nie będę poruszać moich prywatnych dywagacji na temat za i przeciw pracy w Bałtyckim Teatrze Tańca. Natalia Madejczyk przystąpiła do pracy, kiedy byłem kierownikiem baletu, jej zapał do pracy był zdumiewający. Choć nie miała predyspozycji baletowych, ćwiczyła sumienni i poświęcała swój czas poza zajęciami. Była tancerką z ,,You can dance”, odniosła tam sukces i doświadczenie sceniczne co w całkowitym profilu jej osobowości sprawdzało się w wymiarze repertuaru BTT. Pamiętam, nasze wspólne ćwiczenia, z kompozycji improwizacji i kontaktu na małej Sali baletowej. Była wesoła, wnosiła optymizm i mogłem oddać moje doświadczenie z całą aprobatą, bez zbędnych komentarzy. O Natalii piszę w czasie przeszłym – bo niestety w tragicznych okolicznościach opuściła nas.
Michał Łabuś to kolejny nazwisko, które można wymienić w celach zrozumienia, że taniec jako afirmacja własnych dążeń i aspiracji ma wiele dróg, aby poświęcić własną duszę. Michał jest polskim mistrzem w hip-hopie oraz wicemistrzem świata. Kiedy miałem zaszczyt z nim pracować, był skupiony i oddany powierzonej roli. Jego indywidualna charyzma pozwala mi realizować zadania choreograficzne, szkoda, że tak krótko, bo tylko w jednym spektaklu mojej produkcji w BTT ,,Tango live” do muzyki Przemysława Treszczotki.
Aby podsumować znaczenie autorytetu, może trzeba by się zastanowić, dlaczego potrzebujemy tego drogowskazu w drodze do celu. Może to podświadoma chęć odkrywania czegoś nowego, poniekąd już znanego wytyczonego bez konieczności powtarzania. To tak jakby jazda na rondzie, w jednym kierunku z monotonnym widokiem po prawej i lewej stronie.
Taniec, moim zdaniem, to poruszona przestrzeń przez osobę. Wymiar tego przekraczania, określa skupienie energii, czasami niewidocznej gołym okiem. Ale odczuwalnej w swojej wibracji, co sprawia fascynację podpartą indywidualną charyzmą. Na koniec tej uczty urasta autorytet, ludzki i aż ludzki, ponieważ mistrzowie dopiero stają się autentyczni, kiedy uczniowie odnajdują swoją drogę i nigdy nie popełniają błędów mistrzów. Taniec na rondzie przecież byłby nużący i odebrałby wolność rodzinom świecących gwiazd na nieboskłonie. Więc jasność wielkich może pozostać w cieniu, nocy nie ulęknie się przecie. Światło przeszyje czeluści tańcem rozetrze zwątpienie, w sens mknących sekund, pytań nie potrzeba więcej. Bez początku i końca obrotów.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała PM. Wiśniewska
[1] https://culture.pl/pl/tworca/roman-turczynowicz /odczyt 30.12.2024/