Dorota Sumińska: „Należy nazwać sprawę jasno – w Polsce zwierzęta nie mają żadnych praw”

Rozmowa z lek. wet. Dorotą Sumińską.

  • Jak zaczęła się Pani miłość do zwierząt?

Ona się nigdy nie zaczęła, ona zawsze była, ale to przecież nic nadzwyczajnego, to naturalne. Lubię żywe, czujące jak ja istoty, a zwierzęta takimi są. Czujących ludzi też lubię. Ale zdaję sobie sprawę, że dla większości ludzi zwierzęta są niczym i nikim, sytuują się poza marginesem czegokolwiek, nie mają praw. A ja staram się im pomóc, bo one wobec nas, ludzi, są najbardziej bezbronne.

  • Pamiętam ze swojego dzieciństwa program Zwierzyniec – przyrodniczy program telewizyjny dla dzieci i młodzieży. Emitowano go w Telewizji Polskiej w latach 1968-1988 w poniedziałki zwykle od 16.30 do 17.30. Gospodarzem programu był Michał Sumiński, miłośnik zwierząt, gawędziarz, Pani krewny. Tak pięknie opowiadał o zwyczajach zwierząt, z taka pasją i wielką wiedzą. Dopiero po latach dowiedziałam się, że był myśliwym. Czy Pani kiedykolwiek polowała? Co Pani myśli o współczesnym łowiectwie?

Mój dziadek, Piotr Sumiński, nigdy nie przyznawał się do Michała Sumińskiego jako rodziny, z tego, co wiem, z przekazów rodzinnych, nie łączy nas żadne pokrewieństwo – poza nazwiskiem i umiejętnością gawędziarstwa. Łowiectwo uznaję za dolegliwość psychiczną, dowód, że coś jest nie tak z tym człowiekiem i z jego psychiką. Wprawdzie w mojej rodzinie wszyscy polowali, także kobiety, zarazem deklarując miłość do zwierząt. To czysta hipokryzja, cieszyć się z zabicia niewinnej istoty. Im piękniejsza, tym bardziej się cieszą. To nie może być normalne.

  • Wybrała Pani zawód weterynarza, chcąc pomagać zwierzętom. Ale co Pani robi, kiedy przychodzą ludzie z zaniedbanym zwierzakiem i nie uważają, że cokolwiek zaniechali i niewłaściwie opiekują się swoim psem czy kotem? Albo nie godzą się na uśpienie cierpiącego zwierzęcia, gdy dowiadują się, że za to trzeba zapłacić?

Zostałam lekarzem weterynarii, bo mój ojciec nim był. Rodzice rozstali się, gdy byłam jeszcze bardzo mała, tęskniłam za ojcem i koniecznie chciałam być jak on. Potem wiele się zmieniło, ale został zawód, dzięki któremu oszczędzam na weterynarzu opiekując się dwadzieściorgiem starych i chorych zwierząt. W swojej praktyce nie spotkałam się takimi sytuacjami, żeby ludzie rezygnowali z eutanazji chorego i cierpiącego zwierzęcia. W wielu przypadkach bywam przeciwnikiem eutanazji. Gdy pozostaje wyłącznie cierpienie i ból, któremu nie można zaradzić, trzeba pomóc zwierzęciu odejść, ale w innym przypadku należy pozwolić umrzeć własną śmiercią. Ludziom pozwalamy dożyć swoje życie do końca, a zwierzętom nie. Co by się działo, gdyby na oddziale geriatrycznym zaproponować eutanazję?… Nie usypia się przecież starych ludzi. Eutanazja jest wybawieniem w przypadkach beznadziejnych. Jednak starość to część życia. Może ograniczyć sprawność fizyczną, przytępić zmysły, ale zostawić radość ze smakołyków i obecności opiekuna. Życiem można się cieszyć nawet bez zdolności chodzenia.

  • Od wielu lat działa Pani na rzecz zwierząt, występuje często w programach radiowych czy telewizyjnych, ma kontakt z wieloma właścicielami zwierząt, jacy jesteśmy, my ludzie, wobec zwierząt?

Nie mam tu żadnych wątpliwości, my ludzie jesteśmy potworami wobec zwierząt. Zrobiliśmy z Ziemi wielką rzeźnię. Czy Pani wie, ile zwierząt zabija się każdego roku? Kilkanaście miliardów. A wie pani, ile jest wolnożyjących, tak zwanych dzikich kręgowców? Ok. 3 proc. całej populacji, a 97 proc. to hodowle przemysłowe, fermy, zwierzęta na ubój, nasze psy koty i my. Pisałam o tym w swojej ostatniej książce. To dane statystyczne, fakty.

  • Propaguje Pani adopcję zamiast kupowania szczeniaków rasowych, zwykle z pseudohodowli, bo taniej. Polska podobno jest świetnie zorganizowanym biznesem pseudohodowli, a zyski czerpie z tego w dużej części mafia, jak można przeczytać w mediach czy obejrzeć w różnych programach interwencyjnych. Wszystko teraz można przeczytać w Internecie, jak się taki biznes robi, jak cierpią suki zarodowe trzymane całymi latami w klatkach, jak wygląda dystrybucja z miłą rodzinką na końcu łańcuszka sprzedaży. Ale to nic nie daje, po ulicach chodzi mnóstwo yorków, maltańczyków, miniaturowych szpiców czy buldożków francuskich. Po sieci krąży też Pani zdjęcie z napisem – Nie kupuj, adoptuj! A ludzie i tak masowo kupują, skąd się bierze taka znieczulica na krzywdę i cierpienie zwierząt z pseudohodowli? Dlaczego ludzie wolą wspierać biznesy mafijne zamiast adoptować ze schroniska bezdomnego psa?

To wynik myślenia o zwierzęciu jako o rzeczy. Zwierzę można kupić, sprzedać, zwierzęta traktowane są jak żywe zabawki, jak przedmioty użytkowe. Już dawno powinna do szkół być wprowadzona edukacja w tym zakresie, by uczyć szacunku wobec innych istot żywych. A nasza szkolna edukacja nie obejmuje uczenia szacunku wobec życia. Zwierzęta to czysty biznes, źródło dochodu. Tym też są niektóre schroniska, to potężny biznes, przynoszący poważne dochody, a tak naprawdę to obozy zagłady, lub więzienia o zaostrzonym rygorze i łagodniejszym. Radysy stanowią jeden z tych drastycznych przykładów, ale podobnych schronisk jest więcej i one cały czas działają. Dopóki człowiek nie zmieni swojego podejścia do zwierząt, to tak będzie. Tu może pomóc tylko edukacja. Przecież tyle się mówi, że Ziemia już nie wytrzymuje, że świat się kończy, że są zmiany klimatyczne, także w efekcie masowego wykorzystania zwierząt, produkcji i hodowli, bo zarabia się na cierpieniu zwierząt kosztem całej naszej planety. Liczą się zyski, a nie to, co będzie jutro czy pojutrze. My ludzie jesteśmy przede wszystkim konsumentami. A zwierzęta – przedmiotem konsumpcji. Tego nie było kiedyś na skalę tak masową, przemysłową, ale też nie było tylu ludzi na Ziemi. Kiedyś bardziej liczyły się wartości, a teraz przede wszystkim – bogactwo, władza, człowiek stał się takim homo deus. Przy okazji polecam tę właśnie książkę – Homo deus. Krótka historia jutra autorstwa Harari Yuval Noah.

  • A dlaczego, Pani zdaniem, ludzie kupują rasowe psy, zamiast adoptować – chcą poczuć się bardziej „rasowo”, jakoś „modniej” i lepiej, kupując psa z „logo”?

Jak pani ma wybór – buty z supermarketu, albo markowe piękne buty, co by pani wybrała? Podobne podejście jest w kwestii zwierząt, choć to żywe istoty. Ludzie dokonują wyborów zwierząt tak samo jak wybierają inne przedmioty, rzeczy. Wolą te markowe . Kupują ślicznego pieska, modnego, bo będą z nim spacerować po ulicach i inni będą się zatrzymywać i mówić: „Ach, jaki śliczny piesek!”. I będzie im miło, będą się cieszyć, bez myślenia o źródłach, skutkach i konsekwencjach. Są mody na rasy psów, wystarczy jakiś film czy serial, by masowo pojawiły się te właśnie psy na ulicach. Media nakręcają tę modę. Stąd mój apel do mediów i filmowców – bierzcie kundelki, pokazujcie je, w ten sposób możecie im pomóc.

  • Jeździ Pani po Polsce, czy zauważyła Pani jakieś różnice w regionalnym podejściu do kwestii adopcji? Zauważyłam, że po Poznaniu spaceruje pełno yorków, maltańczyków, buldożków francuskich czy miniaturowych szpiców, które to rasy trudniej spotkać we Wrocławiu, gdzie byłam ostatnio. Tam na spacerkach jakby więcej kundelków… Wychodzi na to, że poznaniacy to większe snoby?

Brawo, Wrocław! Wprawdzie potwierdzić tej tendencji nie mogę, bo dawno nie byłam w tym mieście, ale miło mi to słyszeć. Faktycznie w Poznaniu widziałam tabuny rasowych psów, kiedy byłam na festynie pod nazwą Kejtrówka. Może we Wrocławiu edukacja jest inna, lepsza, uwrażliwiająca na to, co ważne w życiu. Może tam nauczyciele pokazują świat uczuć, tych ludzkich i psich… Może tam młodzi ludzie są bardziej empatyczni. Bo wszystko się zaczyna właśnie od edukacji i ludzi młodych.

  • Walczy Pani o prawa zwierząt, o prawną ochronę zwierzęcych ofiar. W mediach pełno informacji o nieprzestrzeganiu tych praw i co gorsza – przez przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i służb mundurowych, którzy jakby nie potrafią zaakceptować faktu, że zwierzęta też mają prawa. Postępowania w sprawach o okrucieństwo wobec zwierząt są często niewszczynane, umarzane etapie postępowania wyjaśniającego na policji, przez prokuraturę, a jak trafia do sądów, co rzadko się zdarza, to zapadają wyroki z zawieszeniu albo sprawy też są umarzane. Tak jakby ludzie reprezentujący wymiar sprawiedliwości pozbawieni byli empatii. A może zamknięcie postępowania, umorzenie sprawy po prostu oszczędzi im pracy?… Może powód tych zaniechań wymiaru sprawiedliwości jest prozaiczny – by uniknąć godzin dodatkowej pracy?… A co tam kot czy pies… Wiadomo, że się nie odwoła…

Przede wszystkim należy nazwać sprawę jasno – w Polsce zwierzęta nie mają żadnych praw, podobnie na niemal całym świecie. To my, ludzie, mamy przyznane prawo do obrony zwierząt przed cierpieniem. W Polsce obowiązuje Ustawa o Ochronie Zwierząt i dzięki niej możemy oskarżyć kogoś kto krzywdzi zwierzę. A ja marzę o tym, by zwierzętom przyznać prawa podmiotowe, by uznać ich podmiotowość. Ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, jak bardzo to marzenie jest nierealne. Nie pozwoli na to przemysł hodowlany, rolnictwo, myśliwi, cały przemysł związany z produkcją pochodzenia zwierzęcego . Tu zarabia się ciężkie pieniądze, kosztem cierpienia zwierząt, które dla czerpiących z niego korzyści nie jest ważne. Zdarzają się pojedyncze przypadki przyzwania praw podmiotowych zwierzętom, np. waleniom, a więc wielorybom i delfinom. W USA głośne były sprawy o przyznanie praw osoby nieludzkiej, podmiotowych praw, konkretnym szympansom, ale to absolutne wyjątki. A jeżeli chodzi o wymiar sprawiedliwości, to problem o wielkiej głębi. To konsekwencja edukacji i tradycji, zwierzę traktowane jest zgodnie z tym jako rzecz, przedmiot użytkowy, ich rolą jest służenie człowiekowi. A ludzie walczący o prawa zwierząt, często uznawani są przez system, przez społeczeństwo, którego częścią integralną są przecież policjanci, prokuratorzy czy sędziowie, za osoby niespełna rozumu, szalone, postrzelone, nieracjonalne. Na mnie też niekiedy mówią „ta pani od piesków i kotków” i w tym określeniu czai się pewien infantylizm określający moje działania jako niepoważne. Bo przecież żaden poważny, szanujący się człowiek na stanowisku, nie zajmie się „pieskami i kotkami”, tylko karierą i dochodami. Walka o lepszy los zwierząt, z punktu widzenia części elit politycznych, a czasem nawet prawniczych, to zajęcie uwłaczające ich godności. Dlaczego częściej umarzane są sprawy o okrucieństwo wobec zwierząt? Ponieważ owi prawnicy, sędziowie czy prokuratorzy poczuliby się niepoważnie, zajmując się takimi „niepoważnymi” sprawami jak cierpienie psa czy kota. Myślą, że w swoim środowisku mogliby się ośmieszyć.

  • Redakcja Spoleczenstwo.com.pl opisywała ostatnio sprawę suczki Sary z gminy Suchy Las, potrąconej autem przez właściciela w mroźnym grudniu 2020 r. Ten mężczyzna nie zawiózł wyjącego z bólu psa przez 2 tygodnie do weterynarza, udawał tylko, że to robi po interwencji sąsiadów, którzy ostatecznie, nie widząc poprawy po rzekomej „wizycie weterynaryjnej”, wezwali Straż Gminną. Pies nawet nie mógł się podnieść, w misce nie było wody, a właściciele wyjechali sobie na Boże Narodzenie, psa zostawili. Weterynarz, chirurg, potwierdził złamanie kości biodrowej, trzeba dodać – weterynarz spoza gminy Suchy Las. Pani też widziała te zdjęcia RTG, przesłaliśmy je do oceny. Policja zawnioskowała do umorzenia, prokurator zatwierdził, nie dopatrzył się naruszenia ustawy o ochronie zwierząt. Jak można skomentować tę decyzję poznańskiej prokuratury?

Wymiar sprawiedliwości, prokuratura, reprezentują, a przynajmniej powinni reprezentować, „wzorcową” grupę społeczną, tę „górną półkę”. Zatem powinni dawać przykład. Prokurator, który podpisał się pod taką decyzję o umorzeniu tej sprawy, powinien być, w moim przekonaniu, pociągnięty do odpowiedzialności za złamanie prawa. Bo to, co stało się z Sarą, to przestępstwo. To było znęcanie się nad zwierzęciem, co wedle ustawy podlega karze. Ustawa wprawdzie ma mankamenty, ale przede wszystkim powinno się jej przestrzegać, zwłaszcza ludzie reprezentujący wymiar sprawiedliwości. A tu mieliśmy przykład wybiórczego przestrzegania prawa. W Polsce działa wprawdzie grupa prawników prozwierzęcych, ale to garstka. Sara na takich nie trafiła.

  • W Polsce nie działa Policja dla Zwierząt, wyspecjalizowana, która zatrudniałby fachowców, przeszkolonych do zajmowania się sprawami o okrucieństwo wobec zwierząt. Byłaby potrzebna?

Uważam, że policjanci czy strażnicy, ci, którzy są i działają w ramach obecnych struktur, powinni być odpowiednio szkoleni w zakresie podejmowania interwencji dotyczących zwierząt. Obecna policja czy straż gminna i miejska powinny działać rzetelnie, wykonywać swoje obowiązki, w tym – dotyczące ochrony zwierząt przed cierpieniem. Uważam, że powinno się przede wszystkim powołać Rzecznika Praw Zwierząt, ale absolutnie nie rolnika, hodowcę czy myśliwego, tylko człowieka uwrażliwionego na dobrostan zwierząt, odpowiednio wykształconego i przygotowanego.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Maria P. Wiśniewska

Afiliacja: WSPiA

Linki do tekstów o umorzonej przez poznańską prokuraturę sprawy suczki Sary z gminy Suchy Las, potrąconej przez auto właściciela, który potem nie udzielił cierpiącemu zwierzęciu pomocy przez dwa tygodnie:

 

Dorota Sumińska – lekarz weterynarii, publicystka, autorka książek i działaczka na rzecz praw zwierząt. Z zawodu jest lekarzem weterynarii i prowadzi prywatną praktykę lekarsko-weterynaryjną na warszawskich Bielanach. Autorka wielu książek – poradników, biografii, reportaży podróżniczych, literatury faktu, powieści dla dorosłych i dla dzieci. Prowadziła program telewizyjny (Zwierzowiec w TVP1) i audycję radiową (Zwierzenia na cztery łapy w I Programie Polskiego Radia). Od 1997 roku tworzy program radiowy Wierzę w zwierzę emitowany w soboty o 10:00 na antenie Tok FM). Pisze artykuły do prasy na temat praw zwierząt, wegetarianizmu i empatii wobec innych istot. Prawnuczka hrabiego Adama Ledóchowskiego i tatarskiej córki kowala, Ewy. Ma córkę Martę i dwóch wnuków Leona i Eryka Maurycego. Mieszka w Puszczy Kampinoskiej. Wychowana w domu pełnym zwierząt, w tym kury pokojowej o imieniu Pani Warszawska. Sama również we własnym domu opiekuje się porzuconymi zwierzętami. Jest wegetarianką. Wśród ostatnio wydanych książek można wymienić m.in. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? (Prawie) wszystkie sekrety ludzi i zwierząt (2019, ​ISBN 978-83-08-06513-6​); Dość. O zwierzętach i ludziach, bólu, nadziei i śmierci (2020, ​ISBN 978-83-08-07048-2​).

/Oprac. na podst. Wikipedii/

Fot. Dorota Sumińska z prawdziwym wilkiem, basiorem /archiwum rodzinne bohaterki wywiadu/

Dziękujemy za udostępnienie zdjęcia

41

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *