Gmina Suchy Las: Potrącona przez auto suczka – umorzona sprawa

Radosna, przyjazna ludziom suczka Sara zostaje potrącona przez samochód. Sprawcą jest opiekun, który jednak nie udziela swojej podopiecznej pomocy. Sara cierpi przez wiele dni. Sprawca nie poniesie żadnych konsekwencji – sprawa zostaje umorzona na wniosek… policji. Sara ma jednak szczęście, bo w jej ratowanie angażuje się wielu dobrych ludzi.

Pani P. ma domek na terenie Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Złotniki”, w gminie Suchy Las. Ma tam też sąsiadów, państwa L. Sąsiedzi do niedawna mieli Sarę, leciwą już suczkę rasy husky. Dziś Sara ma już innego opiekuna i mieszka w okolicy Puszczy Zielonki. Jak do tego doszło?

– Suczka nie miała źle – ocenia pani P. – Nie miała wprawdzie budy, ale biegała luzem, miała jedzenie i dostęp do wody, była miła i przyjazna wobec wszystkich.

Nieszczęśliwy wypadek

Pod koniec ubiegłego roku, jakieś dwa tygodnie dni przed Wigilią świąt Bożego Narodzenia pan L. spieszy się do sklepu. Wsiada do samochodu, odpala i rusza. Przypadkiem potrąca Sarę, która przewraca się, zaczyna się szamotać i głośno piszczeć. Wyraźnie każda próba ruchu sprawia jej ból.

Pomimo to sprawca potrącenia nie zostaje przy suczce, nie udziela jej pomocy. Ponownie wsiada do samochodu i odjeżdża. Pies tymczasem przez dłuższy czas skomli. Jak się potem okazuje, Sara ma uszkodzone biodro. Pani P. lubi psy. Przedłużające się skomlenie mocno ją niepokoi. Decyduje się interweniować.

– Podeszłam do sąsiadki i wyjaśniłam, że musi jechać z psem do weterynarza – relacjonuje pani P. – Sąsiadka odmówiła jednak stanowczo. Stwierdziła, że nie jest to konieczne, że nie ma czasu, że zbliżają się święta.

Nieudzielenie pomocy

W tej sytuacji nasza rozmówczyni sama chce zadzwonić do weterynarza.

– Pani L. kategorycznie zakazała mi tego jednak czynić – nie kryje zaskoczenia pani P. – Nie chciała zresztą kontynuować już ze mną rozmowy. Po prostu sobie poszła – wspomina z niedowierzaniem.

– Byłam świadkiem całej tej sytuacji – dodaje pani Róża (imię na prośbę bohaterki zmienione), również mająca działkę w Złotnikach. –Skowyt był straszny. Pies nie mógł się nawet ruszyć, żeby nie piszczeć z bólu. Sama nie wiem, dlaczego ci państwo nie chcieli zawieźć psa do lekarza. Pewnie z jednej strony taka mentalność; oboje pochodzą z małej wioski chyba gdzieś na Warmii. No wie pan, takie myślenie, że to tylko pies, jakoś się wyliże. A z drugiej strony mogło też chodzić o brak kasy…

Ostatecznie panie P. i Róża proszą o interwencję Grażynę Sykałę, prezes ROD. Interwencja dochodzi do skutku.

– Nie słyszałam wprawdzie skomlenia, ale widziałam że Sara cierpi, leży na ziemi, ma trudności z poruszaniem się. Porozmawiałam o tym z państwem L. – relacjonuje w rozmowie z nami prezes Sykała. – Obiecali zawieźć pieska do weterynarza. Moim zdaniem to nie są źli ludzie, tylko niekoniecznie bardzo majętni. Zapewne obawiali się, że leczenie nie będzie tanie. Mieli nadzieję, że pies jakoś sam dojdzie do siebie. Mentalność to inna sprawa. Tej przyczyny też nie wykluczam.

Akcja informacyjna

Pani prezes podkreśla jednak, że kiedy suczka była zdrowa, biegała swobodnie, była radosna, cieszyła się na widok opiekunów.

– Pani L. lubi zwierzęta, widziałam, że dokarmia koty – przedstawia argument.

Nasza rozmówczyni wyraża także żal, że zarządzane przez nią ogrody działkowe kojarzyć się teraz mogą z takim, a nie innym zdarzeniem.

– Zastanawiam się nad jakąś akcją informacyjną wśród działkowców odnośnie właściwego traktowania zwierząt – wyjawia nam.

– Po rozmowie z panią prezes moi sąsiedzi faktycznie zabrali gdzieś psa samochodem – potwierdza pani P. – Ale chyba jednak nie do lekarza, bo po ich powrocie nic się nie zmieniło.

Na święta nasza rozmówczyni wyjechała na kilka dni.

– Z tego co słyszałam, sąsiedzi też w tym czasie byli w mieście – mówi nam. – Sara została na działce i cały czas cierpiała.

– Sama już chciałam dzwonić na policję, bo nie dało się słuchać skomlenia – dodaje pani Róża. – Ostatecznie jednak pani prezes zawiadomiła straż gminną.

– A my skontaktowaliśmy się z Urzędem Gminy oraz z wolontariuszami z fundacji zajmującymi się czworonogami –informuje nas komendant straży Marek Dłużewski. – Sam mam psa, więc jestem wyczulony na krzywdzenie zwierząt.

Sporadyczne sytuacje

Nasz rozmówca zapewnia, że podobnych sytuacji w gminie Suchy Las nie ma dużo. Zdarzają się, ale sporadycznie.

– Nasi mieszkańcy nie są obojętni na los zwierząt – podkreśla komendant Dłużewski. – Zdarza się, że zgłaszają podejrzane w ich odczuciu sytuacje, bo np. widzą, że pies na podwórku leży i się nie rusza. Po sprawdzeniu często okazuje się jednak, że pies jest wprawdzie schorowany, ale znajduje się pod opieką weterynarza.

Komendant dodaje w tym miejscu, że jeśli straż rzeczywiście trafi na przypadek znęcania się czy też zaniedbania, strażnicy nie bagatelizują tego, tylko doprowadzają sprawę do końca.

– W tym przypadku wolontariuszka z jednej z fundacji zajmujących się opieką nad zwierzętami wskazała osobę chętną do dokonania adopcji Sary – zaznacza Marek Dłużewski.

– Podobne sytuacje zdarzają się u nas może kilka razy w ciągu roku – potwierdza słowa komendanta wójt Grzegorz Wojtera. – W tym przypadku po uzyskaniu informacji o zdarzeniu nasi strażnicy udali się na miejsce. Sprawa była o tyle oczywista, że dotychczasowy opiekun zwierzęcia nie próbował ukrywać faktu, że jest sprawcą.

Nasz rozmówca dodaje, że gmina zapewniła leczenie suczki w klinice weterynaryjnej i wstępnie opłaciła koszty tegoż leczenia.

– Natomiast sprawca wyraził gotowość do zwrotu tychże kosztów – zaznacza wójt. – Cieszę się, że dotychczasowi opiekunowie nie próbują uciec od odpowiedzialności.

Zbierają materiał

Gmina zawiadomiła też o całej sytuacji policję.

– 31 grudnia otrzymaliśmy zgłoszenie z Urzędu Gminy, że w jednym z domków w ogródkach działkowych w Złotnikach miała miejsce interwencja strażników gminnych – potwierdza starszy sierżant Marta Mróz z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. – W trakcie interwencji policjanci zabrali z terenu działek, a następnie zaopiekowali się psem rasy husky. Obecni na miejscu strażnicy ocenili, że pies potrzebuje pomocy lekarza weterynarii.

Funkcjonariuszka policji dodaje, że pomoc ta została udzielona, zaś zwierzę zostało zawiezione do przychodni weterynaryjnej na terenie gminy, gdzie przeprowadzono leczenie. Obecnie pies wraca do zdrowia, a jego stan jest dobry.

– Natomiast policjanci wszczęli postępowanie – informuje Marta Mróz.

Na jakim jest etapie?

– Na razie funkcjonariusze zbierają materiał dowodowy, który pozwoli na ocenę sytuacji i ewentualne stwierdzenie, czy doszło do przestępstwa – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Poprawa zdrowia

W pomoc Sarze zaangażowały się też wolontariuszki z fundacji prozwierzęcych. Katarzyna Szmajter współpracuje z kilkoma fundacjami w tym m.in. z Mondo Cane i Bahati.

– Bahati może przyłączyć się do postępowania jako tzw. czynnik społeczny – informuje nas pani Katarzyna. – Natomiast suczka trafiła pod opiekę doktora Szymona Szymczaka z przychodni weterynaryjnej na osiedlu Grzybowym w Złotnikach. – Osobiście mnie to bardzo cieszy, bo doktor Szymczak to nie tylko bardzo dobry lekarz, ale i dobry człowiek. Zresztą Sara ma po wypadku szczęście do dobrych ludzi, bo w pomoc dla niej bardzo zaangażowali się także pani prezes Sykała i pan komendant Dłużewski. Wyjątkowe, cudowne osoby – chwali wolontariuszka.

– Leczenie, za które zapłaciła gmina, trwało około dwóch tygodni – informuje nas lekarz weterynarii Szymon Szymczak z przychodni VET-MED. – W wyniku leczenia zdrowie Sary znacznie się poprawiło, idzie ku lepszemu. Można powiedzieć, że ogólny stan suczki jest średni; Sara nieznacznie utyka. Po psie widać było oznaki zaniedbania, jeśli chodzi o pielęgnację zewnętrzną – wylicza lekarz.

