Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Joanną Zajkowską, Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji UMB, Białystok.
- Jak obecnie wygląda sytuacja pandemiczna? Czy można powiedzieć o opanowaniu wirusa i pandemii?
Globalnie nadal mamy pandemię, która w tej chwili najbardziej widoczna jest w krajach azjatyckich, Indiach. W Polsce i Europie po wiosennej fali zachorowań obserwujemy systematyczny spadek zachorowań, jednak czy jest to już ogon epidemii, czy jeszcze będą kolejne wzrosty, fale, trudno powiedzieć. Należy przewidywać wzrost po wakacjach, ale mam nadzieję, że nie w takiej skali jak to było w ubiegłym roku.
- Jakie muszą zaistnieć warunki, by pandemia rzeczywiście została opanowana tak jak inne choroby typu ospa czy choroba Heinego-Medina, szalejącego w latach 60-tych? Sama pamiętam sporo dzieci w szkole, do której chodziłam, po tej właśnie chorobie. A teraz już jej nie ma. Czy i tak się uda z COVID-em?
Uda się, jeśli wszyscy włączą się w tę walkę. Szczepienia polio były systematycznie prowadzone we wszystkich krajach i mamy niemal pełną eradykację. Jednak polio dotyczy tylko ludzi i skuteczne szczepienie z zatrzymujące transmisje, pozwala wyeliminować wirusa, podobnie jak to się stało z ospą prawdziwą. SARS-COV 2 niestety ma rezerwuar zwierzęcy i eliminacja ze środowiska nie jest możliwa. Jednak możliwe jest uodpornienie na transmitowane obecnie warianty. Jak będzie w przyszłości, jest kilka możliwości, ale w każdej najważniejszą rolę odgrywają szczepienia.
- Ostatnio sporo mówi się o możliwej czwartej fali, i to już wczesną jesienią, to realna groźba?
Jest wynik prowadzonych analiz, wiele przesłanek wskazuje, że taka fala jest prawdopodobna. Zależy to od przygotowania się poprzez szczepienia, a także możliwość rozprzestrzeniania się nowych wariantów, które mogą stać się zagrożeniem, szczególnie w grupach osób nieszczepionych, które będą pozwalały na ich dalszą transmisję.
- Gnębił nas wariant brytyjski, a teraz wielu się obawia wariantu indyjskiego – jest faktycznie taki zabójczy, niosący tak poważne konsekwencje i powikłania dla ozdrowieńców? I czy te dotychczasowe szczepionki działają na tego wirusa?
Obecnie stosowane tak, chociaż mniej w przypadku wariantu południowoafrykańskiego i indyjskiego (tego już poznanego i tego, który dostał się do Europy). W Indiach rozpoznaje się kolejne warianty, równie niebezpieczne.
- Przez media przetoczyły się ostatnio złowieszcze przepowiednie jasnowidza Jackowskiego, który prorokuje właśnie czwartą fale pandemii z odmianą indyjską, której jednym ze skutków jest tzw. czarny grzyb. Mukormykoza, zwana również „czarnym grzybem”, jest wywoływana przez grupę pleśni mucormycetes i, jak donoszą media, połowa pacjentów zainfekowanych umiera, a reszta zmaga się z poważnymi skutkami. I właśnie jasnowidz twierdzi, że tak się stanie wczesną jesienią także w Polsce, a ludzie masowo będą tracić zainfekowane gałki oczne, bo tak ma skutkować nowa odmiana i jej powikłania. Aż strach się bać… Ale co na to medycyna? Czy to realne zagrożenie?
Mukormykoza jest grzybicą która rzeczywiście w Indiach jest obserwowana u osób chorych na COVID. Ale dotyczy ludzi tez wyniszczonych osłabionych, znajduje się w środowisku, więc w Indiach są dogodne warunki do rozwoju tej choroby. Nie jest to jednak zjawisko masowe, ale obserwuje się zwiększoną częstość, rozpoznawanej w tamtych regionach grzybicy, u chorych leczonych z powodu COVID dużymi dawkami glikokortykosterydów. A dla nas jeszcze jeden argument, żeby się szczepić i nie pozwolić na rozprzestrzenianie się kolejnych wariantów.
