Jak podaje portal fakty.ngo.pl, na początku 2018 roku w Polsce były zarejestrowane ponad 22 tysiące fundacji i prawie 112 tysięcy stowarzyszeń (w tym 16,6 tysięcy stanowiły ochotnicze straże pożarne). Nie wszystkie 134 tysiące wpisane do rejestru REGON organizacje prowadzą aktywną działalność. Szacuje się, że około 70% zarejestrowanych organizacji jest aktywnych. Pozostałe zawiesiły bądź zakończyły działalność, jednak nie przeprowadziły procesu formalnej likwidacji. Przyjęcie wskaźnika aktywności zarejestrowanych organizacji na poziomie 70% oznacza, że w Polsce działa około 90 tysięcy stowarzyszeń i fundacji. Najwięcej organizacji, stowarzyszeń i fundacji działa na Mazowszu, niemal 23 tysiące, w tym ponad połowa w samej Warszawie (12,7 tysięcy). Po ponad 12 tysięcy organizacji jest zarejestrowanych w Wielkopolsce i Małopolsce, a na Śląsku oraz na Dolnym Śląsku – ponad 11 tysięcy. W trzech województwach – opolskim, lubuskim i podlaskim – liczba organizacji nie przekracza 4 tysięcy.
Luka w działaniu państwa
Dlaczego działają fundacje czy stowarzyszenia? To wyraz aktywności obywatelskiej, ale też zapełnianie luki, której nie realizuje państwo. W przypadku fundacji działających na rzecz zwierząt – to wręcz zastąpienie państwa w jego podstawowych funkcjach. Nie działa bowiem Policja dla Zwierząt z prawdziwego zdarzenia, a funkcjonariusze policji państwowej czy straży miejskich niezbyt chętnie realizują interwencje dotyczące zwierząt, o czym wielokrotnie pisaliśmy na naszych łamach. Skrajnym przypadkiem była interwencja policjantów na poznańskim Dębcu, kiedy to nie funkcjonariusze nie podjęli żadnych działań w sprawie zagłodzonej suczki Diany z działki ROD Bielniki – psa nie udało się uratować. Interwencja Fundacji “Security Animal”okazała się zbyt późna… Ale temu właśnie służą fundacje i ich wolontariusze, by działać tam, gdzie państwo nie działa dobrze, albo też wcale.
Życie znaczone cierpieniem
Wolontariat to nie tylko pasja i zaangażowanie, ale też – cierpienie. Właśnie na to zwracają uwagę wolontariusze fundacji ratującej zwierzęta. Ogrom cierpień, które widzą, ludzkie okrucieństwo, z którym walczą, ale także obojętność, niekiedy wręcz bezwzględność urzędników czy służb, które powinny wspierać wolontariuszy w ich działaniach, ale tego nie robią. Po przeprowadzonej interwencji wolontariuszki czeka morze dokumentów do wypełnienia, a sprawy sądowe, które się potem toczą, zabierają im mnóstwo czasu i nerwów. Brakuje bowiem społecznego zrozumienia dla cierpienia zwierząt, brakuje empatii, zwłaszcza u urzędników czy pracowników wymiaru sprawiedliwości. Prokuratorzy, którzy umarzają postępowania – tak jak w przypadku zagłodzonej Diany, pies nie przeżył, ale prokuratura z Wildy – umorzyła postępowanie. Albo sędziowie, którzy wydaja wyroki w zawieszeniu, uznając “niską szkodliwość społeczna czynu” dotyczącego zwierzęcia, okrutne traktowanie psa czy kota nie znajduje zrozumienia wysokiego sądu.
Wolontariusze fundacji prozwierzęcych to najczęściej kobiety. Cierpiące psy czy koty ratują po swoich obowiązkach, po pracy, w czasie wolnym. Nie otrzymują za to żadnego wynagrodzenia, wprost przeciwnie – mają z tego tytułu mnóstwo kłopotów, częstokroć same dokładają z własnej kieszeni do swojej działalności społecznej, korzystają ze swoich prywatnych samochodów i kupują za własne pieniądze benzynę. A potem same czyszczą własne auto z kleszczy i tysięcy pcheł, które wniosły skrajnie zaniedbane, uratowane właśnie zwierzęta. Proszą, błagają o datki i darowizny na swoje fundacje, bo wiedzą, że bez wsparcia i bez pieniędzy nie zrobią nic. Zabiegi weterynaryjne kosztują, a odbierane psy czy koty zwykle wymagają kosztownego leczenia. Okrucieństwo ludzkie nie ma bowiem granic. Okaleczone, wygłodzone,bite, połamane psy czy koty trzeba operować, podawać leki, wyciągnąć z cierpienia. I w końcu znaleźć dom, takie, który da tym skrzywdzonym istotom serce, a nie kolejne razy i cierpienie. A to też oznacza ból psychiczny dla samych wolontariuszek. Tylko one wiedzą, ile kosztuje ich samo oglądanie tego bezmiaru cierpienia zadawanego przez bezmyślnych, okrutnych ludzi zwierzętom. A to morze zwierzęcego koszmaru nie ma końca… Każdy dzień przynosi nowe prośby o interwencje, każdego dnia wolontariuszki słyszą nowe okrutne historie. A niewielu ludzi chce tak spędzać życie – wolimy pogrillować, iść do galerii handlowej, a zwierzęta oglądać w ZOO albo kupić rozkosznego szczeniaczka z pseudohodowli, bo taniej.
Dramat zwierząt a możliwości Fundacji i samych wolontariuszy
Nieliczni chcą pomagać. Nieliczni chcą działać w fundacjach ratujących zwierzęta. Ale cena takiego wyboru życia jest wysoka. Świadczy o tym jeden z wpisów aktywistki i wolontariuszki Fundacji Mondo Cane. Przychodzi taki dzień, kiedy już dalej nie można znieść myśli o tych tysiącach spraw cierpiących zwierząt, kiedy ciężar tego cierpienia tak przytłacza, że ciężko się podnieść… Oto wpis na FB na profilu publicznym wolontariuszki, która uczestniczyła aktywnie w Kejtrówce na poznańskiej Cytadeli:
Anna
14 maja o 20:59 · Poznań ·
Bardzo wszystkich przepraszam, ale biorę parę dni urlopu. Mam dosyć od Wielkiego Tygodnia, żyję w takim tempie, że nie daję rady. Muszę podładować baterie, odpocząć, przemyśleć parę spraw… załatwić zaległe badania.
Wiem, że mam na messengerze dziesiątki wiadomości i obiecałam pomoc, ale po ludzku nie mam siły. Postaram się wszędzie gdzie obiecałam systematycznie pomagać. Niestety, po Kejtrowce staniu od 8-19.00 w pełnym słońcu cały czas na nogach, niestety, dzisiaj padłam kompletnie .
Cały tydzień od rana do nocy biegałyśmy po sądach, wizjach, hotelach, interwencjach, przesłuchaniach, przygotowaniach do Kejtrowki…
Jestem zmęczona, zawiedziona… i przerażona tym, czego dowiaduję się od ludzi… potrzebuję, jak każdy, czasem chwili zniknięcia ze świata i przełknięcia pewnych rzeczy.
A od jutra do końca maja przed nami rozprawa za rozprawą .
Może dzień odpoczynku zmieni moje nastawienie, lecz pewnych rzeczy niestety nie da się cofnąć – co się usłyszało to się nie odsłyszy – co się zobaczyło tego się nie da odzobaczyć .
Oczywiście reszta ekipy działa w granicach możliwość tez muszą podładować akumulatory.
Tak że proszę o chwilę wyrozumiałość, że nie odpisuję i nie odbieram telefonów.
Fot. Fundacja Mondo Cane Inspektorat Poznań – Kejtrówka na Cytadeli w weekend 12-13 maja 2018
(pewu)
Czytaj także: http://fakty.ngo.pl/wiadomosc/2174099.html