Rozmawiamy z Romanem Komassą, autorem, poetą, baletmistrzem.
- Jak ocenia Pan nasze polskie narodowe umiejętności taneczne? Czy potrafimy tańczyć i czy mamy do tego talent w takim bardziej powszechnym, społecznym wymiarze?
No cóż, moja osobista ocena w tej kwestii może nie być adekwatną opinią wobec stanu rzeczywistego poziomu i predyspozycji tanecznych polskiego narodu. Osobiście uważam, moi drodzy rodacy, że mamy predyspozycje i talent do tańca. Tylko zależy, jak siebie samych postrzegamy w stosunku do tradycji innych narodów. Bo gdzie spojrzeć i w którą stronę naszego globu się obrócić, to taniec jest czymś wyjątkowym, bezcennym darem kultury i wyrazem ekspresji ludzkiej rodziny. Obecnie taniec towarzyski stanowi formę zabawy i sposób nawiązywania kontaktów społecznych. Nie chodzi tu oczywiście o jakąkolwiek technikę i wyuczoną sekwencję kroków, sam taniec i podrygiwanie w rytmie muzyki jest już poniekąd spełnieniem oczekiwań. Niewątpliwie w zaciszu domowym przy odkurzaczu i odbiorniku radiowym można doskonalić własne taneczne predyspozycje, co z kolei może spowodować, że odkryjemy w sobie talent i radość, która przerodzi się w pasję do tańca profesjonalnego. Efektem tego może być, że osoba z ukrytym talentem tanecznym zacznie regularnie szkolić swoje umiejętności w tym zakresie w studiach tańca, aby swoje osiągnięcia zaprezentować publicznie. Dyskoteka może być już pierwszym miejscem, gdzie niedoszła gwiazda tańca dozna olśnienia i stanie się „szakalem parkietu”. Z mojej osobistej obserwacji wynika, że taniec towarzyski wyzwala poczucie pewnej wolności i przyjemnego transu, będąc zarazem formą relaksu. Warto podkreślić, że technika jest tutaj bez znaczenia. Więc jeśli taniec jest obecny na imprezach miejskich i okazjonalnych (wesela i imieniny) to już jest dowód, że obywatele tego kraju są w stanie zrzucić maski codzienności, aby w takt muzyki udać się na ucztę tańca. Sam lubię tańczyć przy gotowaniu, kiedy patelnia wiruje mi w dłoni, a nogi wywijają pozycje baletowe, czasami w jednym pasażu znajdzie się ,,Plie et piroette”… w duecie z przysmażoną rybą.
- Kiedyś miałam okazję przyjrzeć się, jak tańczą Amerykanie na potańcówce organizowanej przez jedną z nowojorskich parafii. Bo tam parafie zajmują się właśnie także organizowaniem życia społecznego, towarzyskiego, integrującego lokalną społeczność, także poprzez czystą rozrywkę, ale w gronie osób tego samego wyznania. Przygrywał zespół w stylu Glenna Millera, jazzowe standardy, ale pod kątem potrzeb sali tanecznej. Ze zdziwieniem zauważyłam, że każda para, która wyszła na parkiet, bez względu na wiek, potrafiła poruszać się w rytm samby czy rumby, znała kroki chachy czy pasodoble. Mnie do tańca poprosił kuzyn i zaczął poruszać się w rytm „dwa na jeden”, kołysząc biodrami, co z kolei zainteresowało tańczące obok nas pary. Tego kroku nie znali. Taniec towarzyski czy klasyczny chyba powinien stanowić przedmiot w szkole, co Pan o tym myśli? Choćby w ramach lekcji wuefu, może nie byłoby potrzeby tak powszechnych zwolnień lekarskich.
Moi drodzy Czytelnicy, muszę wam uchylić rąbka tajemnicy o profesjonalnych tancerzach baletu. Otóż wielu z nich nie potrafi tańczyć tańców standardowych – jak tango, walc, nie mówiąc o rumbie czy chacha, a kiedyś powszechny rock and roll stał się już, niestety, archaicznym wyrazem ekspresji, można go spotkać na spektaklach w teatrach muzycznych – a szkoda. No ale aby nie wylewać dziecka z kąpielą i nie negować umiejętności tanecznych współczesnej młodzieży, to mam nadzieję, że hip-hop i breakdance zajmują odpowiednie miejsce w młodzieżowych trendach. Powszechność owych form tańca dowodzi ich popularności. Ale czy tak się rzeczywiście tańczy na publicznych i prywatnych imprezach? Chyba nie – może to wynika z braku pewności siebie i zwyczajnego wstydu czy nieuzasadnionych uprzedzeń. Może braku wyszkolenia lub też po prostu – braku miejsca, ponieważ te rodzaje tańca wymagają przestrzeni. A przecież ruch to zdrowie i presja środowiska nie powinna w ekspansywny sposób marnować zdolności tanecznych – co może stać się przyczyną =utraty wspaniałych talentów. Podążając tym tokiem myślenia, taniec towarzyski jak najbardziej powinien być obecny w życiu szkół powszechnych, może to by odsłoniło i ukształtowało inne wartości społeczne, gdzie obecnie niestety świat wirtualny staje się powodem samotności i zbiorowej depresji każdej grupy wiekowej, a także sprawia wiele problemów w komunikacji i jest przyczyną agresywnych zachowań. Może warto by było podjąć temat wychowania na bazie tańca i w szanownym Ministerstwie Edukacji Narodowej zatwierdzić odpowiednią ustawę taneczną z korzyścią dla wszystkich. Uważam, że przedmiotem uzupełniającym zajęcia z wuefu powinien być taniec towarzyski. Myślę, że ciekawy program edukacyjny w zakresie tańca wzmocniłby więzi i zintegrował uczniów, dając im zarazem poczucie radości i relaksu, spełniłby oczekiwania i odciążyłby zestresowane uczniowskie psychiki po kilkunastu godzinach obowiązkowych przedmiotów. Jak wiadomo, motoryka i koordynacja ciała są podstawą do poznania tańca w takt przyjemnej muzyki. Ile pozytywnej energii mieści się w magicznej spirali tańca! Jak solidna porcja tańca może uzdrowić zmęczenie i przygnębienie przeciążonego umysłu. Może już czas przeprowadzić rzetelne badania w tej kwestii i wydać jasne orzeczenie, w ilu procentach nasze młode pokolenie jest związane z tańcem na co dzień? Temat niewątpliwie jest bardzo obszerny i zawiera w sobie wiele dróg do poznania rzeczywistego stanu rzeczy i powszechności tańca w naszym kraju. Sam jestem nauczycielem baletu i na przykładzie moich małych uczennic mogę stwierdzić, że każda z nich chce być księżniczką, która tańczy na palcach w białej sukience. Dlaczego marzenia muszą czasami tak długo czekać na spełnienie? Taniec jako uniwersalny środek na dolegliwości i bolączki duszy i ciała – niech stanie się panaceum teraz i tutaj, i aby sen wirujących marzeń objawił się na scenie.
- Taniec ostatnio stał się modny. Na jego upowszechnienie i większą promocję społeczną zapewne wpłynęła telewizja i programy takie jak choćby „Taniec z gwiazdami”, pokazujące radość z tańca, ale też ukazujące nieco kulisy tej niełatwej umiejętności. Do masowej świadomości przebija się hasło mówiące o tańcu jako o celebryckim walorze, a ludzie lubią ulegać modzie i naśladować zachowania osób publicznych i znanych. Ogląda Pan „Taniec z gwiazdami” czy też inne popularne programy o tańcu? Co Pan o nich myśli i czy dostrzega tę pozytywną stronę związaną z popularyzacją tańca?
Szczerze mówiąc, obecnie nie jestem na bieżąco i nie śledzę aktualnych wydarzeń tej formy propagowania tańca. Choć przyznam, że przed kilkunastoma laty byłem obserwatorem kilku finałów w TV. No cóż, uważam że każda forma i prezentacja publiczna różnych technik tańca dla przeciętnego zjadacza chleba może mieć pozytywny wydźwięk i wyzwolić determinację do indywidualnego kształcenia w tańcu na potrzeby własne tudzież dla zespołów komercyjnych. Jak to się ma do praktyki? Czy rzeczywiście młodzi ludzie, a w szczególności dzieci, lgną do tego niewyobrażalnego wysiłku i bezwzględnej konkurencji? Jaki procent zgłoszonych talentów przepada w sicie show businessu? Myślę, że tylko ci, co odpadli, mogą o tym sami opowiedzieć, nie licząc oczywiście ich rozczarowanych rodzin. Choć opakowanie i wizualizacja programu działa na masową wyobraźnię odbiorców. Oczywiście liczy się efekt końcowy i do jakiego końca nas to ma doprowadzić w wymiarze tańca i jego rdzenia – jako forma ruchu i spełnionej nadziei na odrobinę osobistej gloryfikacji. Może należę do grona sceptyków, i widzę tylko zachmurzone niebo. Cóż, każde kulisy kryją w sobie tajemnicę, kto i gdzie, i za ile. Popularyzacja tańca jest niewątpliwie zaszczytną ideą i taką linię działania powinno się utrzymać. A zasięg i skala osiedlowych studiów tańca może stanowić dowód na rosnącą popularność tańca. Sam taniec u podstaw nie ma ograniczeń. Ważne jest, aby nie zesztywnieć przy komputerze i komórce. A zatem cieszę się, że choć część młodego pokolenia spełnia swoje marzenia i dotyka powierzchni mistycznego źródła energii, jaką stanowi taniec.
- Dzięki takim programom popularyzującym wiedzę i umiejętności taneczne wypłynęli nowi taneczni celebryci, ale to właśnie ich zasługa, że taniec zyskał na popularności. Może zmieni się narodowe podejście do tańca i wzrośnie zainteresowanie także tańcem klasycznym, czyli baletem? Czy taniec towarzyski i klasyczny to zupełnie dwie różne rzeczywistości?
Droga Pani, czy po obejrzeniu takowych programów możemy już powiedzieć, że widzimy sztukę? A Pan Celebryta stał się super gwiazdą, która wzruszy nas do łez i przeszyje dreszczem emocji? Śmiem wątpić, w kontekście prawdziwej sztuki tańca, jaką jest balet klasyczny. Więc nie powinniśmy mylić dwóch różnych pojęć – taniec jako nośnik komercyjnej rozrywki i jego zarobkowe przeznaczenia dla poszczególnych grupy ludzi – a taniec klasyczny jako forma czystej nieskazitelnej harmonii i wyrafinowana estetyka. Oczywiście, kiedy będziemy się głębiej zastanawiać i globalnie rozpatrywać ten temat, zobaczymy zupełnie różne dwa poziomy ludzkiego zainteresowania tańcem – to może dojdziemy do odmiennych definicji, takich, w ramach których pole magnetyzmu tańca dwóch biegunów nigdy się nie spotka. Choć ktoś powie: „Przepraszam, ja w balecie dostrzegam tylko sztuczne gesty i groteskowe pozy, które zaprzeczają anatomicznej budowie ludzkiego ciała, i to do mnie nie przemawia”. A z kolei drugi widz będzie zachwycony i odnajdzie w spektaklu baletowym moment fascynacji. Więc taniec działa na dwóch różnych płaszczyznach jako transparentny wyraz ludzkiej ekspresji. W rzeczywistości przecież chodzi o poczucie spełnienia własnych pragnień – a sam taniec jest już wyzwaniem do odkrywania indywidualnych możliwości. Więc idąc tym tokiem myślenia, dziedzina tańca jako fundament do pomnażania predyspozycji zainteresowanych grup społecznych jest instrumentem o uniwersalnym zastosowaniu. Pytanie, czy balet i taniec towarzyski powinny się mieszać i wspomagać – cóż, jak najbardziej – aby uzyskać perfekcyjne wykonanie w swojej kategorii.
- Bo tutaj rysuje się ciekawa dychotomia – taniec popularny czy towarzyski potrafi wygenerować celebrytów, a taniec klasyczny, balet, już nie. Przynajmniej w takim szerszym ujęciu. Dlaczego?
Proszę mi wierzyć, który z celebrytów rozrywkowej branży odważyłby się podjąć wykonania wariacji klasycznej w konkursie baletowym? Przecież byłby to śmiech na sali , jakaś pani czy pan prezes firmy od trampków koślawiąc swoje zacne stopy, próbując podskoczyć w szpagacie dobrnąłby do kresu swoich możliwości. Rezultat takiego wyzwania z pewnością byłby opłakany. Nie licząc „lajków” w Internecie, postów, które by zalała fala krytyki i pikantnych epitetów. Zatem zmierzenie się z tańcem i zdobycie popularności w sieci powinno działać w racjonalnych przedziałach możliwości wykonawczej danego delikwenta-celebryty, który pragnie lansować swój wizerunek. Moda na You Can Dance przyszła zza oceanu – i stała się gigantyczną górą komercji, która napycha forsą kieszenie rozgłośni telewizyjnych z dodatkiem tantiemów i ekstra honorariów dla jurorów. Nic dziwnego, bo dostępność i nagłaśnianie przez mechanizmy reklamy już zadziałały na podświadomość zbiorowej rzeszy wielbicieli tańca. Generator sukcesu spełnia swoją funkcję i napędza koniunkturę ,,Tańca z Gwiazdami”, gdzie wszyscy się dobrze bawią i ronią łzy szczęścia i zachwytu. Mamy tu zatem ogólnodostępny program, stanowiący pole walki do dominacji na rynku – sprzedaży i podaży tańca, który bazuje na technice bardziej przystępnej do celów prezentacji publicznej. Oczywiście popularność ma swoje zalety i wady, ale to już inny temat. Balet klasyczny jest mniej popularny, bo wymaga wyjątkowych predyspozycji fizycznych i psychicznych. A edukacja absolwenta szkoły baletowej wymaga długoletnich przygotowań do zawodu tancerza klasycznego, co w końcowym etapie spełnia się na scenie teatrów i oper placówek budżetowych. Dodam jeszcze istotną kwestię, balerina i baletmistrz nie tylko tańczą dla samego tańca, oni odgrywają role i przedstawiają historię ludzkich charakterów, opowiadają ciałem o życiu i śmierci, aby w kulminacyjnych sekwencjach widz mógł poczuć potęgę miłości.
- Szkoły baletowe cieszą się uznaniem wśród dziewcząt, ale o przyjęcie stara się mało chłopców. Brakuje uczniów płci męskiej w szkołach baletowych, dlaczego?
Tak jak wspomniałem, dziewczęta marzą o postaci księżniczki z bajki, która w tańcu przekracza baśniowy ogród i spotyka roztańczone kwiaty. W tym świecie pełnym kolorów każda z nich utożsamia się z pięknem i wdziękiem. I marzy, by na koniec spotkać księcia, który poprowadzi ją do tańca. Myślę, że pewne stereotypy sprzyjają większej frekwencji wśród dziewcząt w uczestnictwie zajęć baletowych. Oczywiście z pełną aprobatą rodziców, którzy akceptują potrzeby swoich pociech. Wśród chłopców temat baletu ma chyba jednak inne podłoże, które może obudzić pasję do baletu. Na pewno nie postać księcia z bajki, który porywa partnerkę do tańca. Na własnym przykładzie mogę opisać moje uczęszczanie do szkoły baletowej. Świadomość i wrodzone predyspozycje mają tu decydujące znaczenie. A zatem, wdrażanie do zawodu tancerza można by podzielić na kilka etapów, podstawy elementarne, systematyczne ćwiczenie elementów technicznych, tak zwany drążek baletowy przy fachowym instruktażu pedagogów baletu, którzy potrafią ukształtować ucznia do tego artystycznego zawodu. Etap drugi to konkursy baletowe i rywalizacja pomiędzy kolegami stały się dla mnie decydującym motywatorem do pozostania w szkole baletowej. Potem zrozumienie kreacji artystycznej i scena dokonały rzeczywistego przeobrażenia. Kontakt z publicznością był i jest tym ostatnim etapem do dzisiaj. Jak można by zwiększyć nabór wśród chłopców i zmotywować ich do uczęszczania do państwowych szkół baletowych? To pytanie pozwoli mi na wyrażenie mojej wizji, na którą mógłbym – a może mam wpływ. Otóż propagowanie baletu za pomocą filmów lub seriali na ogólnopolskich stacjach telewizyjnych. Kinowe wersje filmów fabularnych z polskimi solistami baletu w rolach głównych. Zwiększenie medialnych programów o treści i historii baletu na świecie – może w ten sposób świadomość wyjątkowości tej sztuki spowodowałby zasilenie szeregów chłopców w szkołach baletowych. Na koniec może zwykła reklama typu Hamburger food – Hot dog w postawie Arabesque. Kto wie? Cel uświęca środki…
- Czy tancerz, baletmistrz, to środowiskowy i społeczny odmieniec? Bo tak to chyba w niektórych środowiskach bywa postrzegane i interpretowane… Jaka jest tego przyczyna? Czy takie postrzeganie mężczyzny w balecie związane jest ze społecznym pojmowaniem męskości, a balet stanowi tego zaprzeczenie? Jest za mało siłowy, za subtelny, chciałoby się rzec – zbyt kobiecy?… W takim właśnie stereotypowym, ale zarazem powszechnym rozumieniu.
,,Odmieniec”, zarazem tak i nie ! Określiłbym to raczej mianem ,,uskrzydlony”, ten równoważnik wyemancypowania tancerza klasycznego w środowisku rówieśników i męskiej domniemanej dominacji. Zrozumienie postawy baletmistrza wynika z pewnych utartych schematów, nie mających żadnego związku z rzeczywistością. Oklepane i wyuzdane stwierdzenia, że tancerz jest zmanierowany i utożsamia się z kobietą, świadczą tylko i wyłącznie o braku tolerancji i akceptacji tej dziedziny sztuki. Drogi Czytelniku, jeśli ktoś z was byłby w stanie podczas próby do baletu klasycznego podnieś partnerkę kilkadziesiąt razy – co przekłada się na dwie tony – to może uświadomiłby sobie i przetarł oczy – aby stwierdzić że baletmistrz to tytan. Więc przy całym szacunku do opinii pseudo krytyków, oznajmiam, że męskość i grację można połączyć bez uszczerbku dla obrazu płci. A stwierdzenia typu „zbyt kobiecy” czy „męski” już na wstępie mogą uwłaczać inteligencji i szacunkowi dla tej grupy zawodowej. Dlatego tak ważną rolą jest uświadamianie ludzi o niuansach zawodu tancerzy baletu. Jeśli ogólny zasięg znajomości tematu jest zbyt mały – to ten stan zaszufladkowanej tyrady nie umilknie.
- Zatem pomocna mogłaby być tylko powszechna edukacja, której tak brakuje. Ale powróćmy do tego społecznego postrzegania statusu baletmistrza. Bycie tancerzem, baletmistrzem to dla mężczyzny wyróżnienie czy wstyd? Prestiż czy izolacja w środowisku rówieśników? Dar czy przekleństwo?
To zależy, kto i jak postrzega. Czy baletmistrz dźwiga za sobą grzech deprawacji seksualnej? Czy jego estetyczna postawa już staje się marginesem społecznym i burzy kanciaste rysy męskości? Dokąd pręgierz palącej świadomości doprowadza do kompletnego wyniszczenia osobowości artysty. Przynależność do specyficznego środowiska nie powinna paraliżować i wprowadzać artystów baletu w stan katatonii. Kompleksy wykonywanego zawodu są wynikiem presji społecznej. Każda indywidualność artystyczna, moim zadaniem, to wyjątkowy skarb, który trzeba chronić. Kto tego nie rozumie, powinien poddać się dogłębnej edukacji, by nie świecić głupotą. Reguły ustanawiają ludzie i ich predyspozycje – poniekąd niosą kształt postrzegania sztuki, jaka ona by nie była. Na płaszczyźnie delikatnej tafli wody zawsze można spotkać zmarszczki i pomimo to, można się zachwycić jej wyjątkowym spokojem. Równowagą, która może istnieć bez opinii i subiektywnego postrzegania obserwatora. Więc ten dar bycia baletmistrzem jest pozawymiarowy i raczej dotyka sfery uczuć, których nie widać gołym okiem. Można je tylko poczuć w sercu. A przekleństwo dotykające niekiedy przedstawicieli tego zawodu stanowi pewnego rodzaju margines, który nie powinien weryfikować własnego życia i własnych osiągnięć. Jestem baletmistrzem, choreografem i pedagogiem baletu, który przechodzi przez ogród tańca, i ciągle się nie mogę nadziwić i zachwycić tym pięknem – więc pozostaję w nim.
- A może w postrzeganiu baletmistrzów zaważył stereotyp grupy zawodowej? Bo jednak to odium niechęci nie dotyczy kobiet, baletnic, a odnosi się jedynie do mężczyzn w tej grupie zawodowej. Zatem takie gotowe szufladkowanie, ujęcie stereotypowe chyba ma tutaj swoje odniesienie?
Tancerz postrzegany jako narcystyczny i ,,miękki facet” przylgnął jak rzep do psiego ogona. Co oczywiście niesie negatywny wizerunek społeczny. Poniekąd ta jedność akceptacji pewnych wzorców nigdy się nie zmienia, a szkoda, bo to działa wbrew kulturze baletu polskiego. Zapewniam, że w swojej karierze zawodowej może spotkałem zaledwie jeden procent mężczyzn o orientacji homoseksualnej. A ten nagminny lincz społeczny uwłacza zdecydowanie dobru sztuki, jaką jest sam balet. Konsekwencje są oczywiste, brak narybku w szkołach baletowych i uprzedzenia rodziców, czy przypadkiem ich synek nie wyląduje na kanapie zmanierowanego dyrektora lub choreografa baletu. Sądzę, że w innych branżach zawodowych jest nie mniejszy procent panów o takowej orientacji seksualnej. Co nie powinno dziwić heteroseksualistów. Każda dyskryminacja stanowi ślad destrukcji rodzaju ludzkiego i mogę tylko ubolewać, że brak społecznej uwagi i brak tolerancji spłyca magię tego zawodu. Może męskość tak mocno chce nie wiedzieć, że pierwiastek żeński nosi ze sobą od urodzenia i pozostaje aż do śmierci. A grono ludzi którzy są innego zdania może powinni przemilczeć i nabrać wody w usta.Po to, by odnaleźć miłość bez łatek – choć by na płatkach śniegu? Czy w harmonii miękkiego ruchu dłoni można dostrzec kobietę i w serpentynie wygiętego torsu dostrzeżemy – kwiat orchidei? Czym byłby bieg gazeli w wykonaniu baletmistrza, w etiudzie Chopina? Jak w mgnieniu czasu zrozumieć postać matki w spektaklu baletowym, którą gra mężczyzna ? Takich przykładów można by mnożyć bez końca. Więc, moi drodzy Czytelnicy, podziwiajcie sztukę baletu i ich wykonawców.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała PM. Wiśniewska
Fot. Archiwum prywatne bohatera wywiadu oraz okładka książki o balecie autorstwa R. Komassy