Prof. K. Wolny-Zmorzyński: Zbrodnia i kara w literaturze i mediach

Profesor wierzy w dobro, które jest głęboko zakorzenione w ludziach. Uważa, że sprawiedliwość należy oddać Bogu, bo to On jest od wymierzania kary za zbrodnie i wszelakie grzechy. Kochamy happy end i doceniamy dobro w bohaterach literackich i tych z materiałów dziennikarskich. „Żyjemy wprawdzie złudzeniami, ale one pozwalają nam nie stracić wiary w dobro i sprawiedliwość”. O zbrodni i karze rozmawiamy z literaturoznawcą, medioznawcą, kulturoznawcą, prof. Kazimierzem Wolnym-Zmorzyńskim.

Motyw zbrodni i kary wykorzystywany jest przez pisarzy wszystkich epok, od czasów starożytnych. Historie potraktowane są osobowo, jednostkowy punkt widzenia pozwala wniknąć w głębię psychiki sprawcy i poznać motyw jego działania. Skąd taka odwieczna niemal fascynacja tematyką zbrodni i psychiki zbrodniarza?

Temat zbrodni w pewnym sensie interesuje i pociąga każdego. Wynika to z tajemnicy zbrodni, jej motywów, czegoś strasznego, okrutnego, a tym samym ze zbrodniarza czyni jeszcze bardziej tajemniczą postać. Kogoś, kto decyduje o przerwaniu czyjegoś życia, może w jego najlepszym momencie… Każdego interesuje to, co zbrodniarzem kierowało, jakie miał motywy, że dopuścił się zbrodni, czy go usprawiedliwiać, czy karać? Jest zbrodnia, musi być kara… Ten temat i mnie kiedyś nie tyle fascynował, co interesował. W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pisałem reportaże o zbrodniarzach. Odwiedzałem zbrodniarzy w kryminale, rozmawiałem z nimi, a szukałem takich, którzy mieli co najmniej dwa, trzy zabójstwa na swoim koncie, bo wyraźnie chcę powiedzieć, że nie na sumieniu. Żadna z osób, z którą rozmawiałem, a było ich z piętnaście, nie żałowała tego, co zrobiła. Każda usprawiedliwiała się i uważała, że niesłusznie została skazana, bo albo chciała tylko uderzyć, przestraszyć, a jak zaplanowała zabójstwo, to tylko dlatego, by wymierzyć samemu sprawiedliwość, bo na wymiar sprawiedliwości nie mogła liczyć. Niestety, ci ludzie byli pyszni, cechuje ich, z moich obserwacji, brak skromności, każda z takich osób chciała być Bogiem i wymierzać sprawiedliwość, czego nie kryła. Tymi ludźmi kierowało źle pojęte poczucie wyższości, pycha, zazdrość, a więc fundamenty zła. Nie umieli zostawić zemsty Bogu, byli niecierpliwi. Jeden z moich rozmówców zabił dwie osoby, ale nie uważał się za mordercę, tylko za złodzieja. Mówił, że podczas okradania jakiegoś mieszkania, jego właściciel wrócił wcześniej do domu i rzucił się na niego. Domownik, co jest zrozumiałe, zaczął bronić swojej własności. Ten rzekomy złodziej dźgnął go nożem i zabił. Jak twierdził, w obronie własnej, ale o sobie nie myśli, że jest mordercą, tylko złodziejem. Za to morderstwo osiedział wyrok dziewiętnastu lat więzienia i został zwolniony warunkowo za dobre sprawowanie. Na wolności zdążył być niecałe dwa tygodnie. Za kraty trafił znowu i ponownie za morderstwo. Miał pecha, bo podczas kradzieży samochodu też zabił właściciela auta, który, jak twierdził ten morderca, niepotrzebnie się bronił. Teraz odsiaduje dożywocie. Inny zaplanował morderstwo i nie żałował, że zabił niewierną żonę, bo według niego skrzywdziła go, nie doceniała jego miłości, poświęcenia. Proszę nie myśleć, że tylko mężczyźni są tak bezwzględni. Przeprowadzałem wywiady też z kobietami, które zabiły. To dzieciobójczynie, matkobójczynie, mężobójczynie. Żadna z tych kobiet, z którymi rozmawiałem, też nie żałowała tego, co zrobiła. Nie pojmuję tego. Nie pojmuję psychiki zbrodniarza, który z zimną krwią zabija, wcześniej planuje zbrodnię. Chyba jednak należy odróżnić zbrodniarza od kogoś, kto zabił w afekcie, jak na przykład Mojżesz, występujący w obronie swego rodaka, kiedy zamordował Egipcjanina.

Również Biblia, zwłaszcza Stary Testament, to krwawa historia dziejów ludzkości, a także inspiracja dla twórców literatury traktującej o zbrodni, winie i karze. To tu odnaleźć można archetypy galerii zbrodniczych postaci, z których czerpano przez kolejne wieki. Motywy dzieciobójstwa, cudzołóstwa, wydania za srebrniki na śmierć, żądzy stadnej sprawiedliwości… To wszystko tu jest, zatem – to wszystko już było, ale zarazem wciąż się z tego niewyczerpanego źródła czerpie i te biblijne motywy zbrodni, winy i kary wciąż się sprawdzają.

W Biblii wszystko jest pokazane i nazywane wprost. W Biblii używa się prostych, konkretnych słów, które wyrażają sedno tego, na co należy zwrócić uwagę. To słowa, które są wieczne i trafiają od razu do świadomości czytelnika, woda jest wodą, śmierć jest śmiercią, kłamstwo kłamstwem, zdrada zdradą, zabójstwo zabójstwem, powietrze powietrzem. Słowa te wyrażają treści podstawowe i są klarowne w przekazie. W Biblii opisane są zbrodnie ludzi niegodziwych, złych, zazdrosnych, całe zło, wszystko w sposób niewyszukany, dlatego przemawia do wyobraźni odbiorcy natychmiast, ale i pokazane tam historie podsycają wyobraźnię artystów, którzy lepiej albo gorzej z tego źródła korzystają. Roman Zając w swojej znakomitej książce „Biblia. Początek”, wydanej w 2016 roku właśnie opisał te zbrodnie pokazane w Biblii. Przywołał nawet zdanie szwajcarskiego nauczyciela, który sugerował, żeby młodzież czytała Biblię od szesnastego roku życia, bo jest w niej tyle okrucieństwa i nieprawości. Roman Zając nazywa sceny biblijne pochodem zła i ma rację. Pokazane w nich postawy ludzi nie są godne naśladowania, ale to jednak prawdziwe obrazy zachowań ludzi. W każdym z nas jest zło, ale na szczęście większość panuje nad emocjami, także tymi złymi… Chociaż z tym bywa różnie. Ekstremalne sytuacje, wojna, zmieniają najbardziej cnotliwych ludzi, w równej mierze kobiety i mężczyzn. W obliczu zagrożenia stajemy się nieprzewidywalni.

Literatura antyczna też stanowiła inspirację dla wielu pokoleń pisarzy. Analiza, interpretacja, wnioski – to też stałe elementy pisarskiej narracji i swoistej dyskusji z odbiorcą toczonej w kręgu zbrodni. Makbet, zaślepiony pragnieniem władzy, zabija króla Dunkana, nękany jest potem wyrzutami sumienia i wizjami. Zbrodnia często motywowana jest chęcią zdobycia władzy. To też taki gotowy przepis na udaną fabułę.

To wszystko było i stale się powtarza w różnych odsłonach i ujęciach, a fundamentem zła, zbrodni, jak powiedziałem wcześniej, jest pycha, chciwość, żądza władzy i pieniądza, zazdrość, gniew. Te wady w różnych sytuacjach, scenach są opisane w Biblii i w literaturze antycznej, rozwijane przez pisarzy następnych pokoleń aż do dzisiaj, pokazują prawdę o nas, o naszych charakterach, skłonnościach do zła, rzekomym poprawianiu się, nieszczerej pokucie, która pokutą nie jest tak naprawdę, bo sami się oszukujemy. Żałujemy – mówię ogólnie, my ludzie – złego postępowania tylko wtedy, gdy się boimy, by nasze zło nie ujrzało światła dziennego albo nasze postępowanie nam nie zaszkodziło. Nie boimy się Boga. Podkradamy sobie pomysły, żony, mężów, manipulujemy przy wyborach do różnych rad, gremiów, łakomi jesteśmy na zaszczyty, gdy się ona nam nie należą, postępujemy niegodziwie i wściekamy się, gdy ktoś nam wejdzie w drogę, zazdrościmy, że jest lepszy, mądrzejszy, bo jesteśmy pyszni. To wszystko już było pokazane u Machiavellego w „Księciu”, u Szekspira w jego tragediach, u Czechowa, u Sienkiewicza, u Steinbecka, Hemingwaya, Bułhakowa, Pasternaka, a nawet w „Tangu” Mrożka czy bardziej wyraźnie u Kapuścińskiego w „Cesarzu”. Przykłady można mnożyć. Najważniejsze, aby pisarze czy reporterzy pokazywali prawdę o postawach ludzkich i ich motywach działania, nawet tych złych. Wtedy takie tematy są po prostu „samograjami”.

Adam Mickiewicz w „Balladach i romansach” poruszył problematykę zabójstwa męża przez żonę w balladzie „Lilie”. W tle jest grzeszny romans i zdrada. Kolejny z gotowych szablonów fabularnych na osnowę akcji. U Juliusza Słowackiego Balladyna też zabiła Alinę, by wyeliminować rywalkę, zdobyć męża i jego majątek oraz pozycje społeczną. Kobiety jako zbrodniarki, to też motyw, który sprawdza się od wieków, zwykle w tle jest właśnie walka o męskie serce i majątek.

Niestety to źle pojęta miłość i co najgorsze tymi bohaterkami kieruje żądza władzy i pieniądza.

“Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego, wydana w 1866 roku to nieustające źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń twórców. Główny bohater książki, Rodnio Romanowicz Raskolnikow, zabija lichwiarkę, która żeruje na biedzie i nieszczęściu innych ludzi, z przekonaniem, że czyni dobrze, bo oczyszcza ten świat z ludzkich „śmieci”. Ten pomysł z kolei ewoluuje i wykorzystywany jest niezwykle często zarówno przez literaturę, jak i film – Janosik, Batman, Rocky – oni wszyscy chcieli naprawić ten świat, eliminując z niego zło i złych ludzi. Wielki sukces odniósł serial „Dexter”, którego bohater zabija tylko innych morderców, zatem czyści świat z ludzi złych, ze „śmieci”, tak jak Raskolnikow. Dla obu bohaterów ich „misyjna” działalność kończy się tragicznie. Bo zła nie można zwalczać złem. Motywy nowotestamentowe znowu wykorzystywane są jako inspiracja filmowa, a odwieczna dyskusja o zwalczaniu zła złem i „naprawianiu” tego świata toczy się w świeci filmu i literatury. Wszystko już było, ale przeczytajmy to jeszcze raz. Jak Pan Profesor wyjaśni tę niezwykłą siłę tkwiącą w motywie zwalczania zła złem i samozwańczych „naprawiaczy” świata? 

Można mnie uważać za utopistę, ale uważam, że zwalczanie zła złem wynika z braku wiary, braku cierpliwości, z pychy, że jest się lepszym od samego Pana Boga. Zło nakręca zło i dlatego go tyle dokoła. Gdybyśmy byli bardziej cierpliwi i naprawdę zemstę zostawili Bogu, ta zemsta byłaby słodsza. Skądś się w końcu wzięło powiedzenie: „zemstę zostaw Bogu”. Brak naszej cierpliwości tylko przeszkadza Panu Bogu w działaniu. Tu wskazała Pani na postacie szlachetne, ale o zabarwieniu chuligańskim. Na Janosika, Batmana, Rocky’ego. Walczą one ze złem i pomagają ludziom. Jak poczytamy o tych postaciach, pooglądamy filmy o nich, lepiej się czujemy. Wierzymy, że mimo iż tyle zła i okrucieństw dokoła, to jednak jest ktoś, kto się temu złu potrafi przeciwstawić, podobnie jak don Vito Corleone z „Ojca chrzestnego” Mario Puzo. Vito Corleone nie mógł liczyć na wymiar sprawiedliwości, więc postanowił tę sprawiedliwość sam wymierzać.  Gdy czytamy o takich postaciach, odczuwamy swoiste katharsis, odradza się w nas wiara w to, że jednak zło musi być ukarane.

Motyw zbrodni i kary pojawia się też w powieści Michaiła Bułhakowa zatytułowanej “Mistrz i Małgorzata”, tu pojawiają się postaci ewangeliczne Judasza i Piłata. Wina, kara, zdrada, zbrodnia, wyrzuty sumienia, odkupienie i skontrastowanie z czystością, moralnością Mistrza oraz Małgorzaty. Wygrywa czystość, prostoduszność, ufność, niewinność i miłość. Miłość i niewinność to też często wykorzystywany, nigdy nieograny temat literacki. Miłość i zbrodnia oraz zdrada, to też jakby gotowy scenariusz na większość książek tego świata. Ograny, ale jednak wiecznie żywy.

Wieczny, bo to jest ta tęsknota za dobrem, miłością, podobnie jak za sprawiedliwością i za tym, by jak najszybciej zło było ukarane. Tak samo jest z miłością. Chcemy, by stała się tu i teraz, natychmiast. To faktycznie samograje, ale muszą być odpowiednio przedstawione, z wczuwaniem się przez autorów w poszczególne postaci, by nie było to tylko „ślizganie się po temacie”. Wszystko zależy od ujęcia tematu. O miłości i zbrodniach wydaje się, że powiedziano wszystko, ale nie wykorzystano pewnie wszystkich możliwości opowiadania o nich. Pamiętamy te, które nas poruszyły, np. ciągle aktualne „Pożegnanie z bronią” Hemingwaya z 1929 roku, „Przeminęło z wiatrem”  Margaret Mitchell z 1936 roku,  „Love story” Ericha Segala z 1970 roku. Stare, ale jak opowiedziane…

Ksiądz Robak z „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza to znakomity przykład poszukiwania odkupienia za popełnione winy. Sumienie, które nie daje spokojnie żyć… Kolejny niewyczerpany motyw literacki…

Zgadza się, ale to dzisiaj nie jest temat aktualny, nie na dzisiejsze czasy. Gdy studentom przywołałem, mówiąc na wykładzie o honorowych zachowaniach ludzi na przykładzie tak postaci realnych, jak i fikcyjnych, gdy przywołałem postawę księdza Robaka jako przykład poszukiwania odkupienia za popełnione winy, studenci mieli inne zdanie. Powiedzieli mi, że to wzór literatury tendencyjnej. Rzadko się zdarza obecnie, by ktoś tak bardzo żałował za swe czyny jak ksiądz Robak i umiał poświęcić swoje życie. Najważniejsze jest osiągnąć cel – usłyszałem. Matko! Cel uświęca środki, jakbym czytał Machiavellego. Młodzież pochwaliła Soplicę za to, że się zemścił i skrytykowała go za to, że się poddał. Powinien był Ewę, jak to określili, porwać i pewno byłby z nią szczęśliwy, oboje, bo się kochali z wzajemnością, usłyszałem. Co za uproszczona interpretacja. Tłumaczyłem, że nie można oceniać postaw i zachowania ludzi z przeszłości z dzisiejszego punktu widzenia. Martwi mnie ta zupełna degrengolada obyczajów, brak refleksji. Pewnie o tym będzie przyszła literatura…

Tematyka zbrodni, kary, winy i ludzkiego sumienia – to motywy wielkich dzieł literackich oraz wszelakich „czytadeł” w postaci kryminałów. Detektywi odkrywają zbrodniarzy i wprowadzają porządek w miejsce zbrodni i chaosu, uosabiając niejako ludzkie dążenie do czystości, porządku i praworządności. Ludzkość ma zamiłowanie do prawdy i prawa niejako we krwi. Jak to więc możliwe, że rzeczywistość wokół nas jest tak odmienna?

Nie wiem, czy to swoboda obyczajów, źle pojęta tolerancja prowadzi do chaosu, nad którym, przynajmniej w swojej twórczości, próbują zapanować mądrzejsi pisarze, reporterzy, dziennikarze dystansujący się od tego, co wokoło? Nie wiem. Choć widzę, że i dziennikarzom udziela się wprowadzanie chaosu do rzeczywistości poprzez szerzenie nieprawdy, bo tak łatwiej, bo tak ciekawiej. To moim zdaniem, szalone idee postmodernistyczne biorą górę.

I tu przechodzimy do form dziennikarskich, które powyższe tematy literackie i filmowe, zbrodnię, karę, winę, odkupienie – traktują reportażowo i reportersko. Michał Fajbusiewicz swoją markę zbudował na właśnie takich tematach i na nieustannym dążeniu do prawdy, którą nie zawsze udało się wytropić.

Ale przynajmniej próbował. Szkoda tylko, że dziennikarze zastępują i wyręczają w śledztwach policjantów i prokuratorów. Dziennikarze śledczy są dokładniejsi, bardziej wczuwają się w położenie ludzi pokrzywdzonych. Widać rzetelniej podchodzą do swej pracy. Ich reportaże tak pisane, jak też filmowe czyta i ogląda więcej odbiorców niż tylko jeden sędzia czy jeszcze może dwóch ławników, o ile ławnicy po przeczytaniu akt sprawy mają coś do powiedzenia. Nie przypuszczam, że tylko szersze grono odbiorców mobilizuje dziennikarzy do rzetelniejszego wykonywania swej pracy. Oni chcą pomóc ludziom…

Reportaże sądowe też cieszą się wielkim zainteresowaniem czytelników. Sprawę Gorgonowej śledziły tysiące, a dzięki dociekliwym dziennikarzom udało się nagłośnić, a także częściowo – pomóc w wyjaśnieniu sprawy Michaela Petersena, amerykańskiego pisarza i publicysty, oskarżonego o zamordowanie swojej żony. Zbrodni tej nie popełnił, co okazało się po latach i po odsiedzeniu przez niego części zasądzonego wyroku. Na jego niewinność zwróciła uwagę montażystka materiału reportażowego. Potem dociekliwi dziennikarze odkryli prawdę. Sprawą żyła kilka lat publiczność amerykańska. Dziennikarze pomagają wyjaśnić zbrodnie.

Przecież nie tak dawno temu u nas Grzegorz Głuszak z TVN i Marcin Rybak z „Gazety Wrocławskiej” przyczynili się do tego, że po osiemnastu latach więzienia na wolność wyszedł Tomasz Komenda niewinnie skazany przez sąd za zbrodnię, której nie popełnił. Dużo wcześniej redaktorzy Tomasz Patora, Marcin Stelmasiak i Przemysław Witkowski swym reportażem pt. „Łowcy skór”, opublikowanym w 2002 roku w „Gazecie Wyborczej” o pracownikach pogotowia ratunkowego w Łodzi, którzy zabijali pacjentów pavulonem i sprzedawali informacje o zgonach zakładom pogrzebowym, ujawnili ten haniebny proceder. Za to inny reporter, Piotr Pytlakowski po opublikowaniu jakiś czas temu „Alfabetu mafii” na łamach „Polityki” zamiast dostawać od czytelników pochwały i wyrazy uznania za odwagę, że ujawnił działania polskiej mafii, napiętnował reportażem zło, zaczął otrzymywać od młodych ludzi zapytania, jak się dostać w szeregi tak dobrze działających gangów i nie jest to żart, tylko przykre potwierdzenie tego, że z naszym społeczeństwem dzieje się coś złego. Najgorsze wzory stają się wzorami do naśladowania, a antybohaterowie – bohaterami. Tragedia! Nie wiadomo, co lepsze, pisać o tym, czy nie? Głupota postmodernistyczna bierze górę…

Dziennikarze też płacą własnym życiem za swoją zawodową dociekliwość, za tropienie przestępstw i afer. Zabójców poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary do dziś nie ukarano, choć tak naprawdę już właściwie wskazano, kto mógł popełnić tę zbrodnię. 1 września 1992 roku Ziętara zaginął bez śladu w drodze do pracy, do redakcji. W Bydgoszczy znajduje się symboliczny grób dziennikarza, gdyż jego zwłok nigdy nie odnaleziono. To przecież niejedyny dziennikarz, który swoim życiem musiał zapłacić za poszukiwanie prawdy.

Nie tylko u nas. Nie tak dawno, bo w 2018 roku młody dziennikarz słowacki Jan Kuciak został zamordowany za ujawnianie mafijnych powiązań oligarchów słowackich z politykami, w listopadzie też 2018 roku Kateryna Handziuk za opisanie afery korupcyjnej na Ukrainie została oblana kwasem siarkowym. Niestety zmarła. Sprawców nie wykryto do dzisiaj. Według danych Komitetu Ochrony Dziennikarzy (Committee to Protect Journalists) rocznie ginie więcej dziennikarzy śledczych niż korespondentów wojennych. Niestety to kara za prawdę. Straszne, ale chwała dziennikarzom, że są odważni i dzięki nim świat dowiaduje się o złu, jakie jest wokół nas, ale jak tu nie czytać powieści, nie uciekać do fikcyjnych postaci, które zło tępią? Gdy poczytamy o nich łatwiej nam żyć. Żyjemy wprawdzie złudzeniami, ale one pozwalają nam nie stracić wiary w dobro i sprawiedliwość.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała Paulina M. Wiśniewska

Foto 4 KWZ czerwony szalik

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *