Agnieszka Tołwińska: „Jesteśmy obrażani, straszeni, a nawet narażeni na utratę zdrowia i życia”

Rozmawiamy z Agnieszką Tołwińską, politologiem z wykształcenia /dziennikarstwo i komunikacja społeczna na UAM/, wolontariuszem i inspektorem ds. zwierząt, założycielem Azylu “Psia Przystań” – to z pasji. 

  • Jak zaczęła się ta pasja, która pochłonęła Panią całkowicie – czyli wolontariat prozwierzęcy?
  • Z perspektywy czasu myślę sobie, że być może nie powinnam o tym wspominać, a z drugiej strony, może ktoś dzięki mojej historii zrozumie sens działań prozwierzęcych. A więc od dziecka kochałam psy. Zawsze chciałam mieć psa, ale jak w wielu domach, rodzice nie wyrażali zgody. Jako dorosła kobieta kupiłam psa. Tak, kupiłam, czego dziś się bardzo wstydzę i dziś wiem, że dopóki choćby jeden pies jest w schronisku, my ludzie nie powinniśmy ani pozwalać na rozmnażanie psów, ani ich kupować. Jednak wtedy nie miałam takiej świadomości. Mój pies zaczął dorastać, stwarzać problemy wychowawcze, a ponieważ to bardzo duża rasa musiałam zdać sobie sprawę, że pozostawienie go samemu sobie może skutkować bardzo źle. Kilka miesięcy po tym, przez zupełny przypadek adoptowałam drugiego psa równie dużych gabarytów jak mój zakupiony pies. Zaczęłam interesować się behawiorystką zwierząt, wiedziałam, że spacer dla psa jest bardzo ważny. Zaczęłam zabierać moje psy na spacery i pewnego dnia zauważyłam bardzo chudą psinkę wiszącą na łańcuchu. Oczywiście zareagowałam. Okazało się, że na tej posesji są dwa takie chude psy. Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić, jednak ponieważ wcześniej chodziłam do pobliskiego schroniska wyprowadzać psy na spacery, skorzystałam z porady i udało mi się umieścić te psy w stowarzyszeniu zajmującym się pomocą psom w potrzebie. Oczywiście też czynnie zaczęłam udzielać się w tym stowarzyszeniu. Świat prozwierzęcy jest tak naprawdę niewielki, szybko wszyscy się poznają i tak też było w moim przypadku – momentalnie poznałam wielu ludzi, weszłam w ten świat pomagania i wyjść z tego, po pierwsze, się nie da, po drugie, nie wyobrażam sobie przestać pomagać, mając świadomość, jak bardzo te psy nas potrzebują.
  • Jest Pani inspektorem ds. zwierząt i działa w WIOZ Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Zwierzęta chyba nie mają najlepiej w naszej nie/ludzkiej rzeczywistości, a człowiek potrafi się dopuścić straszliwego okrucieństwa. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ludzie czynią zwierzętom aż tyle zła i powodują ich straszliwe cierpienie?
  • Pewnego dnia zostałam zaproszona na spotkanie z ludźmi, którzy postanowili stworzyć nową fundację WIOZ – Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Po odbyciu odpowiedniego szkolenia otrzymałam legitymację Inspektorat ds. Ochrony Zwierząt. Głównym celem statutowym fundacji jest przeprowadzanie interwencji. Zaczęłam uczestniczyć w takich interwencjach, a to czego podczas nich doświadczamy, czasami przechodzi ludzkie pojęcie.
    Często zastanawiam się, z czego wynika ta ludzka podłość wobec istot żywych, które przecież tak samo jak my, ludzie, czują… Czują głód, zimno, upał, ale też prócz odczuć fizycznych odczuwają strach, tęsknotę… Gdybym nie potrafiła traktować swojej charytatywnej pracy zadaniowo, pewnie nie dałabym rady znieść tego wszystkiego. Najbardziej przeraża mnie, że większość z ludzi, którzy krzywdzą zwierzę, w ogóle nie mają tej świadomości. Stoimy nad psem, który w “misce” ma torebki ekspresowej herbaty i skórki pomidora… Stoimy razem z właścicielem tego psa, zadajemy pytanie, czy to jest jedzenie dla psa, a on nie widzi w tym nic złego… Wówczas wiem, że muszę tego psa zabrać, bo brak świadomości jego opiekuna jest dla tego psa wyrokiem. Ludzie mają psy za alarm, za odstraszenie złodzieja, za rzecz. A przecież to człowiek udomowił psa i jest mu winien szacunek, co zapewnia marna, bo marna, ale jednak ustawa o ochronie praw zwierząt. Dlaczego ludzie traktują zwierzęta aż tak źle? Z moich obserwacji wynika, że to niestety z wychowania, mentalności, braku wrażliwości i świadomości.
  • Jak wygląda taka typowa interwencja w sprawie zwierząt? Jak przebiega?
  • Nie ma typowych interwencji. Każda jest inna, czasem bezzasadna, wynikająca ze złośliwości sąsiedzkich, co jest karygodne, bo przecież, po pierwsze, my naprawdę robimy to charytatywnie, paliwo kupujemy za pieniądze od darczyńców i jedziemy czasem kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów po to, by sprawdzić zasadność zgłoszenia, a okazuje się, że pies śpi na kanapie… A w tym czasie moglibyśmy pomóc innemu psu, który naprawdę potrzebuje pomocy. Wszystkie interwencje realizujemy przecież społecznie, w swoim czasie wolnym, po pracy, kosztem naszego prywatnego życia.
    Najważniejsze podczas interwencji jest realnie pomóc psu. Zawsze staramy się ocenić sytuację zgodnie z dobrem psa, ale też literą prawa. Czasem serce nam pęka, bo ustawa o ochronie praw zwierząt, którą się kierujemy, jest tak naprawdę nieegzekwowalna, bo jak mamy udowodnić, że pies jest spuszczany z łańcucha co 12 godzin? Skupiamy się na edukacji opiekuna, jednak kiedy widzimy brak woli współpracy, totalny brak zainteresowania losem własnego psa, brak woli udzielenia pomocy weterynaryjnej, czyli brak woli poprawy warunków bytowania tego psa, zmuszeni jesteśmy podjąć kroki zmierzające do odbioru psa.
    Jako inspektorzy organizacji prozwierzęcej mamy prawo, które gwarantuje nam to ustawa, odebrać zwierzę, jeżeli istnieje zagrożenie jego życia lub zdrowia. Korzystamy z tego w przypadkach wyżej wymienionych. Naszym celem jest, by pies był wreszcie szczęśliwy.
  • Jaka była najbardziej pamiętna interwencja?
  • Wiele interwencji jest pamiętnych, najbardziej jednak w pamięci mi utkwiła interwencja w pseudohodowli w jednej z wiosek pod Szamotułami, gdzie zgłoszenie było jak najbardziej zasadne, wiedzieliśmy, że w komórkach są psy, wiedzieliśmy, że jest ich dużo, słyszeliśmy ich pisk jakby wołający o pomoc, a właściciele posesji przez 6 godzin z nami walczyli, zabraniając wejścia na posesję. W takich sytuacjach wzywamy policję. W tym przypadku jednak i to nie zadziałało. Musieliśmy zwrócić się do Prokuratury o nakaz. Czekaliśmy 3 miesiące na decyzję… To było upalne lato. Dzień w dzień myślałam o tych psach, spragnionych kropli wody, wyjścia z ciemnych komórek. Pamiętam, że błagałam właścicielkę posesji, by jeśli nie chce nas wpuścić, chociaż nalała tym psom wody. Prosiłam ze łzami w oczach kilkakrotnie, a ta niewzruszona siedziała w ogrodowym fotelu i nie reagowała na moje błaganie. Po trzech miesiącach z trzema jednostkami policji i nakazem prokuratora oraz kynologiczną biegłą sądową weszliśmy i zabraliśmy prawie 40 więzionych w przerażających warunkach psów. Mogłabym wymienić jeszcze kilka, gdzie istniało bardzo realne zagrożenie naszego życia i zdrowia, jednak w takich chwilach nic się dla nas nie liczy, jak wyrwać psa z piekła.
  • Jakie psy najbardziej zapadły Pani w sercu? Każdy uratowany czworonóg cieszy, ale zawsze jest jakieś NAJ…
  • To prawda, każdy uratowany czworonóg cieszy. Jednak oczywiście najbardziej te uratowane z takich naprawdę skrajnych warunków. Takim psem niewątpliwie był Baron, staruszek, owczarek niemiecki umierający w oddalonym przedziwnym, strasznym kojcu. Zapomniany, stary, zaniedbany do granic możliwości. Ten pies naprawdę wolałby umrzeć. Miał ok 12-14 lat. Zabraliśmy go oczywiście, znaleźliśmy cudowny dom, jednak piesek ze starości po 4 miesiącach umarł. Kolejny pies, King – reproduktor z pseudohodowli, olbrzymi American bulli XL, który 8 lat nie był wypuszczany z klatki, a głowę miał całą w ranach od prętów. Fantastyczny pies, wyadoptowaliśmy go do cudownego domu, gdzie w szczęściu żył jeszcze 14 miesięcy. Balbinka pitbull, która więziona w mieszkaniu była zapładniana co cieczkę, rodziła, czterotygodniowe szczenięta były sprzedawane, a Balbinka do kolejnej cieczki wegetowała nie wychodząc nigdy z domu. Dziś żyje szczęśliwa ze swoją cudowną rodziną podobnie jak Nora, suka z pseudohodowli, wycieńczona ciągłymi porodami, którą wraz z 45-cioma psami odbieraliśmy z pseudohodowli. Nora w swoim nowym domu musiała przejść szereg zabiegów medycznych, by móc żyć w zdrowiu i bez bólu. Elza z raną otwartą wielkości ludzkiej dłoni, gdzie właściciela nie mogły poskromić trzy jednostki policji, gdzie istniało realne zagrożenie naszego życia, ponieważ właściciel psa był bardzo agresywny. Po kilku godzinach udało nam się odebrać Elzę i pomóc jej. Żyje szczęśliwie z cudowną rodziną.
  • To, co Pani opisuje, powinno być wiadome ludziom, kupującym rasowe psy. Ale właśnie oni wcale nie chcą wiedzieć, z jakich warunków pochodzi ich pies, byle był tani i z logo. I koniecznie modny. Dlaczego właściwie ludzie kupują psy zamiast je adoptować? Dlaczego zamiast pomóc bezdomnemu psu z Fundacji czy schroniska wybierają to kupowanie z pseudo/hodowli? Kupowanie, zwłaszcza modnych ras, to napędzanie bezdomności zwierząt, bo tyle jest tych bezdomnych, więc po co napędzać produkcję kolejnych psów? Czy nie lepiej uratować bezdomne zwierzę niż dawać zarobić producentowi psów? Dlaczego ludzie nie myślą w takich właśnie kategoriach – żeby pomagać? Wolą snobistyczne modne rasy… Chcą sami czuć się lepsi, jacyś „bardziej rasowi” poprzez logo swojego psa?
  • Po pierwsze, moda na określoną rasę, to coś, co obserwujemy z przerażeniem. Po drugie, uleganie dziecku, które chce pieska, to chyba przeraża nas jeszcze bardziej. Po trzecie, ludzie często uważają, że pies po przejściach jest niebezpieczny. Osobiście uważam, że większość argumentów jest tylko pretekstem, by nie adoptować, a kupić coś, co nam się zwyczajnie podoba. Dlatego tak ważne jest, by edukować dzieci, by wpajać im, że tak wiele psów jest bezdomnych i potrzebujących domu
  • A jaki człowiek, właściciel zwierzęcia, najbardziej zapadł w pamięci? Ten, który gonił z siekierą za samochodem? Ten, który opluwał i wulgarnie wyzywał, który wygrażał i straszył?
  • Podczas interwencji staramy się zawsze zachować najwyższe standardy kultury osobistej, mimo iż to co zastajemy, przyprawia nas bardzo często o autentyczny szok. Utrzymać emocje na wodzy to nie lada wyzwanie, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, dodatkowo bardzo kochamy zwierzęta, więc to, co zastajemy w miejscu interwencji, jest dla nas wyjątkowo przykre i szokujące, a spokój musimy zachować, by nie eskalować konfliktu, a jak najszybciej udzielić pomocy psu. To naprawdę nie jest łatwe zadanie. Spotykamy się z bardzo różnymi ludźmi i niestety, częściej są to ludzie, którzy nie rozumieją, jaką krzywdę wyrządzają zwierzęciu, a co za tym idzie, w nas widzą wrogów. Często zaczynają być niegrzeczni, a nawet agresywni. Doświadczamy tego nagminnie. Jesteśmy obrażani, straszeni, a nawet narażeni na utratę zdrowia i życia. Musimy postępować bardzo ostrożnie, ponieważ interwencję przeprowadzamy często na wsiach, gdzie na posesji bez problemu ludzie ci mogą sięgnąć po leżące pod ręką widły, siekiery czy inne niebezpieczne narzędzia. Pamiętam sytuację, gdzie mężczyzna popchnął moją koleżankę na przyczepę, z której wystawał ogromny pręt. Nigdy nie zapomnę mojego przerażenia widząc centymetry dzielące ten pręt od jej głowy. Dosłownie po chwili chwycił za widły, a na koniec postanowił wypuścić na nas byki ze stodoły. Tam było naprawdę niebezpiecznie. Trzy jednostki policji nie mogły sobie poradzić, a my jedyne, o czym myślałyśmy, to że musimy pomóc temu psu… Pamiętam też mężczyznę, który nie wpuścił nas na posesję, po czym uśpił swojego psa, myśląc, że w ten sposób uniknie odpowiedzialności. Ten mężczyzna nie używał przemocy względem nas, ale brak jakiejkolwiek skruchy, tupet, a nawet duma ze swojego czynu stoi mi przed oczami po dziś dzień. Oczywiście groźby pod naszym adresem są nieodłącznym elementem naszej charytatywnej pracy.
  • Wolontariat prozwierzęcy jest trudny, bo zwykle ci, którzy zaniedbują czy maltretują zwierzęta są umocowani w określonym układzie społecznym. Jak zeznawać przeciwko sąsiadowi albo znajomemu ze wsi? Okrutnicy często też pełnią ważne funkcje społeczne, są bogaci, dobrze sytuowani w drabinie „ważności miejscowej”… Trzeba stawić czoła takiemu układowi lokalnemu…
  • Dla nas nie ma znaczenia jaką funkcję społeczną pełni człowiek, ważne jest dla nas by sprawdzić zasadność zgłoszenia. Często zdarza się, że sołtys wsi jest zgłaszany, zdarzyło nam się też kilkakrotnie, że na terenie parafii pod opieką księdza znajduje się głodzony i zaniedbany pies. Oczywiście interweniujemy. Nie ma taryfy ulgowej dla nikogo. Najważniejszy jest dla nas pies, któremu musimy pomóc.
  • Założyła też Pani „Azyl Psia Przystań”. Właśnie mija od tego dnia dwa lata. Czym stało się to miejsce?
  • Tak, „Azyl Psia Przystań” to miejsce, które urodziło się z moich marzeń. Ponieważ kocham marynistyczne klimaty, szanty, a i metaforycznie uważam, że to fajnie komponuje z przypłynięciem psa, zacumowaniem na chwilę – przystanią, po czym wypłynięcie w piękny życiowy rejs do swojego nowego domu, nowego życia. Tak sobie to wymyśliłam. Azyl powstał z niczego i nadal powstaje. Stara stodoła wołająca na każdym kroku o remont, kawałek ziemi i tyle. Tylko dzięki ludziom dobrej woli, którzy wpłacają datki na konto fundacji „Azyl Asia Przystań” mogę realizować prace polegające na przystosowaniu tego miejsca do psich potrzeb. To miejsce, gdzie trafiają psiaki poturbowane przez życie. Zabezpieczamy je, dajemy dach nad głową i opiekę. Finansowo psy zabezpieczają dwie fundacje, natomiast zadaniem fundacji „Azyl Psia Przystań” jest dbanie o dobre warunki bytowania, co generuje bardzo duże koszty, ale nie przejmuję się tym, jakoś dajemy radę dzięki ludziom dobrej woli. Robimy wszystko, by do czasu znalezienia prawdziwego domu psy, które do nas trafiają, zaznały w azylu spokoju i szczęścia. To tzw. dom tymczasowy, właśnie dlatego tak to nazwałam “przystań”. Co najbardziej mnie cieszy, to fakt, że ludzie którzy trafiają do nas tak naprawdę w dużej większości stają się naszymi przyjaciółmi i już zostają. Nazywają to miejsce azylem nie tylko dla psów, ale w efekcie i dla ludzi, co niezwykle raduje moje serce. Wierzę, że z mojej szczerej pasji to miejsce kiedyś rozkwitnie tak na 200%, na razie jest na 10%, ale naprawdę mnie to nie przeraża, a wręcz cieszy każda choćby malutka zmiana.
  • Czy wierzy Pani, że uda się zakończyć to okrucieństwo wobec zwierząt w Polsce, czy to jest możliwe?…
  • Czy uda się zakończyć w Polsce okrucieństwo wobec zwierząt? Najbardziej podcinają nam skrzydła sytuacje, w których naprawdę narażamy swoje życie, żeby ratować psa, udaje nam się to zrobić, natomiast dalej za ukaranie człowieka, który dopuścił się znęcania nad zwierzęciem odpowiadamy już nie my, a inne organa i tu spotykamy się ze skandalicznie niskimi wyrokami. Zmierzam do tego, że dopóki w Polsce nie zmieni się prawo, nie zmieni się ustawa o ochronie praw zwierząt, to tak naprawdę walczymy z wiatrakami.
  • A ja się najbardziej zastanawiam, jak można żyć po tym wszystkim, co się zobaczyło, czego było się świadkiem, czego się doświadczyło? Te rany na psich ciałach, te łańcuchy wżarte do kości, te głodne, pobite, zmaltretowane bezbronne i przerażone istoty na czterech łapach… Tyle cierpienia, okrucieństwa, zła, tyle bezradności wobec systemu, który wspiera sadystów, zadających zwierzętom cierpienie… Jak można z tym żyć? Jak można być szczęśliwym wiedząc, widząc na własne oczy, szalone i bezbrzeżne okrucieństwo tego świata?…
  • To prawda, poradzić sobie emocjonalnie z tym, co się zobaczyło, nie jest łatwe, natomiast dużym egoizmem byłoby zaprzestania działań z uwagi na własną niemoc. Wprawdzie do tego się nie da przyzwyczaić i za każdym razem przeżywamy to od nowa i bardzo, jednak na piedestale naszych działań zawsze stawiamy psa, nie siebie. Powiem szczerze, że wręcz denerwują mnie ludzie którzy mówią “ja bym tak nie mógł”, to tak jakby mi powiedzieć, że jestem niewrażliwa, bo ja mogę. Myślę, że gdyby każdy z nas, wolontariuszy, miał przede wszystkim na względzie siebie, to nikt z nas by nie pomagał tym psom i co wtedy?… Jesteśmy ludźmi, zawsze sobie poradzimy, jeśli ktoś by nas uwiązał na łańcuchu, to się odepniemy, jeżeli jesteśmy głodni, to zawsze zdobędziemy jakiś posiłek, a taki pies na łańcuchu co ma zrobić?… I co ja mam mu powiedzieć stojąc nad nim “przepraszam cię, ale nie radzę sobie z tym, co widzę emocjonalnie i muszę zaprzestać pomagania”? To nie jest zgodne z moim sumieniem i choćbym miała to przypłacić najwyższą ceną, to zawsze będę ratować psy.
  • Dziękuje za rozmowę.

Pytania zadawała P.M. Wiśniewska

Część spraw opisywanych przez A. Tołwińską w wywiadzie zostało opisanych – zakładka – Zwierzęta i my

Fot.: archiwum prywatne A. Tołwińska / Facebook

Zdjęcia przedstawiają uratowane psy, zwykle suki zarodowe z pseudohodowli, psy trzymane w niewłaściwych warunkach, głodne i chore, grupę interwencyjną WIOZ oraz bohaterkę wywiadu

435192274_1175028100601263_3117300637324376242_n 435250235_1175026160601457_85290270938479800_n 434992850_1175026060601467_6261630260737081023_n 435073862_1175026247268115_6856210159000786312_n 441067226_1195759031861503_1927976587020950014_n 435279436_1175025370601536_5348803266480802918_n 434997563_1175027850601288_7572852002145465506_n 423481133_1175027593934647_8817398122969162022_n 435006125_1175027330601340_6504314046156210860_n 435118369_1175026493934757_1199013259721672715_n 435096220_1175026627268077_8392437607572767731_n 435002937_1175026810601392_889284370540306571_n

Każdy, kto kupuje psa modnej rasy, powinien wiedzieć, jak są “produkowane”, w jakich warunkach spędzają całe życie suki zarodowe.

427891657_1177639203673486_1664273919680399949_n

Ten pies uratowany z działek, nie miał budy, a trzymany był na dworze nawet w 20-stopniowych mrozach, znalazł cudowny dom, jemu się udało, bo ktoś zauważył jego cierpienie

435068511_1175026363934770_9181639900428104996_n 441587131_1201775671259839_3609712681808143509_n 434992777_1175025490601524_8523731870649396240_n 444781932_1201952401242166_8766522053496705631_n 434994877_1175025970601476_6385004903034563360_n 435087707_1175024727268267_5851967605397733301_n

Psy z interwencji, zwykle z wiejskich gospodarstw, oraz grupa interwencyjna WIOZ

Przechwytywanie 2 3 4 5 445782097_1204594287644644_3047716651644804623_n 441474191_1202770844493655_3377622109741139664_n

A to Agnieszka Tołwińska, uratowane psy i jej Azyl “Psia Przystań”

A może chcesz pomóc?

454728259_8165968016775368_8089188564672662236_n  442409803_8165968460108657_2594999262023282039_n

 

 

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *