Jest coś w osobowościach muzyków współczesnych, co od wczesnych lat działalności przyznaje im charakterystyczną scenografię instrumentalna, choć w twórczości operowali różnymi środkami aparatu wykonawczego.
I tak Józef Skrzek – klawiszowiec, basista, a przede wszystkim kompozytor, czy to z lat współpracującego z Czesławem Niemenem, zespołu SBB, czy z lat późniejszych muzyka indywidualnego, kojarzony jest z ogromnym aparatem wykonawczym. Chociaż mam w pamięci jego występ, gdzie w poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych zagrał solo na klasycznym fortepianie utwory Chopina i motyw z opery Rinaldo Haendla.
W programie poznańskiego koncertu znalazły się zaledwie naszkicowane pocztówki wspomnień ale głównie echa własnej twórczości, pełne ulotnych klimatów i skojarzeń muzycznych. Najbardziej porywały dynamiczne motywy, chciałoby się napisać folkloryzujące, bo jego muzyka nigdy nie nudziła i taka pozostała. Dał temu dowód na inaugurację nowego miejsca koncertowego jakim jest PROCHOWNIA w Jeżyckim Centrum Kultury w autorskim programie „Szczęśliwi z miasta N.” Kolorystyka i dynamika równoważyły się w pewnych światłocieniach, miały charakter dodany, nie tylko w warstwie uzupełniającej. Momentami muzyka „rozwichrzona”, lecz niezawodna i efektowna budująca napięcia, a poprzez błogi spokój Skrzeka, który umiejętnie stopniuje dynamikę z oryginalnym frazowaniem. Przestrzeń i prześwity sprawiały, że ten muzyk i kompozytor zarówno burzy, jak i buduje wg pewnego credo i schematu SBB (szukaj, burz, buduj). To wszystko poprzez swoją wrażliwość. Nie da się jego oceniać tu i teraz, bez tej historycznej opowieści, z którą się wielokrotnie spotykaliśmy i zaznajamiamy na nowo. Figury i pochody chromatyczne w niektórych utworach nie są przypadkowe, a równolegle prowadzone, w których wybrane sekwencje to taki „święty spokój”, że aż chciałoby się do nich przytulić. Różnobarwna kolorystka faktury odsłania na wskroś przestrzeń, a nie są to przecież proste formy polifoniczne i szczęśliwe głosy w jednej alikwocie. Te miniaturki impresjonistyczne nie można do niczego i nikogo porównywać.
W niektórych kompozycjach skomplikowana faktura i tak pozwala na nie łatwe rozszyfrowanie wszystkich elementów, jakie u podstaw stworzył kompozytor. On jako pracuś z iście benedyktyńskim zaangażowaniem dokonuje w rejestrach przybliżonych do oktawy pochodzenia dur i moll. Wcześniej zaplanowane filary obudował narzędziami na wskroś „odlotowymi” (nie tylko w utworze „Odlot” z okresu SBB), Jego muzyka i wykonanie – od pierwszego akordu – płynęła wartkim nurtem. Te długie frazy, bardzo nastrojowa narracja, doskonale przy tym zamierzonym efektem kontroluje klawiaturę zachowując osobliwe tempo. Miejscami faktura organowa utwierdza wrażenia, że takie akordy powtarzają się, ale można było „wylecieć” z frazy, ale to się nie zdarzyło. Była tylko opowieść, której słuchaliśmy z radością. Józef Skrzek nie „zagadał” w sposób całkowity subtelnie dbając o pojedyncze dźwięki odpowiednio nasycone rozciągające się niczym crescendo (coraz głoś, stopniowe zwiększenie głośności, wzmocnione natężenia dynamiki w utworze muzycznym).
On rozumie wartość każdej nuty, gra mądrze w kontekście całego koncertu. Szeroki zakres środków wykonawczych, biegłość, lekkość, wspaniała artykulacja wzbogacona przez różnice dynamiczne. Ograniczona podzielność uwagi różnorodna barwność, pokazał pewną rozbieżność, stosując może bogatą paletę, a jego gra ciałem, mimo niskiego wzrostu, jest atrybutem popisu. Jest muzykiem Wielkiego formatu. Zaczarowani słuchacze wpadli w blogi zachwyt i bisów nie było końca. Po raz kolejny Józef Skrzek udowodnił, że sam prowadzi swoja karierę i ją w sposób wyważony i buduje każdego dnia projekt, którego tylko on wykreował, a za każdy koncert bierze pełną odpowiedzialność. Sam sobie narzuca wezwania i z pokora jej realizuje. Te warunki akustyczne, dźwiękowe zdecydowanie nowe dla niego pozwoliły po godzinnej próbie opanować i wejść w orbitę zmagań z brzmieniem, jaki jemu odpowiada.
Skrzek pokazał, jak potrafi dzielić się z publicznością. Zaczął dialogować przy nieustającej ilości ekspresji, która nie opuszczała go przez cały występ. Początek narastania do pułapu dynamicznego i bardzo długa fala musiała dojść do pewnej interfrazy tworzącą parametry składowe. Po szeroko rozbudowanym wstępie, aż do świadomego przejścia w spójność, bo ma on wyróżnik tzw. pulsację. Jego kompozycje to barwy określane jako tonacje wspólnego mianownika, dobrane celowo, każdy motyw ma ukierunkowaną architekturę, a powściągliwość buduje formę i treść w sposób iście wciągający. Dźwięki z alikwoty wewnętrznej , kontrapunkt liniowy z naciskiem na wrażliwość to następne Skrzekowe ilustracje. Bo Skrzek dysponuje zawsze selektywnością, a pogłos w jego wydaniu dodaje ton narracji i to jest inne, acz własne budowanie nastroju. Budowanie do ostatecznej kulminacji przy raptownym przejściu z jednej do drugiej części.
Niby się przenikają a pozostawiają pewnego rodzaju ‚wariacyjność, która daje wrażenie przestrzeni, bo on myśli o muzyce wielowymiarowej tworzącej w danej chwili dla nas, a przy tym wszystkim jak mało który z muzyków dysponuje selektywnością. Jest lirykiem i świetnie komponuje się z muzyką przestrzenną, ponadwymiarową, z estetyką większej głębi przeżycia, która nabierała rumieńców w wydaniu perspektywicznym.
Instrumenty na jakich grał poznański koncert w PROCHOWNI to Mini Moog, MicroMoog, Sonicsix, Roland wykonał zaś następujący repertuar utwory instrumentalne jego kompozycji: „Szczęśliwi z miasta N.”, „Pamiętnik Karoliny”, „Pokój Saren”, „Angelus”, „Bella Mia”, „Wojna Światów”, „Ręce do góry”; utwory śpiewane także kompozycje Józefa Skrzeka: „O Ziemio Dzieciom Śląska” słowa Alina Skrzek, „Z których krwi krew moja” słowa Julian Matej ,„Słone Perły” słowa Alina Skrzek, „Toczy się koło historii” słowa Julian Matej, „Muzykowanie kwieciste” słowa Alina Skrzek, „Pielgrzym” słowa C. K. Norwid, „o Panie przebacz mej Myśli” słowa Karol Wojtyła.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Wodniczak