Rozmawiamy z poznańską psychoterapeutką oraz autorką książek i poetką o jej najnowszej publikacji – pt. „Refleksje pofilmowe. O symbolach okiem psychologa”. O symbolach okiem psychologa”. Dla wszystkich miłośników dobrego kina oraz tych, którzy zastanawiają się, jaki seans wybrać. Książka niebawem ukaże się na księgarskich pólkach oraz jako e-book.
• Pani książka stanowi nie lada gratkę dla wszystkich miłośników sztuki filmowej oraz wiedzy psychologicznej. Łączy Pani punkt widzenia miłośnika filmów z całym swoim warsztatem psychoterapeuty, z wiedzą psychologiczną i wieloletnim doświadczeniem. Skąd pomysł na połączenie tematyki filmowej z psychologiczną analizą symboli?
M.T. Właściwie to nie był “pomysł”, a naturalnie rozwijającą się chęć pisania o obejrzanych filmach. Początkowo nie myślałam o książce. Ale pamiętam początek, kiedy publicystka, poetka i recenzentka Elżbieta Binswanger-Stefańska zarekomendowała mi film pt. “Porozmawiajmy o Kevinie” i była zainteresowana, jak go odebrałam. Oglądając ten film dostrzegałam wiele symboli, które zaczęłam notować. W oparciu o te notatki napisałam o filmie i udostępniłam to na moim profilu na Facebooku. Pani Elżbieta i kilka innych osób żywo i pozytywnie zareagowały na mój opis filmu. To dodało mi odwagi i zachęciło mnie do dzielenia się refleksjami o następnych oglądanych filmach. Z kolei po jakimś czasie kilka bliskich osób zachęciło mnie do opublikowania refleksji w formie książki. I tak najpierw filmom poświęciłam jeden z rozdziałów w książce “Trzy światy. Z perspektywy psychoterapeuty” (2021), a teraz już z wewnętrznej motywacji postanowiłam zebrać te wszystkie opisy i opublikować je w książce “Refleksje pofilmowe. O symbolach okiem psychologa”.
• Zwykle oglądamy filmy, podobają się nam lub nie, ale podejście psychologiczne to ciekawe ujęcie. Jak psycholog ogląda filmy? Co w nich dostrzega, co dla przeciętnego widza pozostaje ukryte?
M.T. Nie wiem, “jak psycholog ogląda filmy”? Wiem, jak ja, będąc psychologiem, na nie patrzę. Nie uważam też, że widz bez wykształcenia psychologicznego jest “widzem przeciętnym”, choć rozumiem, że to sformułowanie dotyczy statystyki, a nie kompetencji. Natomiast znam psychologów, którzy nie dostrzegają w filmach tego, co ja widzę. Nie wiem więc, w jakim stopniu udział w dostrzeganiu symboli filmowych ma moje wykształcenie, a w jakim – inne czynniki, np. myślenie metaforyczne. A metaforyczne myślenie bliskie bywa z kolei mojej pracy psychoterapeutycznej, ale też zamiłowaniu do poezji. Myślę, że podobnie gdyby refleksjami po obejrzeniu filmu dzielili się przedstawiciele innych zawodów, np. artyści plastycy, historycy sztuki czy językoznawcy, to każdy z przedstawicieli każdego z zawodów mógłby zwrócić uwagę na coś innego, dostrzegłby inne symbole i inaczej je zinterpretował. Sądzę, że wykształcenie psychologiczne umożliwia patrzenie na film z psychologicznej perspektywy, ale każdy psycholog może zwrócić uwagę w filmie na inne sytuacje czy przedmioty, które może inaczej zinterpretować. Prawdopodobnie jakiś udział mają też cechy indywidualne, np. spostrzegawczość (nie tylko dotycząca konkretów) czy zamiłowanie do metafor. Być może od psychologów częściej oczekuje się psychologicznej interpretacji cech bohaterów filmu, ich emocji i motywacji, ale w książce nie podejmuję się takich interpretacji, może w przyszłości przy innych filmach, chociaż tego typu rozważania, podobnie jak w przypadku symboli, mogą być wyłącznie hipotetycznie.
• Tło psychologiczne i motywacja bohaterów to częste narzędzia wykorzystywane jako materiał do scenariuszy filmowych. Dobrze się ogląda filmy umotywowane psychologicznie, bo bohaterowie oraz ich wybory stają się bardziej wiarygodni. Wiedza psychologiczna jest chyba ważna dla reżyserów i scenarzystów?
M.T. Myślę, że wiedza psychologiczna jest bardzo ważna w pracy reżysera i scenarzysty. Żeby wiarygodnie opisać i pokazać postać, z jej bogactwem życia wewnętrznego, sprzecznościami i konsekwencją postępowania lub założonym brakiem konsekwencji, bez wiedzy lub intuicji psychologicznej byłoby chyba niemożliwe.
• Teraz mamy takie czasy, że znajomość podstaw psychologii każdemu się chyba przydaje, w pracy, w domu, w komunikacji interpersonalnej czy społecznej. Warto rozumieć zachowania innych ludzi i motywy, którymi się kierują, by lepiej rozumieć ludzi i czasy, w których przyszło nam żyć.
M.T. Tak, zgadzam się z Panią. Tylko trzeba uważać, żeby nie przedawkować z psychologią, bo wtedy łatwo o nadinterpretacje i psychologizowanie. Zawsze warto się upewnić, czy nasze hipotezy co do myślenia o emocjach czy motywacjach drugiej osoby są trafne. Bo łatwo o przeniesienie, czyli przypisywanie innym naszych własnych emocji czy motywacji. Z drugiej strony, nikt nie jest zobowiązany ujawniać nam swoich uczuć i motywacji. Tak że zalecałabym ostrożność w wyciąganiu wniosków.
• Czym kierowała się Pani w doborze filmów do zrecenzowania i omówienia pod kątem symboli i psychologii?
M.T. Nie miałam żadnego klucza w doborze filmów, często były to kinowe premiery filmowe, część filmów obejrzałam po rekomendacji znajomych, jeszcze inne – bo szczególnie ciekawił mnie temat. Do niektórych filmów wracałam po latach. Starałam się nie czytać recenzji, żeby nie tracić świeżości odbioru i nie sugerować się cudzymi opiniami. I muszę sprostować, że nie piszę recenzji, bo nie jestem profesjonalną recenzentką, dzielę się jedynie tym, co w filmach dostrzegam symbolicznego.
• Jakie symbole ujawnia Pani w książce i jak należy je rozumieć? Jaką rolę odgrywają symbole w filmach?
M.T. W każdym filmie dostrzegałam i opisywałam inne symbole w kontekście opowieści filmowej, a nie jako symbole uniwersalne, które można opisać bez kontekstu. Poza tym, jak już wspomniałam, w moim odbiorze niektóre symbole mają sens, albo ja nadaję im sens, w rozumieniu metaforycznym. Na przykład pisząc o filmie “Ostatnia sesja Freuda” jednym z symboli były “granice”, tzn. stawianie granic. Najpierw postawiłam sobie dwie granice: pierwszą, aby nie zdradzać akcji filmu, którą jest rozmowa, oraz drugą – by opierać się wyłącznie na tym, co widać w filmie i nie komentować poglądów czy psychoanalitycznej pracy Freuda znanej z innych źródeł. Postawienie tych granic w pisaniu o filmie samo w sobie stało się symbolem, bo skupiłam się właśnie na stawianiu granic, a dokładniej to ich przekraczaniu, co zostało w filmie pokazane. Natomiast oglądając film “Pogorzelisko”, którego akcja toczy się w Libanie w czasie wojny domowej, skoncentrowałam się na dwóch symbolach. Jednym była chusta, którą bohaterka nosiła na różne sposoby w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdowała. Drugim symbolem w moim odbiorze był krzyżyk noszony przez kobietę na szyi, który w zależności od okoliczności był symbolem ochrony i ratunku albo przekleństwem i zgubą. Z kolei w filmie “Simona” pisząc o symbolach dostrzegłam je w relacjach bohaterki ze zwierzętami, które interpretowałam w kontekście stylów przywiązania w relacjach między ludźmi i tu w dużym stopniu odwołałam się do wiedzy psychologicznej. Tak więc opisane w książce symbole zawsze osadzone są w konkretnej fabule filmu.
• Chociaż z symboliką filmową to trzeba też ostrożnie. Pamiętam wyjaśnienie jednego z reżyserów, który użył do kluczowej sceny w filmie białego konia. Krytycy filmowi prześcigali się w interpretacjach, dowodząc, że to genialne posunięcie, tak wieloznaczne i stwarzające możliwości stwarzania zawoalowanych sensów. Aż kiedyś w końcu podczas konferencji prasowej któryś z dziennikarzy zadał to kluczowe pytanie o znaczenie tejże symboliki. „Dlaczego właśnie biały koń w tej scenie? – miał zapytać dziennikarz. „Bo było ciemno” – wyjaśnił bez wahania reżyser. „Innego konia nie byłoby widać w nocy”. Ot, i cała prawda o symbolach… Też jest Pani zdania, że niekiedy interpretacje są przesadzone i doszukujemy się w filmach znaczeń, których nie ma?
M.T. Tak, dlatego w książce (i w naszej rozmowie) często używam sformułowania “w moim odbiorze”, bo nie wiem, czy takie same intencje przekazu symboli mieli twórcy filmu. Wspominam o tym w książce w słowie od autorki. Możemy doszukiwać się znaczeń, których nie ma, ale to może być inspiracją i stymulacją naszej wyobraźni i “kreatywnego” odbioru filmu. Kreatywnego, bo skłaniającego do “tworzenia” indywidualnych interpretacji. Takie refleksje towarzyszyły mi na przykład w odbiorze i interpretacji symboli w filmie “Nie patrz w górę”, który przez niektórych widzów, również w kręgu moich bliskich, nie był przychylnie odebrany, a ja dostrzegałam w nim wiele symboli. Ale czy takie symboliczne intencje miał reżyser? Nie wiem.
• Wśród filmów wybranych do książki znalazł się jeden z moich ulubionych pt. „Boska Florence” z Maryl Streep w roli tytułowej. Oglądałam go z zachwytem kilka razy. Kiedy przeczytałam Pani recenzję, to zdziwiłam się. Nasze spojrzenia na ten obraz są tak odmienne! Pokrótce – dla mnie to cudowny film z rzeczywiście boską Florence. Jej śpiew? Urzekający nieporadnością, ale i pasją. Świadczy o tym fakt największej liczby pobrań z biblioteki Opery Nowojorskiej /Metropolitan Opera/! Żaden inny utalentowany i pięknie niefałszująco śpiewający solista nie doczekał się takiej popularności. Doceniam pasję i miłość, wbrew wszystkiemu. Sama Florence? Silna kobieta, dążąca do celu, lubiąca uszczęśliwiać innych, z zamiłowaniem charytatywnym i wielkim sercem. Cudowny optymistyczny film, że można osiągać cele, wejść na K2 bez nóg. Poza tym – doskonała realizacja, dowcipne dialogi i znakomite kreacje aktorskie.
M.T. Piękną recenzję Pani nakreśliła. Natomiast ja, jak już wspomniałam nie piszę recenzji, nie ośmieliłabym się recenzować filmów, bo uważam, że nie mam ku temu odpowiednich kompetencji. Rozumiem Pani zachwyt nad tym filmem, uważam też, że kreacje aktorskie, a szczególnie Meryl Streep, były znakomite. A artystyczne, boskie fałszowanie po prostu genialne. Tyle tylko, że ja nie pisałam o dziele filmowym, a skoncentrowałam się na złożonych relacjach w “Boskiej Florence”. O tym, czy możemy stawiać granice bliskiej osobie, chcąc ją ochronić, np. przed śmiesznością? Czy nie robimy tego i wspieramy w pasjach i marzeniach, mimo śmieszności. Na ile kierujemy się w takich sytuacjach uczuciami, a na ile interesownością? Na tych dylematach skupiłam się pisząc o tym filmie.
• Ale to chyba dobrze, że każdy z nas dostrzega w filmach odmienne wartości i nie każdy film jest dla każdego.
M.T. Sztuka, a sztuka filmowa jest dziełem szczególnym, bo wielowarstwowym, wielokontekstowym i zbiorowym, nie może być odbierana przez wszystkich tak samo. Nie tylko każdy widz może zwracać uwagę na różne aspekty czy wątki filmu, ale różnie je rozumieć i interpretować. I to jest w sztuce piękne.
Dziękuję za rozmowę.
Pytania zadawała PM. Wiśniewska
Fot. dr Małgorzata Talarczyk oraz okładka jej najnowszej książki