Jest Przewodniczącym Zarządu Wielkopolskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej. Nie boi się poruszać trudnych tematów dotyczących środowiska dziennikarskiego. Uważa, że należy o nich głośno mówić. Z Ryszardem Bączkowskim –– rozmawia Dominika Narożna.
W Polsce jest około 10 000 czynnych dziennikarzy. Ponad połowę z nich stanowią osoby młode – w wieku 21-40 lat. Co roku polskie uczelnie wypuszczają na rynek około 2 tysięcy dziennikarzy. Jednak niewielu z nich pracuje w zawodzie. Jaka jest – zdaniem Pana – kondycja współczesnego, polskiego dziennikarstwa?
Trudno precyzyjnie określić kondycję współczesnego dziennikarstwa w Polsce. Od wielu już lat nie są mi znane, choć być może są prowadzone badania. „Na oko” kondycja wydaje się nie najlepsza. Jest ogromny bałagan w zawodzie. Świadomie używam pojęcia „w zawodzie”, a nie w środowisku, bo w Polsce takiego środowiska nie ma. Są grupy skupione wokół mediów elektronicznych, a więc np. telewizji bądź Internetu. Są dziennikarskie gwiazdy, które żyją własnym życiem, zarabiają świetne pieniądze, nie kontaktują się ze „środowiskiem”, uważają się za wyrocznie w zawodzie. To gwiazdy sprawiają, że jakakolwiek próba prawnego unormowania sytuacji zawodowej kończy się krzykiem, że jest to atak na wolność słowa i niezależność dziennikarstwa. Oczywiście to nie ma nic wspólnego z wolnością słowa ani niezależnością zawodu. Jeszcze jedna smutna informacja. Pięć lat temu zawód dziennikarza wykreślono z listy zawodów publicznego zaufania. Dodam jeszcze, że dziennikarstwo jest jedynym z nielicznych zawodów, który ustawowo nie został dookreślony.
Czy bycie dziennikarzem to powołanie? Jak to wygląda w praktyce?
Niewielu dziennikarzy jest z powołania. Większość ulega mitowi, że jest to profesja o charakterze władzy – czwartej władzy. A więc idą do tego zawodu dla pieniędzy, jak się okazuje niewielkich, ale głównie dla chęci bycia tak mocnym, że wójta, burmistrza czy prezydenta siłą prasowych, radiowych bądź internetowych argumentów mogę zwolnić, zgnoić, uczynić podejrzanym. To przecież frajda. Dziennikarz z powołania to osoba dobrze przygotowana, myśląca, znająca arkana zawodu. Nie ma takich zbyt wielu.
Z jakimi problemami spotyka się współczesne dziennikarstwo?
Moim zdaniem – choć nie uważam, że znam wszystkie problemy – to niedowartościowanie, wyjątkowo niesprawiedliwy system wynagradzania, brak możliwości systemowego doskonalenia warsztatu zawodowego.
Jak tym problemom można zaradzić?
To zbyt skomplikowana sprawa. Zaradzić temu można tylko wtedy, gdy stworzone zostanie środowisko i obudowane zostanie pewnymi zasadami funkcjonowania. Żeby tak się stało musi się zjednoczyć środowisko wokół swoich spraw. Nie możemy liczyć na władzę wykonawczą, ustawodawczą czy prezydenta RP. Przez wszystkie lata po transformacji żaden rząd nie był i nie jest zainteresowany integracją w naszym zawodzie. Łatwiej się żyje i współpracuje z podzielonym, zatomizowanym środowiskiem opiniotwórczego zawodu.
Czy zdaniem Pana polskie prawo prasowe sprzyja dziennikarzom?
Gdyby prawo prasowe było przestrzegane, to pewnie by sprzyjało. Ale obowiązujące prawo prasowe pochodzi z 1984 roku. To prawda, że wiele razy było nowelizowane. Nie pasuje jednak zupełnie do nowego czasu, do epoki multimedialnej. Z powodów, o których mówiłem wyżej, ustawodawca nie jest specjalnie zainteresowany, aby napisać nowe prawo prasowe, środowisko zaś, którego nie ma i które nie ma swojej reprezentacji zawodowej, nie jest w stanie takiej ustawy przygotować.
Jak ocenia Pan system edukacji adeptów dziennikarstwa w naszym kraju? Co można by zmienić, a co ulepszyć?
Wiem, że każdego roku na rynku medialnym pojawia się kilka tysięcy absolwentów z kwalifikacjami licencjackimi, magisterskimi bądź z innym przygotowaniem. Niewielu z nich decyduje się na wykonywanie profesji dziennikarskiej. Ci zaś, którzy mimo niewielkich zarobków i często poniżających sytuacji ze strony pracodawców chcą pracować w mediach, przechodzą prawdziwą drogę przez mękę, choć bywa, że osiągają wysoką pozycję. Nie ma natomiast systemowej opieki socjalnej młodych dziennikarzy. Nie ma też systemu ciągłego doskonalenia w tej specjalności zawodowej.
W którym kierunku – zdaniem Pana – zmierza współczesne dziennikarstwo?
Na to pytanie nie odpowiem, bo nie wiem. Jeżeli nie ma ustawy o zawodzie, to trudno wydedukować kierunek, do którego dziennikarstwo zmierza.
Jaką rolę odgrywają dziennikarskie stowarzyszenia w Polsce, a jaką powinny odgrywać?
Główne stowarzyszenia dziennikarskie są cztery: Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenia Dziennikarzy Katolickich i Towarzystwo Dziennikarskie, to grupy towarzyskie osób starszych, które są ze sobą głównie z powodów sentymentalnych. Stosunkowo najbardziej racjonalnym jest ostatnio Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej, które zabiega o pozyskanie młodych dziennikarzy, upatrując w tym możliwości połączenia doświadczenia z nowoczesnymi technikami dziennikarskimi. Jest jeszcze mikroskopijny Związek Zawodowy Dziennikarzy, ale jego siła jest iluzoryczna. Krótko mówiąc, nie wygląda to rewelacyjnie.
Czego życzyłby Pan dziennikarzom?
Wszystkiego najlepszego. Marzy mi się, aby dziennikarze mieli potrzebę komunikowania się ze sobą, zrzeszania się, kreowania swojej zawodowej siły. Od 1990 roku wyrosło już „półtora pokolenia”, przybyło wiele nowych bardzo silnych środków wyrazu i kreowania opinii. Tylko nikt dziennikarzom nie powiedział, że aby być silnymi, muszą być razem. Między innymi po to są multimedia. Indywidualistyczny sposób funkcjonowania w zawodzie nie tylko siły nie daje, ale jej ujmuje. Życzę więc dziennikarzom, aby ich marzenia, jeśli takie mają, wreszcie zaczęły się spełniać.
Tego życzę Panu i sobie.
Dziękuję.
Rozmawiała Dominika Narożna
Zdjęcia: Aldona Dzielicka i Piotr Kusy