Psychoterapeutka, dr M. Talarczyk, rozważa, czy naprawdę warto aż tak usilnie zabiegać o szczęście…
Wydaje się, że powszechnie wiadomo, czym jest szczęście, choć istnieją różne jego określenia. Szczęście można badać i definiować z różnych perspektyw, bo jest w kręgu zainteresowań różnych dyscyplin: neurologii, filozofii, psychologii czy ogólnych rozważań o zdrowiu. Na temat szczęścia napisano też wiele poradników: jak je osiągnąć, jak utrzymać itp., jakby szczęście było niezbędne i obligatoryjne. Zanim pokrótce streszczę różne punkty widzenia na temat szczęścia, to wspomnę, że jako psychoterapeutka jestem sceptycznie do szczęścia nastawiona. Pod koniec rozważań postaram się mój sceptycyzm dotyczący potrzeby “bycia szczęśliwym” uzasadnić, gdyż nad niejasno określone, a przeze to też trudniej osiągalne szczęście, przedkładam łatwiejszy w rozpoznaniu i bardziej dostępny – stan zadowolenia.
Według Wikisłownika [1] szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne.
W rozważaniach o jego naturze, szczęście najczęściej określane jest w dwu rozdzielnych aspektach:
1. mieć szczęście oznacza:
– sprzyjający zbieg, splot okoliczności;
– pomyślny los, fortuna, dola, traf, przypadek;
– powodzenie w realizacji celów życiowych, korzystny bilans doświadczeń życiowych;
2. odczuwać szczęście oznacza:
– (chwilowe) odczucie bezgranicznej radości, przyjemności, euforii, zadowolenia, upojenia;
– (trwałe) zadowolenie z życia połączone z pogodą ducha i optymizmem; ocena własnego życia jako udanego, wartościowego, sensownego.
Z perspektywy neurologicznej: szczęście pozostaje w ścisłym związku z poziomem serotoniny w synapsach jąder szwu, a także dopaminy w jądrze półleżącym oraz endorfin. Jako dowód przytacza się odczuwanie szczęścia pod wpływem substancji dopaminergicznych, serotoninergicznych oraz agonistów receptora opioidowego.
Z perspektywy filozoficznej: nie ma jednej, wyczerpującej definicji szczęścia. Filozofowie przez wieki nie potrafili ustalić, co oznacza to, do czego dąży niemal cała ludzkość, niezależnie od epoki, pochodzenia, stanu majątkowego, wykształcenia. Według Epikura, jesteśmy szczęśliwi wówczas, gdy nie cierpimy. Immanuel Kant postrzegał szczęście jako stan, w którym zaspokoiliśmy już wszystkie nasze zachcianki. Natomiast różne doktryny eudajmonistyczne* przyznają, że szczęście jest celem życia człowieka. Współcześnie szczęście bywa utożsamiane z konsumpcjonizmem i posiadaniem. Promowane są medialnie założenia, że ludzie będą zadowoleni wtedy, gdy będą wiele kupować i staną się idealnymi konsumentami dóbr materialnych oraz doświadczać będą wygody i luksusu.
Polscy filozofowie, Władysław Tatarkiewicz (1886-1980) i Tadeusz Kotarbiński (1886-1981), w swoich rozważaniach także zajmowali się szczęściem. Prof. Tatarkiewicz w książce pt. “O szczęściu” porusza zagadnienia szczęścia na gruncie etyki [2]. Natomiast prof. Kotarbiński uważał, że szczęście daje poświęcenie się jakiejś pasji, robienie czegoś, na czym nam naprawdę zależy, można je osiągnąć również wtedy, gdy człowiek wyjdzie poza własne ego, pokocha kogoś lub coś poza samym sobą i zacznie więcej z siebie dawać niż brać [3]. Autorzy piszący o szczęściu przyjmują tezę, że aby być szczęśliwym, potrzebujemy innych ludzi. Nie zostaliśmy stworzeni do życia w samotności, ważny jest wpływ naszego najbliższego otoczenia.
I tu nasuwa się refleksja, czy bez bliskich i dobrych relacji “bycie szczęśliwym” (cokolwiek to znaczy) jest niemożliwe? Przeczyłyby temu doświadczenia ludzi świadomie wybierających samotne życie, choćby dla oddawania się intelektualnej czy artystycznej twórczości. A z drugiej strony, zdarza się, że bliskie osoby bywają też bolesnym źródłem odczuwania nieszczęścia. Myślę, że trudno nie doceniać wpływu czynników kulturowych, w tym literackich na kreowanie wizji szczęścia i wizerunku człowieka szczęśliwego. Również religie wskazują cele i drogi osiągnięcia szczęścia np. według chrześcijan absolutnym szczęściem jest bezpośredni kontakt z Bogiem – określany przez Tomasza z Akwinu jako wizja uszczęśliwiająca. Według nauk islamu szczęście jest związane z postępowaniem zgodnym z wolą Allaha – osoby prawe są szczęśliwe, grzesznicy zaś nieszczęśliwi – zarówno w życiu doczesnym, jak i pozagrobowym. Według nauk buddyzmu nie jest możliwe osiągnięcie szczęścia poprzez podążanie za pragnieniami, gdyż ich całkowite zaspokojenie jest niemożliwe. Jedynym sposobem na osiągnięcie trwałego szczęścia jest więc wyzbycie się owych pragnień. Osiąga się wówczas stan Nirwany.
Psychologia natomiast jakby z większą powściągliwością wypowiada się na temat szczęścia. Być może dlatego, że szczęście czy bycie szczęśliwym nie mieści się w żadnych obowiązujących klasyfikacjach. W Polsce badaniami szczęścia zajmował się psycholog społeczny prof. Janusz Czapliński, który w oparciu o przeprowadzone badania stwierdza m.in., że ludzie „wieczorem są bardziej szczęśliwi [4, 5]. Na całym świecie najgorzej jest, kiedy wstajemy i jedziemy do pracy. Nastroje się podnoszą, kiedy się zbliża fajrant. Powrót do domu jest już całkiem przyjemny. A najszczęśliwszy jest wieczór.” Jak twierdzi Czapliński, nie dzieje się tak z powodu snu czy seksu, ale dlatego, „bo już się nie trzeba wyrabiać, sprawdzać, udowadniać. W ciągu dnia – wynika z badań – średnio najbardziej zadowoleni są emeryci i bezrobotni. Nie mają takiego ‘doła’ rano ani w pracy. Ale są ogólnie najmniej zadowoleni z życia”. A na pytanie o dziedziczenia szczęścia prof. Czapliński odpowiada, że ”każdy albo je ma w swoim DNA, albo nie. Jednojajowe bliźniaki są tak samo szczęśliwe, nawet jeżeli wychowują się w zupełnie innych rodzinach, nigdy się nie spotkają i mają całkiem inne życie”. „Czyli szczęście to geny… I wychowanie, które decyduje o tym, jak geny się przełożą na działanie mózgu i ciała. I jeszcze dopasowanie kultury do struktury genów w populacji” [5]. Profesor Czapliński w swoich publikacjach podkreśla także kulturowe uwarunkowania dotyczące szczęścia. Polecam ciekawy wywiad na temat szczęścia z prof. Czaplińskim (Polityka. 20.06.2017) [5].
Choć przyznam, że w omawianiu badań przez autora, brakuje mi konkretów, m.in. przyjętej definicji szczęścia, bo profesor zamiennie używa określeń „szczęście” i „zadowolenie”, natomiast ja oba pojęcia rozumiem i traktuję rozłącznie.
Interesujący pogląd na temat szczęścia zawarty jest w słowach izraelskiego pisarza, eseisty i publicysty Amos’a Oz’a (1939-2018), który tak wypowiadał się o „kiczu szczęścia”:
„Największym kiczem na świecie, przykro mi to mówić, jest chrześcijańskie rozumienie szczęścia (…) Chrześcijańska idea głosi, że jeśli będziesz postępować słusznie, to zostaniesz nagrodzony szczęściem, jeśli nie w tym świecie, to w przyszłym życiu. To szczęście jest wyobrażone jako stan jakiegoś polegiwania z zamkniętymi oczami, wyciągania nóg i czucia się wiecznie zadowolonym. To przecież nie leży w naszej naturze! To absurd. Albo mamy szczyt, albo równinę. Albo plateau, albo klimaks. Jeśli istniałoby coś takiego jak wieczny orgazm, to nie byłoby orgazmem. Dlatego idea życia ‘długo i szczęśliwie’ jest dla mnie ostatecznym kiczem. I to kiczem niesłychanie niebezpiecznym, bo niszczącym wiele żyć” [6 ] (Wywiad „Gazeta Wyborcza – Wysokie Obcasy” 23-26.12.2017)
Szczęście – perspektywa indywidualna
Amos Oz w sposób radykalny i oceniający, to ja o szczęściu parę słów opisowo.
Szczęście rozumiem jako doznanie czy emocje doświadczane w sposób zero-jedynkowy, czyli szczęśliwym się jest albo nie jest, szczęście się ma lub nie ma. W pracy terapeutycznej zdarza mi się słyszeć od pacjentów, że chcieliby być szczęśliwi. Przyznam, że tak sformułowanego oczekiwania od terapii nie podejmuję się. Zamiast „szczęścia” proponuję pacjentom pracę nad stanem „zadowolenia”, czyli zamiast oczekiwanie bycia szczęśliwym – proponuję bycie zadowolonym, zamiast mieć szczęśliwe życie – być zadowolonym z życia, mieć szczęśliwy związek – być zadowolonym w związku.
Zadowolenie, w przeciwieństwie do zero-jedynkowego szczęścia, można rozpatrywać na skali, bo zadowolonym można: nie być wcale, być trochę, średnio lub bardzo, czyli na skali od 0 do 10, można być na 0, 3, 5, 8 lub 9 (to tylko przykład, a liczby nieparzyste, można przyjąć jako wizualizację dla singli). Natomiast szczęśliwym się bywa lub szczęście się miewa, ale nie spotyka się, by ktoś mówił, że jest trochę szczęśliwy lub trochę nieszczęśliwy. Na skali łatwiej więc zadowolenie określić i odnaleźć, w przeciwieństwie do punktowego, na zasadzie wszystko albo nic – szczęścia. Dążenie do „bycia szczęśliwym” wydaje się więc trudno osiągalne, w przeciwieństwie do „bycia zadowolonym”, które można skalować według indywidualnych kryteriów. Przykładem skalowania jest m.in. pytanie: „po czym pan/pani pozna, że jest zadowolony/zadowolona na 2, 6 lub 8 w skali od 0 do 10 pkt?” Odpowiedź na tak postawione pytanie daje pacjentowi i terapeucie obraz dążeń i oczekiwań pacjenta. Natomiast pytanie: „po czym pan/pani pozna, że jest szczęśliwy/-wa?” może okazać się studnią bez dna, w dodatku pozbowianą wody…
W czasie różnych okoliczności, takich jak święta, urodziny, imieniny czy inne okazje, często padają życzenia: “abyś miał szczęście”, “żebyś była szczęśliwa”, “życzę ci szczęścia” itp. Można więc postawić frommowskie pytanie: „być” czy „mieć”? W kontekście szczęścia (na szczęście) „być” – „mieć” nie jest alternatywą, wybierać więc nie trzeba, bo „mieć szczęście” nie wyklucza bycie szczęśliwym, choć mieć szczęście szczęścia nie gwarantuje, a by „być szczęśliwym” nie jest konieczne posiadanie szczęścia. Doświadczanie szczęścia, to jak już wspomniałam, doznania punktowe, nie ciągłe i w rozumieniu szczególnego ich odczuwania – rzadko przewlekłe. Oczekiwanie więc permanentnego, ciągłego szczęścia wydaje się być nie tylko trudno osiągalne, ale też roszczeniowe. Warto więc zachować roztropność życząc szczęścia innym lub sobie, bo jego niespełnienie, jako frustracja lub deprywacja, może przekształcić się w „bycie nieszczęśliwym”. Dążenie do szczęścia, któremu czasami towarzyszy także pragnienie osiągnięcia ideału (ideał – to temat na odrębne opracowanie) to nierzadko słyszane przeze mnie oczekiwania pacjentów.
Na koniec refleksja, że być może na przestrzeni lat, na skutek komercjalizacji (m.in. publikacji na ten temat) oraz oczekiwania graniczącego z pożądaniem odczuwania szczęścia – uległo ono dewaluacji. A nawiązując do narracji Marii Czubaszek nasuwa się pytanie, czy szczęście jest przereklamowane?
Małgorzata Talarczyk
Fot. Załączone zdjęcie z wystawy prac Fridy Kahlo i Diego Rivera, jest przykładem posiadania szczęścia (mieć szczęście) z możliwości obejrzenia wystawy w 2017 roku w Poznaniu, co skutkowało zadowoleniem na 10 punktów w skali 10. punktowej, ale nie było odczuwaniem szczęścia (bycia szczęśliwą).
* Eudajmonizm – stanowisko etyczne głoszące, że szczęście jest najwyższą wartością i celem życia ludzkiego.
Źródła:
- Wikisłownik
- Tatarkiewicz T. O szczęściu. PWN. Warszawa 2012.
- Kotarbiński W. Traktat o dobrej robocie. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2019.
- Czapliński J. Psychologia szczęścia. Kto, kiedy, dlaczego kocha życie i co z tego wynika, czyli nowa odsłona teoria cebulowej. Wydawnictwo Naukowe Scholar. Warszawa 2017.
- Tygodnik „Polityka”. 20.06.2017
- Miesięcznik „Wysokie Obcasy” 23-26.12.2017.
Dr M. Talarczyk – specjalista psychologii klinicznej, certyfikowany psychoterapeuta, konsultant psychologii klinicznej dziecka.