Czy można pokochać metal? Jasne, że tak! Oto dowód. Przemysław Judkowiak to rzemieślnik w kolejnym pokoleniu. Swoją pasję połączył z zawodem, z bardzo dobrym skutkiem. Prowadzi warsztat rzemieślniczy w Baranowie pod Poznaniem. Na brak zamówień nie narzeka, nawet teraz, w tak trudnym czasie pandemii. A może właśnie teraz, kiedy wszyscy spędzamy więcej czasu na balkonach, tarasach i w ogrodach, pragniemy upiększyć naszą przestrzeń oryginalnymi wyrobami z metalu?… Wszak metal przetrwa wszystko, także koronawirusa…
- Jak się zaczęła Twoja pasja? Na metalu przecież oparłeś swoje życie.
Zaczęło się bardzo przyziemnie. Skończyłem szkołę, musiałem iść do pracy. Ojciec przeszedł na emeryturę i postanowił wybudować warsztat, w którym początkowo chcieliśmy produkować szybowce zdalnie sterowane. Modelarstwo to była pierwsza pasja ojca i moja przejęta od niego. Był to okres transformacji ustrojowej w Polsce, warsztat budowaliśmy systemem gospodarczym, czyli robiliśmy wszystko sami, począwszy od prac ziemnych, przez zrobienie pustaków, postawienie murów po prace wykończeniowe. Wtedy nie mając zbyt dużego doświadczenia z instalacjami elektrycznymi czy metalowymi pracowałem pod czujnym okiem ojca. W międzyczasie zmieniła się koncepcja produkcyjna i ojciec wyszedł z założenia, że będą nam potrzebne maszyny do obróbki metalu, takie jak tokarnia, szlifierka do płaszczyzn, gilotyna, prasa. Te maszyny też robiliśmy sami, projektując je na płycie wiórowej, którą jako pamiątkę trzymam do dziś. Budowa maszyn nauczyła nas, że można stworzyć wiele rzeczy małym nakładem finansowym, bo przecież w domu się nie przelewało. Jest potrzebna tylko wyobraźnia, pomysłowość i dużo zapału. Samą tokarnię robiliśmy prawie rok. Takie były początki. Krótko mówiąc, najpierw było tworzenie czegoś z niczego.
- Do tego potrzebna jest przecież ogromna wiedza.
Jak mówił Einstein, nie wiedza, a wyobraźnia. Ojciec lubił wymyślać różne rzeczy, miał zmysł techniczny. Mama natomiast pięknie maluje i lubi wszelkiego rodzaju rękodzieło. Myślę, że odziedziczyłem trochę cech po jednym i drugim rodzicu.
- Co takiego jest w metalu, że cię tak porwał? Mówi się, że ktoś jest zimny jak stal, a Ciebie rozgrzał do czerwoności.
Jest twardy, a jednocześnie plastyczny. Jest niezastąpionym materiałem na wszelkiego rodzaju konstrukcje zarówno te proste, ozdobne, dokładne, jak i wytrzymałe. Można z niego wykonać proste ogrodzenia, ale też nadaje się do rzeczy ozdobnych. Stosując metody znane z kowalstwa uplastycznia się metal i wtedy można kształtować go w dowolny sposób ograniczony jedynie naszą wyobraźnią. Inną metodą uplastyczniania metalu jest kucie na zimno, stosowane kiedyś przez płatnerzy wykonujących zbroje. Metodę tę stosuję dzisiaj przy robieniu ozdobnych numerów domów. Tworzyłem kiedyś część instalacji artystycznej z metalu, jednak założenie było takie, że metal ma przypominać luźno rozłożoną wstęgę.
- Metal nie jest łatwym materiałem. Kojarzy mi się z silnym mężczyzną.
Metal wymaga większej dozy sprytu i doświadczenia niż samej siły. Trzeba znać jego zachowanie w różnych warunkach, chodzi przede wszystkim o naprężenia wynikające z nagrzewania metalu, umieć je przewidywać i wykorzystać. Zasada jest jedna: trzeba myśleć… Po to, żeby na przykład nie okazało się, że pospawanej konstrukcji nie można wynieść z warsztatu, bo nie mieści się w drzwiach. Żeby nie powielać zbyt wielu błędów, warto sięgnąć do literatury, zwłaszcza tej starej. Poza tym przy kuciu stali ważniejsza od siły jest wytrzymałość.
- Jakimi umiejętnościami trzeba dysponować, żeby poradzić sobie z tak opornym materiałem, jakim jest metal?
Kiedyś podstawową wiedzę zdobywało się w szkołach zawodowych, dzisiaj pozostają tylko stare książki i Internet no i YouTube. Metal może być obrabiany na różne sposoby i w zależności od tego jest potrzebne szerokie spectrum wiedzy. Dzisiaj ślusarz kojarzy się przede wszystkim z człowiekiem wykonującym bramy, ogrodzenia, kraty. Przed wojną było to naprawianie zamków i dorabianie kluczy. A obróbka metalu to również metody takie jak obróbka skrawaniem, kowalstwo, płatnerstwo, lutowanie, obróbka plastyczna na zimno, czyli gięcie i tłoczenie maszynowe.
- Czy odczuwasz stres w trakcie pracy? Przecież raz pospawanej konstrukcji nie da łatwo się zmienić.
Oczywiście. Do każdego zamówienia robiony jest projekt i już na tym etapie trzeba bardzo uważać, żeby się nie pomylić. Poza tym przy pracy na tokarce czy frezarce, zwłaszcza gdy trzeba zrobić dokładnie element, łatwo jest pomylić wymiar o milimetr lub nawet centymetr, a dodać należy, że przy elementach wytwarzanych metodą obróbki skrawaniem obrabia się detal z dokładnością do setnych milimetra. Dodatkowym czynnikiem przy każdym zleceniu jest kwestia relacji z klientem, któremu często wydaje się, że usługa, której oczekuje, jest banalnie prosta i powinna być wykonana natychmiast.
- Pasję przekułeś w zawód nomen omen, bo przecież kujesz w metalu. Jakie są blaski i cienie tej pracy?
Blaski i cienie… przypuszczam, że bardzo podobne do problemów, z jakimi zmagają się ludzie parający się innymi zawodami, w których konieczne jest dostosowanie realnych możliwości do oczekiwań zleceniodawcy. Niejednokrotnie oczekiwania klientów nie idą w parze z możliwościami wykonania projektu. Tu bardzo często przydaje się doświadczenie, które pozwala w sposób niekonwencjonalny podejść do tematu. Na przykład klientka prosiła o delikatne karnisze, ale miały być długie i chciała wieszać na nich ciężkie zasłony. Jedno z drugim się kłóciło i musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie. Ktoś inny chciał, żebym ułożył stalowy płaskownik w taki sposób, żeby imitował kawałek luźnego materiału.
- Czy da się z tego wyżyć? Czy Polacy kochają rękodzieło artystyczne w metalu?
Nie, Polacy są przyzwyczajeni do taniej i masowej tandety z Chin i w odróżnieniu od np. Niemców chcieliby mieć ładną rzecz, płacąc za to grosze. Innymi słowy, bardzo rzadko doceniają dobrze wykonaną pracę.
- Czyli w Polsce trzeba szukać innej niszy, żeby związać koniec z końcem?
Głównym źródłem dochodu są zlecenia typowe, takie jak ogrodzenia czy balustrady, a klient, który wie, czego chce, i jest gotowy zapłacić uczciwą cenę za nietypową rzecz, zdarza się rzadko.
- Co cieszy się największym zainteresowaniem?
Nie ma czegoś takiego, bo jeżeli robi się oryginalne rzeczy, to one rzadko kiedy się powtarzają – mowa tu o perspektywie lat. Najczęściej zamawiane są ozdobne numery domów i skrzynki pocztowe. Przy ich projektowaniu można puścić wodze wyobraźni i za każdym razem powstaje inny produkt.
- Najbardziej nietypowe zlecenie, które cię zdumiało.
Raczej nic mnie nie zdumiało. Dziwne zlecenia zawsze traktowałem jako wyzwanie.
- Dziwne zlecenia, czyli jakie?
Choćby platforma pod instalację artystyczną w wieży w Zamku w Poznaniu. Zrobiłem podest do instalacji Sensorium. Wyzwaniem były też relingi do zabytkowego mercedesa. Jednym z najbardziej stresujących zleceń było zaprojektowanie i wykonanie przeniesienia napędu z silnika na wał śmigła w skybuggie. Duża odpowiedzialność spoczywała na mnie. To był pionierski projekt wykonania samochodu, który mógłby latać. Ten prototyp wzniósł się w powietrze, więc mogłem świętować sukces.
- Teraz jest niewiele rzeczy, które potrafimy sobie zrobić, wiele wyrzucamy… czy rodzice powinni uczyć dzieci pracy z młotkiem?
Tak, jak najbardziej. Mam 45 lat i jestem zdumiony tym, jak bardzo młodzi ludzie są bezradni, gdy nie potrafią przeprowadzić nawet najprostszych napraw. Wielu mężczyzn potrafi z wielką wytrwałością dbać o swoją muskulaturę, a problemem nie do przejścia okazuje się prosta regulacja furtki.
- Spoglądając na warsztat pracy stwierdzam, że to nie jest bezpieczne miejsce pracy. Zdarzyło się coś niebezpiecznego podczas realizacji projektów metaloplastycznych?
Zdarzały się groźne sytuacje, ale na szczęście z reguły kończyło się na strachu i zimnym pocie.
- Pochwaliłeś się, że masz klientów z zagranicy, czy ich zainteresowania różnią się od zamówień rodaków?
Podchodzą do rzemieślnika jak do kogoś, kto ma wiedzę, i jest im potrzebny, a nie do niemalże bezrobotnego pijaczyny, który chce zarobić na pół litra. Niestety, czasem u nas zdarza się, że klient oczekuje wysokiej jakości za cenę chińszczyzny. Polacy często sugerują się wyglądem, ubiorem roboczym. Klienci zagraniczni mają świadomość, że rękodzielnictwo jest drogie. Jeśli chodzi o zainteresowania, są właściwie podobne. Najczęściej pytają o ozdobne numery domów, skrzynki pocztowe z adresem. Na zachodzie Europy popularny jest korten /korten to blacha, która w miarę upływu czasu rdzewieje/. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa rdza nie niszczy blachy lecz ją zabezpiecza przed dalszym korodowaniem.
W Polsce zdecydowanie mniej. Jednak zamówienia na wyroby rękodzielnicze stanowią coraz mniejszy procent zamówień. Najczęściej zamawiane są ogrodzenia i stoły produkcyjne.
- Czy jest jakaś instalacja metaloplastyczna w sztuce światowej, która cię inspiruje?
Nie czuję się znawcą ani krytykiem sztuki, ani osobą kompetentną do wypowiadania się na temat instalacji artystycznych, ale lubię się przyglądać starym konstrukcjom metalowym lub maszynom, gdyż często ukryty jest w nich kunszt prostego rzemieślnika, niejednokrotnie nieosiągalny dla dzisiejszych inżynierów. To uczy pokory.
- Czy jest to rozwijająca praca? Można się jeszcze czegoś nauczyć po tylu latach?
Zawsze się można czegoś nauczyć. I to jest najfajniejsze w tej pracy. Często klienci przychodzą z projektami, określmy to, z kosmosu. Wygląda ładnie, ale projektant nie przemyślał szczegółów konstrukcji. Zresztą trudno się dziwić, jeżeli ktoś nie ma styczności z produkcją, nie zna tajników. Nie wie, jak będzie wyglądał dany fragment po obróbce, którą zasugerował w projekcie. Nie ma pojęcia, jak pracuje i zachowuje się metal na danym etapie. W niektórych sprawach można się z projektantem czy klientem dogadać. Czasem zdarzają się jednak osoby, które stwierdzają, że tak ma być, bo ładnie wygląda. Użyteczność, stabilność czy nawet bezpieczeństwo są dla nich drugorzędne. Na przykład młoda para pokazuje mi projekt balustrady balkonowej, zauważam, że rozstaw prętów jest zbyt szeroki w przypadku ludzi, którzy spodziewają się lub planują dziecko. Wiadomo, że maluchy wykazują się różną aktywnością i pomysłami. Może zdarzyć się, że drobny skrzat przeciśnie się pomiędzy prętami i nieszczęście gotowe. Nawet jeśli to mało prawdopodobne, po co kusić los. Muszę przyznać, że z reguły po mniej lub bardziej burzliwej dyskusji klienci przyznają mi rację. Jeżeli nie możemy dojść do porozumienia w kwestii bezpieczeństwa, rezygnuję ze współpracy.
Największą satysfakcję daje rzemieślnikowi rezultat pracy projektu, który był bardzo trudny, a czasem wydawał się niemożliwy do wykonania.
Miło jest usiąść sobie po ciężkiej pracy i cieszyć oko starannie wykonanym produktem finalnym. Mam zwyczaj fotografowania swoich prac. Te, które są prawdziwym wyzwaniem, dokumentuję od początku ich powstawania. Często oddając pracę, dowiaduję się, że nikt inny nie chciał się zadania podjąć, właśnie ze względu na trudność wykonania. To jest bardzo schlebiające.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Ewa Witkowska
Link – www.zptomek.pl
Foto – P. Judkowiak w swoim warsztacie oraz podczas montażu łóżka wykonanego na indywidualne zlecenie