- Czy naprawdę tej katastrofy zdrowotnej jesteśmy w stanie uniknąć szczepiąc się? Jeśli tak, to dlaczego tego nie robimy? Część społeczeństwa wprawdzie już przyjęła szczepionki, ale właśnie chodzi o tę kluczową część, która nie chce…
Jest grupa sceptyków przeciwników i pewnie tych trudno przekonać. Ale jest grupa niezdecydowanych, zastanawiających się i o tych warto zawalczyć. Czasem powód zwlekania ze szczepieniem bywa błahy, jest to lęk o własne zdrowie z powodu jakiegoś incydentu w przeszłości, obawa ze współistniejące choroby mogą być przeciwskazaniem i często rozmowa z lekarzem pozwala te wątpliwości rozwiać. Problem to brak czasu na takie rozmowy, naszego i lekarzy.
- Tak wielu ludzi wciąż nie wierzy w pandemię, w istnienie koronawirusa jako takiego nawet… A mamy przecież powszechną edukację w szkołach, mikroskopy… Jak to więc możliwe? Dlaczego istnienie wirusa mierzy się miarą wiary, nie wiedzy? To by wskazywało na beznadziejnie niski poziom edukacji szkolnej, gonienie programów, a nie przekazywanie realnej wiedzy, która pomaga zrozumieć ten świat i sobie z nim radzić…
Na pewno podatny grunt na różne teorie, spiski, fake-newsy to osoby bez przygotowania w postaci wiedzy choćby na poziomie maturalnym, brak zaufania do autorytetów, takie postawy często można spotkać u ludzi niewykształconych, chociaż ta grupa często wykazuje się zdrowym rozsądkiem. Wydaje mi się, że gorsza jest wiedza niepełna, powierzchowna, i tu rzeczywiście przyczyn można upatrywać w niedostatkach sytemu edukacyjnego, zalewie nadmiaru informacji, z których trudno odsiać te prawdziwe i fake-newsy. Poczucie lęku może zwiększać podatność na informacje, które tłumaczą te postawy lękowe – ktoś jest winien, ktoś nas straszy, ktoś ma w tym jakieś cele. Chociaż w przypadku zagrożeniem gorączką krwotoczną wywołaną wirusem EBOLA, nikt takich kwestii nie podnosił.
- Ludzie też nie wytrzymują psychicznie warunków pandemii i związanych z tym obostrzeń. Nie wytrzymują presji sytuacji, za wszelką cenę chcieliby normalności… Ale też wielu obawia, że już nigdy nie będzie normalnie… Laboratoria medyczne całego świata wciąż przeprowadzają badania na zwierzętach, badają nowe wirusy i bakterie, w każdej chwili coś może się „wymknąć” spod kontroli… Gdzieś w tyle głowy czai się strach… A funkcjonowanie w warunkach przedłużającego się zagrożenia nie służy zdrowiu psychicznemu.
To prawda, ale zmieniają się warunki życia, żyjemy coraz bardziej odizolowani od natury, w dużych populacjach, spożywamy duże ilości antybiotyków, żywność produkuje się na skalę przemysłową, wkraczamy w tereny kiedyś niedostępne dla człowieka z możliwością kontaktu z wirusami zwierzęcymi, więc te zagrożenia są, a laboratoria są potrzebne.
- A czy już wiadomo, skąd tak naprawdę wziął się koronawirus? Chińskie laboratoria medyczne w WuHan odmówiły przekazania pełnej dokumentacji komisji z WHO, która badała sprawę, a szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus powiedział, że nie można wykluczyć żadnej hipotezy dotyczącej przyczyn wybuchu pandemii. czyli tej, dotyczącej wydostania się zmutowanego wirusa z laboratorium – też nie.
Nie można wykluczyć, ale to nie laboratorium stworzyło wirusa, istnieje on realnie w świecie zwierzęcym, podobnie jak SARS, MERS, EBOLA, i mnóstwo jego bliskich i dalszych kuzynów w koloniach nietoperzy. To jest bardzo fascynujące zjawisko dla biologów. Kolonie nietoperzy liczą mnóstwo osobników, z krążącymi wśród nich wirusami, ale same nie chorują. Badania nad układem immunologicznym nietoperzy może pomóc nam wyciągnąć jakieś wskazówki, dowiedzieć się, jakie czynniki powodują, że nie rozwija się choroba.
Tymczasem pozostaje nam się szczepić i wierzyć w naukę, rzetelną wiedzę. Polecam stronę internetową Nauka Przeciw Pandemii, gdzie można znaleźć odpowiedz na wiele pytań wyjaśnionych w przez ekspertów, przystępnym językiem, z podaniem źródeł naukowych.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Paulina M. Wiśniewska
Czytaj także:
Na zdjęciu: prof. J. Zajkowska