„Niepisane historie, przeważnie są okupione cierpieniem, to coś zwykłego bez opakowania i metafory, w której szukamy piękna. Głos duszy, nie jest przecież słyszalny – choć objawia się w ciele – interpretatora – artysty baletu” – to słowa tancerza, Romana Komassy, który w tym wywiadzie ujawnia kulisy pracy artystycznej tancerza. R. Komassa jest też autorem książki o kreacji artystycznej pt. “Ja, Spartakus. Wpływ choreografii na osobowość i kreację twórczą tancerza w oparciu o własne doświadczenia w pracy nad tytułową rolę w balecie Spartakus Arama Chaczaturiana”.
- Czym jest ciało dla tancerza?
- Niektórzy z nas by przyrównali je do instrumentu – i w pewnej definicji by się wszystko zgadzało, ale istotą naszego ciała jest coś więcej pozawymiarowego – co określać można duszą i to stanowi o kształcie ciała, środka wyrazu i ekspresji, z którą tancerz się mierzy. Higiena i asceza codziennego treningu, mityczny ten stan jest w pewnym sensie wyidealizowanym światem. Oczywiście, ciało pozostawia pewien margines ograniczeń motorycznych, gdzie tancerz przy świadomej pracy może zminimalizować czynniki błędów, które w prezentacji kroków tańca klasycznego mogą się zdarzyć. A zatem, ciało tancerza to czynnik materii – biomechanicznego konglomeratu ponadprzeciętnego zderzenia z naturą człowieka i jego osobowością – gdzie indywidualna wrażliwość spotyka się w estetyce tańca klasycznego – wsparta wibracją muzyki. Aby spełnić optymalną harmonię.
- Na ile eksperymenty z własnym ciałem w tańcu rozwijają sztukę wyrazu w balecie?
- To pytanie – już na wstępie kierunkuje mnie do podjęcia podstawowej kwestii – początek edukacji młodego tancerza – już jest pewnego rodzaju eksperymentem – oczekiwań i pragnień. Czasami nie zawsze bezpośrednio związane z obiektem, który poniekąd będzie przyszłym adeptem baletu. Edukacja tancerza jest terenem nie zawsze przyjaznym. Osobiście jako choreograf i doświadczony artysta baletu wiem, że ciało tancerza potrzebuje powtarzalności sekwencji – to one budują formę i świadomość sceniczną. Myślę, że przestrzeń i możliwości nie mają granic, choć anatomia człowieka zaprzecza temu. Oczywiście, rozwój zależy od nas samych i grona czynników zewnętrznych jak – praca z dobrym pedagogiem baletu, jak praca w teatrze, gdzie jest odpowiedni repertuar i gdzie są inni tancerze jako wzór do naśladowania. Na końcu pozostaje czynnik improwizacji, który rozwija indywidualność tancerza, polecam tę metodę prób, ona pozwoli każdemu tancerzowi zrozumieć swoją motorykę i jakość ruchu, jakiego się używa w tańcu.
- Co to oznacza, że każdy tancerz czy choreograf ma swój styl? Jakie style w tym obszarze się wyróżnia i czym się charakteryzują?
- Oczywiście, że tak wystarczy spojrzeć na każdego z nas z osobna i zaobserwować podstawowe czynności dnia codziennego. Rytuały i machinalne gesty, mimika – to wspaniały i wyjątkowy elementarz ludzkiej gry ciała – to już początek do wyjątkowości i stylu – nawet jeśli o tym do końca nie wiemy lub ocieramy się ze świadomością tego stanu. Krok do postawienia pryncypiów techniki może być fundamentem do stylu. Choć niełatwo się oprzeć utartym wzorom lub popaść w sztampę powielania – czasami podświadomie wielu choreografów ulega trendom mody. Czy dobrze? Nie będę się wypowiadać w tej kwestii. Poniekąd liczy się efekt końcowy, kiedy widz jest zadowolony i bije brawo. Przytoczę kilka nazwisk i autorytetów – choć to oczywiście będzie tylko znikoma namiastka wielkich prekursorów w tej dziedzinie sztuki – ale bez nich geniusz i estetyka tańca byłaby tylko prochem na wietrze: Martha Graham, Wacław Niżyński, Marius Pepita, Jiri Kylian, Maurice Bejart czy nowatorski tancerz i choreograf, Merce Cunningham i Pina Bausch; plejada tych wielkich twórców jest liczna i każdy z nich stworzył swój styl . Jedni jak Pina Bausch – poprzez ekspresję rąk nadała specyficzny i piękny wzór estetyki – moim zdaniem niepowtarzalny. Może jej inspiracją była Isadore Duncan? Z kolei Martha Graham – poprzez formę i ustawienia ciała bardzo przypomina Indyjskie kształty tańca rytualnego – oczywiście, to jest tylko moja osobista interpretacja. Pozostali tak wielcy choreografowie, jak wyżej wymieniłem, posiłkują się elementami tańca klasycznego – co w generalnej odsłonie pięknych choreografii przybrała kształt wyjątkowej linii. Podsumowując postawione pytanie, sądzę że każdy styl i choreografia mają wspólną cechę, gdzie człowiek jako akt tańca, prezentuje swoje ciało. Więc działa to zawsze pozawerbalnie i bezpośrednio na nasze zmysły.
- Wydawać by się mogło, że w sztuce, także baletowej, już wszystko wymyślono, że niczego nowego dokonać się nie da… To prawda?
- Nie – balet to nie kwestia techniczna i jakość wykonywanych figur baletowych, to suma wielu czynników. Wykształcenia – szkoły, z której artysta baletu się wywodzi – predyspozycji anatomicznych i talentu. Sztuka baletowa nie jest sportem ani wyczynem akrobatycznych popisów z cyrku. Choć nie umniejszając ciężkiej pracy artystom cyrku – chylę przed nimi czoła. Myślę, że esencją sztuki baletowej jest temat, w jakim się porusza i opowiada o nas samych. To źródło pozostanie chyba niewyczerpane, dopóki człowiek próbuje wyrazić swoje uczucia.
- Skąd baletmistrze i choreografowie czerpią swoje inspiracje?
- Obszar inspiracji jest przeogromny – poczynając od mistycznej sfery ludzkiej egzystencji i odwiecznych rytuałów – zrozumienie natury i boskiego bytu – obecności duchów i wszystkiego, co jest niezrozumiane przez racjonalne postrzeganie. Literatura i muzyka stanowi jednoznaczny impuls do konfrontacji dla każdego choreografa. Oddanie istoty treści to chyba podłoże do zetknięcia się z tą dyscypliną sztuki, jaką jest choreografia.
- Na ile psychofizyczne możliwości tancerza i specyficzne właściwości jego ciała stanowią ograniczenie, a na ile twórczą podstawę do odkrywania siebie dla widzów?
- Ta kwestia zawsze jest sporna, bo indywidualizm tancerza podlega ocenie innego człowieka i kreśli przed nim jego własne poczucie wartości. Poszukiwanie ideału, co znaczy i do jakiego celu ma służyć – instrumentalizacja ciała jako mechanizm do skoków i obrotów – indywidualna aparycja (uroda) – to już stanowi o możliwościach i niemożliwościach. Jeśli tancerka lub tancerz są świadomi powierzonej roli, nie ma dla nich ograniczeń. Uważam, że kreacja i dążenie każdego z nich do stanu transcendencji leży u podstaw. Może wtedy widz zrozumie i dozna wzruszenia – a wykonawca nawiąże z nim dialog – poprzez ruch swojego ciała i autentyczność wyrażonej roli, podczas spektaklu i czasu w nim spędzonego w bezpośrednim kontakcie na żywo.
- Na ile choreografia ulega modzie współczesności? I co konkretnie jest teraz właśnie modne?
- To temat otwarty, każdy z choreografów ma własną i nieprzymuszoną wolę, jak chce swój talent kreować – jest wiele ścieżek, które mogą wieść do odszukania swojego niepowtarzalnego alfabetu kompozycji choreograficznej. Ale czy tak się to dzieje? Przy komercjalizacji i medialnej pogoni za sukcesem i liczbą pozytywnych kliknięć w Internecie. Wystarczy przycisnąć klawisz i już mamy dostęp do wirtualnej restauracji z gotowym menu choreograficznym. A przecież strona wizualna i postrzeganie działa w błyskawiczny sposób działa na nasza podświadomość. Dlatego uważam, że moda i skala dynamicznego rozwoju wirtualnego świata zmienia choreografię – filtruje ją i przekształca w każdym calu – poza fizyczną stronę tancerza i choreografa. Krótkie wideoklipy – prześcigają się co minutę, choć nie bardzo wiadomo, kto i gdzie je realizuje. Może ten trend to znamię czasu, poprzez który dryfujemy. A taniec klasyczny staje się tylko daleką spuścizną dla koneserów. Co konkretnie jest w modzie – chyba wszystko, co jest łatwo przyswajalne, może nawet bez głębszej zadumy nad sensem wysublimowanej formy sztuki, jaką jest balet klasyczny.
- Jakie są Pana największe osobiste osiągniecia w zakresie choreografii?
- Nie klasyfikuje mojej pracy, co było dobre czy złe, patrzę zawsze na stan obecny – teraz w jakiej choreografii się zagłębiam i to jest ten moment największego osobistego przeżycia. Oczywiście nie jestem wolny od sentymentów i kilku choreografii, które szczególnie są mi bliskie – „Mały Książe”, „Tango” czy „Mandala” i obecne dwa projekty „Wiosenna podróż” i „Akwarium”. Mogę powiedzieć, że każda z tych prac ma swoją krótką historię, w której spotkałem wspaniałych ludzi – i myślę, że to jest ten wyjątkowy stan emocjonalny wspólnej przygody w tańcu.
- Jest Pan laureatem licznych nagró W 1987 roku otrzymał Pan nagrodę I stopnia dla młodych artystów im. Stanisława Wyspiańskiego przyznaną przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, a jedna z ostatnich to 2006 rok – Varna – międzynarodowy konkurs baletowy (własna choreografia). Czy ma Pan poczucie, że osiągnął to, co sobie zakładał?
- Szczerze, nie zakładałem i nie zakładam pracy twórczej na jakąkolwiek skalę otrzymanych nagród. Choć jest to oczywiście miłe i w ocenie widza i komisji kultury kreśli jakiś wymiar artysty. Poczucie spełnienia jest niebezpieczne, to może stanowić początek wypalenia i braku determinacji do tworzenia – chyba w każdej dziedzinie.
- Jednym z ciekawszych Pana przestawień baletowych jest „Mały Książę”, pozycja uwielbiana i znana. Jak udało się Panu przełożyć język literatury na język baletu, ruchu?
- Tu muszę sprostować, „Mały Książę” w mojej interpretacji nie był spektaklem baletowym, choć w kilku sekwencjach posiłkowałem się techniką tańca klasycznego. Pierwsza prapremiera „Małego Księcia”, odbyła się w Teatrze Logos 14 czerwca 2003 r., gdzie źródłem przekazu treści książki Antoine’a de Saint Exupery’go był głównie ruch teatralny i minimalistyczna forma tańca. W drugiej realizacji tego tematu (premiera w Teatrze Muzycznym w Gdyni rok produkcji 2010) , rozbudowałem formułę ekspresji na potrzeby i wymogi teatru muzycznego z muzyką na żywo – skomponowaną przez mojego przyjaciela, Przemysława Treszczotki. Przy realizacji brało udział ponad 60 osób. W tej interpretacji, mogłem się pokusić i wydobyć różnorodną technikę tańca, która w tej adaptacji spełniła swoją rolę. Taniec klasyczny, taniec współczesny i taniec jazz – pomogły mi w budowaniu klimatu treści tego wybitnego dzieła. W ogólnym obrazie było to widowisko taneczno-wokalne z techniką wielu styli.
- Na ile balet żyje w symbiozie z tańcem współczesnym – i czy to jest w ogóle możliwe?
- Oczywiście, że tak – w obecnej dobie i wykształcenia tancerzy jest to powszechnie dopuszczalne, że technika tańca klasycznego jest powiązana z technika tańca współczesnego. Śmiem stwierdzić, że ten „związek”, pokrewnych aczkolwiek odmiennych form ruchu i ekspresji – zmienił kształt wielu dzieł baletowych. To przeobrażenie ma swoje plusy minusy. Jednak są dzieła baletów klasycznych, które powinny być nienaruszone w swojej tradycji i kształcie.
- Ale obecnie jest wszystko dopuszczalne, sposób postrzegania ruchu zmienił się, i widz oczekuje większego natężenia ekspresji – niż spokojnego schematu i pięknej linii, gdzie fabuła spektaklu jest wyrażona grą aktorską tancerza.
- Niebawem na rynku księgarskim ukaże się pozycja Pana autorstwa o kreacji w balecie Spartakus. Proszę o tym opowiedzieć.
- By Państwa zachęcić do przeczytania mojej książki „Ja Spartakus”, mogę tylko powiedzieć, że to moje krótkie wyznanie, z czym baletmistrz się mierzy i jakich musi dokonać wyrzeczeń do osiągnięcia powierzonej mu roli. Spartakus jest czymś wyjątkowym dla mnie i pozostanie nie tylko jako ogrom technicznych stopni, lecz przede wszystkim jako przesłanie emocjonalne, w którym miałem zaszczyt uczestniczyć. Jak do tego doszło i jak przeobraziło moją artystyczną postawę, tego mam nadzieję dowiecie się po przeczytaniu tej książki. Może w moich słowach, znajdziecie odrobinę prawdy o zawodzie tancerza, o jego słabościach i sile do powstania i zmierzenia się z samym sobą – przed Wami. Niepisane historie, przeważnie są okupione cierpieniem, to coś zwykłego bez opakowania i metafory, w której szukamy piękna. Głos duszy, nie jest przecież słyszalny – choć objawia się w ciele – interpretatora – artysty baletu. W moim przypadku to miało miejsce, i pozostawiło ślad. Więc zapraszam do odkrycia innej perspektywy i rzeczywistości mojego artystycznego Spartakusa. Z całego serca dziękuję wszystkim, których spotkałem w tamtej podróży do upragnionej roli, szczególnie Mirkowi Żukowskiemu za wykonanie wspaniałej dokumentacji fotograficznej. Dziękuję również profesorowi Juliuszowi Grzybowskiemu za wsparcie i determinację przy publikacji pracy. Dziękuję – za wsparcie finansowe Ministerstwa Kultury.
- Dziękuję za rozmowę.
- Pytania zadawała P.M. Wiśniewska
Roman Komassa
Ja, Spartakus
Wpływ choreografii na osobowość i kreację twórczą tancerza w oparciu o własne doświadczenia w pracy nad tytułową rolę w balecie Spartakus Arama Chaczaturiana
Współwydawcy:
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Narodowy Instytut Muzyki i Tańca
Publikacja została współwydana przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca w ramach programu Program wydawniczy 2024, finansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Poznań 2024
978-83-67222-70-9 Książka w miękkiej oprawie
978-83-67222-71-6 Publikacja elektroniczna online lub do ściągnięcia
978-83-66522-17-6 Narodowy Instytut Muzyki i Tańca / National Institute of Music and Dance