Pacjentka z udarem czekała w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym kilka godzin zanim trafiła na oddział docelowy.
Rzecz działa się w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Juraszów w Poznaniu w czerwcu. Po hospitalizacji i rekonwalescencji pechowa pacjentka znowu trafiła na SOR, tym razem z inną dolegliwością. Jednak problemy na tym oddziale powtórzyły się. Wówczas zdenerwowana pacjentka tego szpitala napisała do naszej redakcji. 16 lipca 2015 poprosiliśmy o wyjaśnienia w tej sprawie. Do dziś szpital nie przysłał nam odpowiedzi.
Historia pacjentki
W dniu 9 czerwca 2015 roku ok. godziny 14.00 karetka pogotowia przywiozła mnie do Izby Przyjęć na Oddział Ratunkowy Wojewódzkiego Szpitala przy ul. Juraszów w Poznaniu. Miałam bardzo uciążliwe i przykre zawroty głowy, wymioty i coraz bardziej odczuwalny niedowład prawej nogi. Położono mnie w jakimś małym przejściowym pomieszczeniu bez okien, gdyż cała sala główna była zajęta przez pacjentów z różnymi dolegliwościami. Ratownicy przekazali lekarzowi informacje o moich dolegliwościach, które spowodowały przewiezienie mnie do szpitala. Pobrano mi krew i pani Joanna z wprawą założyła mi wenflon, co przy moich słabych żyłach nie wszystkim łatwo się udaje. Dano mi kroplówkę z solą fizjologiczną. Dalej leżałam przez prawie trzy godziny z potwornymi zawrotami głowy. Nikt więcej w tym czasie do mnie nie przyszedł. Jedynie przechodzący ratownik medyczny pan Jędrzej S. zainteresował się mną i życzliwie zapytał, czy może mi w czymś pomóc, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.
Moje dolegliwości były ewidentne i wskazywały jednoznacznie na udar mózgu. Nie rozumiem, jak można było zostawić mnie przez tyle godzin bez leków. Niestety, odbiło się to moim zdrowiu i opadła mi powieka prawej strony i pozostał lekki niedowład nogi. Po blisko trzech godzinach oczekiwania skierowano mnie na badania, a następnie na Oddział Intensywnej Opieki Oddziału Udarów Mózgu, gdzie zaopiekowano się mną bardzo troskliwie w osobie pana doktora Andrzeja Kędzierskiego i pani pielęgniarki Marzeny Chmielewskiej. Oddział, na którym przebywałam, jest doskonale zorganizowany, opieka, tak lekarska, jak i pielęgniarska jest wzorowa, za co panu ordynatorowi i panu doktorowi Dmitrijowi Diedulowi i całemu personelowi serdecznie dziękuję.
Biorąc pod uwagę nie tylko mój przypadek, nasuwa się refleksja, iż na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym powinno być więcej lekarzy, mniej wypełniania dokumentów, aby taka sytuacja, jak moja się nie powtarzała. Pacjenci z ciężkimi dolegliwościami sercowymi czy udarami mózgu powinni otrzymywać natychmiastową pomoc i leki, a nie leżeć przez wiele godzin bez medykamentów.
W tak doskonale działającym szpitalu, jak Szpital Wojewódzki w Poznaniu przy ul. Juraszów ze Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym leczącym jednocześnie wielu przywożonych karetkami pacjentów nie powinna się zdarzyć taka sytuacja jak moja.
Niestety, mój kontakt i przykre doświadczenia ze Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym przy Wojewódzkim Szpitalu w Poznaniu nie skończył się. 7 lipca 2015 r. skręciłam mocno nogę i poczułam silny ból. Udałam się do SOR swojego rejonu przy ul. Juraszów w Poznaniu. Była godzina 19.30. Cała poczekalnia była znowu pełna pacjentów z różnymi dolegliwościami, niejednokrotnie ciężkimi, chorych przynoszono na noszach. Zostałam przyjęta ok. 23.00. Jestem pełna uznania dla jedynego lekarza, będącego na dyżurze, pana dra Szymona Rubczaka, który mimo wielkiej ilości pacjentów ze spokojem i troską opatrzył moją chorą nogę. Do domu wróciłam ok. północy.
Niestety, dopóki nie zwiększy się obsady lekarzy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu, pacjenci muszą liczyć się z długim oczekiwaniem na pomoc lekarską, nieraz mimo bólu i silnych dolegliwości.
Należy koniecznie dofinansować Szpitalny Oddział Ratunkowy Wojewódzkiego Szpitala w Poznaniu, aby opieka lekarska w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym była równie bez zarzutu jak na Oddziale Udarowym, na którym leżałam.
Krystyna Wiśniewska, pacjentka
Medialny SOR
O problemach związanych z SOR-em w tym szpitalu pisano m.in. w “Głosie Wielkopolskim”. Tam zrelacjonowano problemy pacjenta, który czekał siedem godzin na przyjęcie, a wszystko nagrywał. Oto ten artykuł: http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/3771553,szpital-lutycka-zirytowany-pacjent-nagrywal-to-co-dzieje-sie-na-sor-wideo,id,t.html
Niestety, dyrekcja szpitala nie wyjaśniła nam, dlaczego tak dobrze zorganizowany szpital jako całość, ma tak niesprawnie działający oddział ratunkowy. Otwarte pozostaje też pytanie, czy to szpital ma się dostosować do potrzeb pacjentów, czy też te potrzeby kształtować wedle własnego uznania. Szpital dla pacjenta czy pacjent dla szpitala?…
(pewu)