Ekonomia i egzystencja tancerza w Polsce i za granicą – odsłaniamy kulisy pracy baletmistrzów i baletnic w rozmowie z Romanem Komassą, poetą, autorem książek, ale przede wszystkim baletmistrzem, pracującym obecnie i mieszkającym w Niemczech.
- Z danych GUS /Główny Urząd Statystyczny/ z roku 2024 wynika, że sierpniu przeciętne wynagrodzenie wyniosło prawie 8200 zł brutto, czyli około 5900 zł na rękę. Jak podaje portal Money.pl, średnią pensję lub powyżej zarabia około jednej trzeciej pracowników[1]. Z kolei portal podaje, że przedział wynagrodzenia większości pracowników pracujących w wybranym zawodzie wynosi: „tancerze i choreografowie – od 2 764 zł do 7 196 zł miesięcznie – 2024. Zaczynając pracę, osoba na stanowisku: Tancerze i choreografowie zazwyczaj zarabia w zakresie od 2 764 zł do 5 754 zł brutto miesięcznie. Po 5 latach pracy kwota ta waha się w zakresie od 3 071 zł do 6 440 zł miesięcznie, w tygodniu pracy wynoszącym 40 godzin”[2]. Potwierdza Pan te krajowe dane?
- ,,Czy się stoi, czy się leży, góral się należy”, tak kiedyś powiadano w „demoludach”. Wtedy naród odbudowywał Polskę, a dług publiczny piętrzył się na wysokość drapacza chmur. Ale co dziwne, wszyscy prawie byli zadowoleni. Choć półki świeciły pustkami, a kolejki za mortadelą i schabowym trzeba było rezerwować. No, ale te czasy mamy poniekąd już za sobą – może jeszcze przypomnę. Co znaczy ten „góral” w dzisiejszych czasach wielu młodych ludzi nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi – bo i po co. Ale sam „góral” – to banknot o wartości pięciuset złotych kilka dekad wstecz, za który można było kupić tzw. zimne nóżki i litr wódki. W przypadku tancerzy, to zamierzchłe przysłowie doprowadziłoby do katastrofalnych skutków. Proszę sobie wyobrazić, tancerki i tancerzy, którzy zamiast ćwiczyć wariacje, obijają się po kontach i piją wódkę w garderobach od 10.00 rano do 14.00 godziny z przerwą obiadową do 18-tej i ponownie leżą jak tyczki fasoli na sali, aby przeżyć od pierwszego do pierwszego. Odniosę się bezpośrednio do postawionego pytania. Czy zarobki tancerzy wystarczają na godziwe życie? Śmiem wątpić, inflacja i globalny kryzys energetyczny raczej są żadnym stabilnym fundamentem do egzystencji, szczególnie że średnia zarobków profesjonalnych baletnic i baletmistrzów osiąga pułap 4300 zł brutto. Z czego trzeba opłacić podatki – składki na ZUS i opiekę zdrowotną. W przypadku kiedy rodzinę stanowi para zatrudniona na etacie w teatrze, problem urasta, bo dwie pensje starczają ledwo na opłatę czynszu. W przypadku kiedy na świat przychodzi dziecko artystów – pomoc dziadków i krewnych jest niezbędna. Jeśli takowych krewnych nie ma albo im samym nie wystarcza na życie, problem egzystencji artystów baletu powoduje mniejszą motywację do pracy.
- W lutym 2012 r. strajkowali tancerze zespołu tańca ludowego „Mazowsze”. Skarżyli się, że po 20 latach pracy mają niewiele więcej niż 2 tys. zł na rękę[3]. Było to wprawdzie ponad dekadę temu, ale sam fakt decyzji o strajku chyba nie świadczy najlepiej o kondycji finansowej tancerzy. Brał Pan kiedyś udział w walce o lepsze płace dla tancerzy?
- Na szczęście nie, moja kariera zawodowa i pensja całkowicie wystarczała na przeciętne życie, nie musiałem się martwić, czy wystarczy do pierwszego. Pozycja pierwszego solisty w Teatrze Wielkim w Łodzi była trochę lepiej opłacana. W latach osiemdziesiątych TW w Łodzi miał dobrą passę, wyjazdy zagraniczne pozwalały dobrze dorobić do podstawowej pensji. Ale nie tak dobrze, aby można było sobie kupić mieszkanie lub wybudować domek jednorodzinny. Jeśli chodzi o strajk i walkę o poprawę bytu, to mój osobisty udział miał miejsce w latach 80/81 w szerszej skali kraju o ustrojowym charakterze. Nie miało to oczywiście żadnego wpływu na zarobki artystów scen polskich.
- „Niewielki budynek, prawie 40 mieszkańców. Do dyspozycji mają raptem po kilka metrów kwadratowych i jedną łazienkę na piętro. Tak mieszkają tancerze i soliści zespołu Mazowsze. – W moim odczuciu artysta powinien być uszanowany, a w Mazowszu tego nie ma – mówi jeden z nich”[4]. To fragment artykułu właśnie o tym strajku sprzed lat. Artyści skarżyli się też na warunki pracy. Naprawdę w zawodzie tancerza jest aż tak źle? Ciasne klitki i wspólne łazienki na wiele osób? Jak wyglądają warunki pracy i życia tancerzy w Polsce?
- Myślę, że w dzisiejszej dobie lokalowe warunki się trochę poprawiły? Choć na własnym przykładzie pamiętam ,,Dom Aktora” przy ul. Narutowicza w Łodzi. Gdzie 10m2, aneks kuchenny i malutka łazienka musiały wystarczyć do egzystencji. Jedynym atutem takowej siedziby mieszkalnej pozostawał dystans, to znaczy 5 min piechotą i już można na terenie TW w Łodzi szlifować warsztat artystyczny. Jednym słowem, obiekt przy głównej ulicy bez zieleni jest miejscem relaksu po 8 godzinach wytężonej pracy dla tancerzy. Oczywiście, są też miejscowi, którzy posiadają mieszkania spółdzielcze i własnościowe. Teatry w Polsce posiadają też mieszkania służbowe i pokoje gościnne dla przyjezdnych artystów.
- Dobrze na pewno zarabia się programach komercyjnych typu „Taniec z gwiazdami”, ale najpierw trzeba tą gwiazdą być, czyli mowa o sukcesie osiąganym po wielu latach pracy. W przywołanym programie gazeta „Fakt” ujawniła zarobki, to kilka tysięcy zł za jeden odcinek[5], warto też podkreślić, że to jednak praca dorywcza, okazjonalna, a nie stała. Komercja jednak zawsze się dobrze sprzedaje, dlatego jest komercją. I chyba nie ma nic złego w popularyzacji tańca?
- Oczywiście, że tak – każda popularyzacja tańca sprzyja w poprawieniu tężyzny fizycznej i pozwala na chwilę relaksu. Przecież o to chodzi, by znaleźć dla siebie małą niszę, gdzie można się spełnić. Lecz kiedy wkraczamy w komercję i konkurencję, nie zawsze rzekomi artyści i ich opiekunowie grają fair . Mamona zmienia charakter, a w miarę jedzenia apetyt rośnie. Więc z tysiąca talentów – komisja i podkomisja otwiera furtkę dla swoich pupili. Nie będę się zagłębiać w ten temat – bo nie znam koligacji w tym show businessie – mogę tylko się domyślać. Na własnym przykładzie, tego, czego sam doświadczyłem i odpowiadam za moje słowa. Honoraria za wykonanie solistycznych partii na scenach świata – mogą sięgać po kilka tysięcy dolarów za wykonanie duetu lub solo. Miałem zaszczyt kilkakrotnie uczestniczyć w takich wydarzeniach artystycznych, gdzie ciężka praca przyniosła owoc w postaci dobrej płacy. A po powrocie do kraju mogłem kupić dla rodziny i siebie „malucha”, czyli fiata 126p.
- A jak wygląda sytuacja tancerzy w innych krajach? Gdzie jest najlepiej, a gdzie równie siermiężnie i ubogo?
- Różne życiowe sytuacje można by zapisać w opasłym tomie, kiedy to tancerz włóczęga szuka chleba i spełnienia dla jednego momentu swojego życia, marząc, aby wystąpić na scenie Covent Garden lub Metropolitan Opera. Ale proszę mi wierzyć, exodus tancerzy to nie objazdowy cyrk, to twarde warunki egzystencji i świadomych wyborów. Niejednokrotnie materialna strona pozostaje na drugim planie i dopóki młodość bije w żagle tańca, gaża stanowi tylko mały dodatek, aby uzupełniać dzienną dietę. Warunki egzystencji tancerzy za granicą i w naszym kraju różnią się znacznie, a ich poziom wyznacza status ekonomiczny każdego kraju europejskiego. Nie ma i nie było tematu do tej pory w Parlamencie Europejskim, który by uwzględnił kwestię zarobków tancerzy – a szkoda, bo byłaby to z pewnością ciekawa debata – aby zrównać zarobki w skali Europy i adekwatnie wobec prestiżu tej dziedziny sztuki. Dysproporcje zarobków pozostają zatem kwestią otwartą. Narodowe Teatry mają z pewnością większą rangę i co za tym idzie, zarobki w takich placówkach są 20- 30% większe od miejskich teatrów. Odnośnie socjalnych zabezpieczeń, to nie ma nigdy gwarancji, czy wylądujesz po zaszczytnej karierze profesjonalnego tancerza na bruku, czy uzyskasz dyplom magistra w dziedzinie sztuki tańca. Indywidualna determinacja pozostaje zawsze kluczem do realizacji własnych planów i aspiracji. Ale żeby nie odbiegać od tematu zarobków, w Polsce ta tak zwana średnia krajowa nie ma nic wspólnego z procesem inflacji i poziomem cen produktów materialnych. Dziwne i upokarzające dla przedstawicieli każdej branży artystycznej pozostanie ograniczanie własnych marzeń i miłości do prawdziwej sztuki na rzecz „pracy dla chleba”. Moim zdaniem, ta dysproporcja wywołuje lawinową reakcję i do tego tak już od dekad. Oczywiście ktoś powie, sztuka mięsa jest ważniejsza, bo można nakarmić nią dzieci. A sztuka dla samej sztuki to tylko mgiełka dla duszy, która niczego konkretnego nie daje. Skóra cierpnie i krew się burzy na samą myśl o takich poglądach, dosadnym chamstwie i braku respektu dla przedstawicieli sztuki. Tancerki i tancerze nie potrzebują dużo – powiedzą drudzy – oni i tak są cherlawi – a ten niby wyczyn i wymachiwanie nogami to każdy potrafi. Za taką kasę to i ja potrafię itd. Moi drodzy czytelnicy, potoczna opinia i brak świadomości społecznej o zawodzie tancerzy i ich deficycie energetycznym, o komforcie i dyskomforcie prywatnego życia – mogą być żenujące. Nieważne, w którą stronę spojrzę, czy na zachód, czy wschód i jeszcze południe i północ. Wiem tylko jedno, to nie zabawa w bierki, kto zdecyduje się zawód baletnicy baletmistrza, poważnie traktować musi swoją misję i zarazem zapłacić wysoką cenę za swój wybór. Zysk z tej pracy to nie gaża – lecz brawa i uznanie widza. Cicha sala baletowa i zespół, w którym się przebywa. Na przykładzie Niemiec, krótko streszczę ten doraźny system finansowania i opłacania baletnic i baletmistrzów. W Niemczech teatry są podzielone na kategorie tak zwane grupy od A do D i od tego podziału są wystawiane bonusy finansowe i stawki za wykonywaną pracę artystyczną. Do tego dochodzi obowiązkowa opłata ubezpieczenia scenicznego tak zwanego Bayerische Versicherung, które pozwala po skończonej karierze dofinansować przebranżowienie albo uzupełnić niską emeryturę. Inne kraje może mają trochę inne systemy – albo traktują ten fach jako niszę sztuki i w efekcie status ekonomiczny artystów baletu jest mizerny. Realia są brutalne i bez skrupułów. No ale, żeby nie demonizować, to kiedyś – było jeszcze gorzej… haha… i żyło się dla sztuki tańca nie bacząc na egzystencję, oczywiście do czasu.
- Sam Pan stanowi przykład tancerza, który wyjechał za granicę. Jakie były powody Pana decyzji? Od jak dawna mieszka Pan za granicą i jak się Panu żyje i pracuje?
- Przyczyn było kilka, tych prywatnych i zawodowych, chęć poprawy egzystencji i ciekawość innego życia. Kto wie, może teraz postrzegam swoje decyzje z perspektywy i czas zweryfikował tamte aspiracje. Rzeczywistość tamtego okresu była dla mnie zimnym prysznicem, kiedy stanąłem twarzą w twarz z wyzwaniami na scenie w Operze Kassel. Trzynaście lat to nie bagatela – długie sezony przy pełnym repertuarze intensywnej pracy baletowej, spektakli o profilu musical i operetkowych, które jednak nie zawsze sprzyjały moim zawodowym aspiracjom. Ale rodzina stanowiła wówczas priorytet – byłem w tamtym czasie i przez wiele lat głową rodziny, musiałem utrzymać dom. życie lubi płatać figle, w moim przypadku tak się stało. W roku 2004 wróciłem do kraju i podjąłem pracę w Państwowej Szkole Baletowej jako pedagog baletu, równocześnie studiowałem i pracowałem gościnnie w charakterze choreografa i pedagoga w Państwowej Operze Bałtyckiej. Tamten okres wspominam bardzo miło, bo moja kreatywności w zakresie choreografii przynosiła korzyści uczniom i szkole w Gdańsku. Opera Bałtycka była i jest moim pierwszym teatrem, w którym zaistniałem w tej profesji. Mam do tego miejsca sentyment. Niestety, zarobki z kilku etatów, nie były wysokie, na egzystencję i potrzeby własne ledwo starczało. Pod koniec dekady zdecydowałem się podjąć pracę w Teatrze Wielkim w Łodzi. Jednak powrót okazał się niewypałem i po półrocznym pobycie na stanowisku asystenta i pedagoga ponownie udałem się do Gdańska. Tym razem okoliczności i ludzie, których spotkałem, sprzyjali mi, powierzono mi kierownicze stanowisko. Dobra hossa trwała cztery lata, do roku 2012. Muszę przyznać, że sytuacja finansowa była odpowiednia i mogłem spełniać swoje marzenia choreograficzne. Oczywiście zawsze jest jakaś cena – stres i presja. Po krótkim i intensywnym okresie, zostałem bez ceregieli zwolniony i ponownie podjąłem decyzję na emigrację. Obecnie moje życie przebiega harmonijnie a swoje doświadczenie zawodowe mogę przekazywać młodej generacji tych, którzy kochają taniec. W ramach swojej pedagogicznej pracy mogę jako wolny artysta realizować własne projekty i ustalać liczbę godzin pracy, to wielki komfort i pewna forma wolności artystycznej. Na dokładkę ciągle param się pisarstwem, kiedy i gdzie chcę w wolnych chwilach. Jak wena przychodzi, a wiersze czy scenariusze przychodzą jakoby same w jesienne czy zimowe popołudnia.
- Czy wielu innych tancerzy idzie także drogą emigracji? Proszę opowiedzieć o ich losach, czy im się udało? Jak wygląda życie i praca tancerzy za granicami kraju?
- Z grona moich znajomych kolegów i koleżanek los na emigracji potoczył się różnie, a motywacja poprawy swojego bytu stanowiły główne źródło takich decyzji. Kiedyś mówiono: dlaczego na tym zgniłym Zachodzie jest lepiej, jesteś zdrajcą, jedziesz do tych Niemiec, itd. Ale prawda bywała inna – po pierwsze z grona moich artystycznych znajomych wielu opuściło kraj, aby poznać inną kulturę tańca. Wzbogacenie własnego warsztatu, poznanie nowego repertuaru, a przede wszystkim wymiana kulturowa. Może w niejednym przypadku było po prostu wypalenie rodzimym schematem pracy w Polsce. Proszę mi wierzyć, taki wyjazd za granicę wiązał się z wieloma sprawami. Paszport turystyczny – pozwolenie władz – dyrektora placówki budżetowej – łapówki i osobiste szemrane kontakty. Wielu młodych artystów baletu korzystała z wyjazdów zagranicznych zespołów Pieśni i Tańca Mazowsze czy Śląsk jako tranzyt na Zachód. Ucieczkę do ,,lepszego świata” przeżyłem i ja sam podczas wyjazdu służbowego zespołu baletowego do Kassel. Tak moi drodzy czytelnicy, wykorzystałem okazję i wbrew moim przełożonym nie okazałem lojalności swojej placówce, Teatrowi Wielkiemu w Łodzi. Mój zacny dyrektor, Sławomir Pietras, był wściekły na mnie – no ale cóż, to była moja decyzja i świadomy krok w nieznane. Może gdzieś w głębi duszy czułem rozgoryczenie i lęk przed degradacją i utratą mojego zawodowego prestiżu. No cóż, po latach pewne sprawy wyglądają inaczej. Na przykładzie innych artystów, mogę stwierdzić, że ich decyzje i emigracja były słuszna, obecnie piastują dyrektorskie stanowiska w Polsce i za granicą: Krzysztof Pastor -dyrektor Opery Narodowej, Tadeusz Matacz – dyrektor John Cranko School In Stuttgart w Niemczech, Anna Grabka – pedagog w wielu zagranicznych zespołach. Jacek Przybyłowicz – choreograf i dyrektor baletu Teatru Wielkiego w Łodzi. To grono wspaniałych ludzi swój rozwój zawdzięcza kontaktom zagranicznym – to te kontakty i wymiana kulturowa przyczyniły się do ich sukcesu artystycznego. Więc w efekcie te wybory stały się dobrem w szerszym aspekcie, a to sprzyja kulturze baletu polskiego. Oczywiście w tej skromnej grupie ludzi istniały i istnieją szare sfery egzystencji – kiedy to los okazuje się przewrotny i artyści baletu po opuszczeniu bezpiecznej przystani rodzinnej popadają w depresję, notoryczną nostalgię i odczuwają przemożny ból po utraceniu kontaktu z rodziną, co przyczynia się do degeneracji i upadku. Czasami docierają do mnie takie ludzkie historie, kilka dni temu rozmawiałem z kolegą, który mieszka na stałe w Norwegii, już nie tańczy, zajmuje się opieką i pracą wolontaryjną na rzecz dzieci autystycznych. Ten szczytny cel i pokora wobec życia, w jego postawie dostrzegam coś wyjątkowego. Choć na marginesie, wspominaliśmy nasze sceniczne sukcesy i łza wspomnień i śmiech lekkiej goryczy pojawił się w toku rozmowy. Może to wspaniały temat na książkę ,,Tancerze nieznani”, a jednak wyjątkowi. Aby zakończyć temat tego pytania, to żaden zawód nie hańbi, dopóki nie stanie się czynem przestępczym. Nieważne, gdzie pod jaką szerokością geograficzna żyjesz. W całym tym zgiełku życia chyba istota szczęścia polega na realizacji siebie i swojej pasji – w moim przypadku to taniec i słowo.
- Mekką artystów jest chyba Nowy Jork. Ciężko tam się przebić, bo konkurencja spora. Nawet uliczni artyści prezentują nieprawdopodobne talenty. Ciekawe relacje z nowojorskiego życia poczytać można w książce Janusza Głowackiego „Z głowy”. To wprawdzie psiarz, nie tancerz, ale też artysta. I może jemu było trudniej, bo do pokonania miał barierę językową, której w tańcu nie ma. Próbował Pan także smaków sukcesu i porażek w Nowym Jorku?
- Niestety nie, tak daleko nie sięgała moja odwaga i determinacja, której w tym przypadku bardzo potrzeba. Choć przyznam, że w latach osiemdziesiątych próbowałem się dostać do The National Ballet of Canada In Montreal, niestety bez powodzenia, bo w tym czasie nie było dyrektora baletu. Czasami drogi kariery wiodą przez górki i padołki, na które nie mamy wpływu, są po prostu tak uformowane i koniec. Wiem tylko jedno po latach, że każda próba i konfrontacja uczy pokory przed sztuką baletu. Determinuje do jeszcze większego wysiłku i dyscypliny. Jak to się mówi, laury nie spadają z nieba, raczej grad, który zadaje ból. Więc moja własna podróż po krajach Europy i emigracja na teren Niemiec jest właściwym wyborem. Czy tęsknię za krajem? Raczej nie, bo cały czas mam z nim kontakt i występuję w Łodzi czy Tarnowie i czekam na kolejne wyzwania. Jeśli się nadarzy okazja i zaistnieją odpowiednie okoliczności, jestem w gotowości do realizacji kolejnego projektu, niejako czekam już w uprzęży, jeśli tak mogę to ująć.
- Powróćmy na rodzimy grunt. Przyjrzyjmy się źródłom problemu. Sporo zależy od polityków, bo to oni jednak decydują o losie obywateli różnych profesji. Krajowi politycy jednak nie stawiają na kulturę, której finansowanie zawsze jest na niskim poziomie, bez względu na opcję polityczną. Może dlatego, że sami nie zasmakowali w owocach kultury ani w szkole, ani wcześniej w domu, a wiadomo, czym skorupka za młodu… No i na starość jest, jak jest. Politycy – tak można wnioskować – mało czytają, nie słuchają muzyki klasycznej, nie chodzą na spektakle czy przedstawienia baletowe, generalnie z tzw. kulturą wysoką są na bakier. I potem nie odczuwają potrzeby krzewienia tejże kultury w narodzie, stąd niski budżet ministerstwa kultury i zbyt mało godzin nauki szkolnej przedmiotów związanych z edukacją artystyczną w szkołach publicznych. A jaka jest Pana diagnoza?
- Szanowna Pani, ten brak zainteresowania sztuką baletu, wynika z braku wrażliwości na piękno i zrozumienia estetyki świata baletu. Wychowanie polityków czy pseudo polityków wywodzi się z pędu do kariery, zysku finansowego. Na rynku międzynarodowym, bo tak bywa nie tylko rodzimym gruncie Do sztuki tańca trzeba dokładać, a to poniekąd, stawia problem. Za ile? No i czy w ogóle musi być aż tyle tej kultury wysokiej w każdym mieście ? Pytania o takiej treści z pewnością pojawiają się w głowach zacnych polityków. Aby było, dosadniej – w ramach edukacji polskich szkół baletowych nie potrzeba więcej – bo niepubliczne szkoły baletowe wypełniły lukę. Balet stał się rzekomo dochodowy i rodzajem hobby, na które stać niejedną córkę polityka, w każdym razie w kontekście edycji programów typu „Taniec z gwiazdami”. Kiedy o tym myślę, włos mi się jeży i mina rzednie, kiedy staję przed lustrem. Profesjonalizm i akademickie wykształcenie zawodowego tancerza już niebawem będzie rzadkością. W mnożących się certyfikatach zaocznych fili tańca, wszystko poniekąd wychodzi spod prasy komercyjnej maszynki. Choć na szczęście i nieszczęście scena obnaża całą prawdę. A zatem polityczna indolencja kwitnie dalej, a balet polski, a raczej jego wychowankowie, są zasilani narybkiem baletnic i baletmistrzów z całego świata. Czy istnieją prywatni mecenasi, którzy wspierają sztukę baletu? Chyba tak, wielbicieli pięknych tancerek z pewnością nie brakuje i jak świat stary, różni panowie chętnie lokują swoje skryte uczucia do powabnych łabędzic. Może to szczypta optymizmu, żeby gloryfikować ciężką pracę. Na zakończenie wspomnę naszego zacnego prezydenta Lecha Wałęsę, którego to córka, Magdalena Wałęsa, była zdolną i kreatywna młodą baletnicą, która ukończyła szkołę baletowa w Gdańsku. Za tamtej kadencji może było większe poruszenie wśród społeczeństwa tematyką kultury wysokiej i samego baletu. Choć oponentów z pewnością nie brakowało, córka Prezydenta Rzeczpospolitej – baletnicą! Czas zrobił swoje, afisze i programy z tamtego czasu zalegają już archiwa. Magda Wałęsa kontynuuje karierę pedagogiczną w dziedzinie tańca i niech tak pozostanie.
- A czy Pan sam zna Pan polityków o dużej wrażliwości artystycznej? Czy artyści przyjaźnią się z politykami?
- Obecnie nie mam kontaktu z takimi osobami, i nie chcę snuć domysłów, kto z kim i o której porze pije lampkę koniaku. Ale myślę, że tak – wszystko bywa możliwe. Korytarze i ściany mają uszy – gabinety dyrektorskie i dywaniki niejedno widzą. A panie sekretarki skrzętnie ustawiają kolejne spotkania w ramach kolejnych solowych partii gościnnych występów. Kiedyś byłem świadkiem wizyty pana marszałka w Państwowej Operze Bałtyckiej. Zaszczycił swoją obecnością premierę baletową, o dziwo, został na bankiecie i wypowiedział własną opinię, że kunszt tańca potrzebuje wsparcia na arenie wojewódzkiej i ogólnokrajowej. No tak, jak już nadmieniłem, obecnie nie znam osobiście żadnego polityka, ale kiedyś otarłem się o wpływ zacnej polityk polskiej, Hanny Suchockiej, która miała bezpośredni kontakt z dyrektorem wielu teatrów Polski, panem Sławomirem Pietrasem. Jak mniemam, wynikiem wspólnej adoracji pani polityk i pana dyrektora, był sukces artystyczny. Gdziekolwiek i na jakiej scenie w kraju i za granicą można było śledzić glorię sztuki operowo-baletowej. Zapewne potencjał menadżerski pana dyrektora Pietrasa powodował i napędzał koniunkturę wydarzeń artystycznych. A polityka i prywatne koligacje sprzyjały realizacji wielkich dzieł.
- Co musiałoby się zmienić, by życie artystów i tancerzy w kraju powodowało, że tu zostaną, nie będą emigrować?
- Pierwszy warunek, poprawa zabezpieczenia socjalnego. Drugi warunek, podniesienie zarobków, które powinny opiewać nie średnią krajową – ale średnią europejską pensję tancerek i tancerzy zawodowych. Zmiana wieku emerytalnego, ubezpieczenie sceniczne – może na wzór niemiecki? Większe nagłaśnianie medialne o prestiżu tego zawodu i jego znaczenia dla młodych ludzi tej sztuki, jaką stanowi balet, pozwala na ukształtowanie mądrych i wrażliwych ludzi. To podstawa zrozumienia estetyki tańca, treści i źródła jego siły. Może większa współpraca wszystkich szkół baletowych z teatrami w Polsce? Konfrontacje baletowe, aktywne otwarte projekty w ramach edukacji. Cóż, ten proces emigracji, to mały procent w skali kraju, ale przy tak niskich kadrach, ubytek pięciu procent może być już odczuwalny. Granice są otwarte, teatry całego świata budzą wyobraźnię, talenty powstają każdego dnia przy drążku baletowym i nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Moja osobista opinia może nic nie zmieni – a może na pewno powinno się bardziej pielęgnować autorytety tej dziedziny sztuki. Balet jako podwalina polskiej kultury na arenie miedzy narodowej. Polska tradycja w ujęciu mentalności Polek i Polaków. Może to jest klucz, który pozwoliłby otworzyć świadomość młodemu pokoleniu i stymulować rozwój rodzimej sceny?
- Dziękuję za rozmowę.
- Pytania zadawała PM. Wiśniewska
[1] https://www.money.pl/gospodarka/oto-dane-ktore-pokazuja-prawde-o-zarobkach-w-polsce-7075526052592480a.html /odczyt 3.12.2024/
[2] https://twojezarobki.com/Jakszukacpracy/zawody-i-wynagrodzenia/polska-tancerze-i-choreografowie /odczyt 3.12.2024/
[3] https://tvn24.pl/tvnwarszawa/najnowsze/20-lat-tanca-2-tysiace-zl-9-metrow-kwadratowych-ls169469 /odczyt 3.12.2024/
[4] https://tvn24.pl/tvnwarszawa/najnowsze/20-lat-tanca-2-tysiace-zl-9-metrow-kwadratowych-ls169469 /odczyt 3.12.2024/
[5] https://ludzie.fakt.pl/tv-shows/tyle-zarabiaja-tancerze-z-tanca-z-gwiazdami/dptet1w /odczyt 3.12.2024/
Fot. Archiwum prywatne R. Komassy