Więcej szczegółów nasz rozmówca nie chce podać. Nie odpowiada też na pytanie, czy zwierzę przeżyłoby bez interwencji medycznej. Lekarz potwierdza za to słowa wójta i komendanta.

– Współpracuję z kilkoma fundacjami i trafiają do mnie psy zaniedbane, ofiary znęcania – zaznacza. – Są to zwierzęta z różnych gmin w powiecie poznańskim, jednak z gminy Suchy Las rzadko.

Nad Wartę warto

No dobrze, a dalsze losy Sary?

– Suczkę adoptowali ludzie mieszkający w innej gminie – mówi Paulina Biela z fundacji Sfora Husky. – Ludzie sprawdzeni, którzy kochają psy rasy husky i znają się na opiece nad nimi – chwali.

– Chciałem wziąć kolejnego psa tej rasy i pani Paulina Biela namówiła mnie właśnie na tę suczkę – potwierdza pan Krzysztof, obecny opiekun Sary. – To niemłody już, plus minus czternastoletni piesek, ale przekonał mnie argument, że jeśli jej nie wezmę, trafi do schroniska. A tam byłoby jej przecież ciężko. U mnie Sara ma do dyspozycji działkę o powierzchni 3 tys. m2. Mamy kilkaset metrów do Warty, jest gdzie spacerować. Pies powoli dochodzi do siebie, złamana kość miednicy się zrasta.

Czy suczka będzie w pełni sprawna?

– Trudno powiedzieć – waha się pan Krzysztof. – Widać natomiast, że Sara chyba nigdy nie była czesana – kręci głową. – Jej sierść to kołtuny. Będę musiał ją ogolić – zapowiada.

Wróćmy na teren ogrodów działkowych w Złotnikach. Przypomnijmy, że pies został dotychczasowym opiekunom odebrany na skutek interwencji sąsiadek.

Prawo do milczenia

Czy to oznacza koniec relacji dobrosąsiedzkich i początek waśni?

– Pan L. już w sylwestra groził, że mnie wykończy, zlikwiduje, wywali z działek – wylicza pani P. – Używał przy tym wulgaryzmów i słów mocno obraźliwych. Nie czułam się po takich groźbach bezpiecznie, więc poinformowałam o nich policję.

– Tak, były różne pogróżki po pijaku – potwierdza pani Róża. – Moim zdaniem jednak pan L. to człowiek, który dużo mówi – zastanawia się głośno. – Bardziej jest skłonny do wypowiadania takich gróźb niż do tego, żeby rzeczywiście umyślnie wyrządzić komuś fizyczną krzywdę – wyraża przekonanie.

– Był zdenerwowany, ale to nie jest zły człowiek. Porozmawiam z nim – obiecuje prezes Grażyna Sykała.

Nam udaje się tymczasem dodzwonić do pani L., dotychczasowej opiekunki suczki. Kiedy wyjaśniamy, że dzwonimy w sprawie Sary, pani L. zastanawia się dość długo.

– Nie, nie chcę o tym rozmawiać – odpowiada nam wreszcie.

Umorzenie potwierdza statystyki

Po jakimś czasie kontaktujemy się ponownie z Komendą Miejską Policji w Poznaniu. Pytamy, czy zapadła już może jakaś decyzja w sprawie dotychczasowych opiekunów, którzy nie udzielili potrąconemu zwierzęciu pomocy.

– Owszem, postępowanie zostało umorzone – informuje starsza sierżant Marta Mróz.

Dlaczego?

– Bo nie stwierdzono popełnienia przestępstwa – mówi krótko nasza rozmówczyni.

Czyżby? Potrącenie nie było celowe, ale nieudzielenie pomocy było już świadomym zaniechaniem. Z zeznań bezpośrednich świadków zdarzenia wynika, że suczka leżała na ziemi przez kilka dni. Cierpiała. Doczekała się pomocy dopiero wtedy, kiedy na miejscu pojawili się strażnicy miejscy.

Na zachowanie opiekunów na pewno wpłynęły różne okoliczności, w tym i okoliczności łagodzące. Ale to już kwestia ewentualnego wymiaru kary.

Dlaczego zatem policja sprawę potraktowała tak lekko?

Z książki „Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik” pióra adwokatki Karoliny Kuszlewicz wynika, że przemoc wobec zwierząt bywa przez organy państwa lekceważona. W latach 2012-2014 zaledwie w 20 proc. spraw organy ścigania wniosły akty oskarżenia. A jeśli już zapadają wyroki, kary są najczęściej stosunkowo mało dotkliwe.

Z obserwacji wynika, że świadomość społeczna w tej kwestii (a funkcjonariusze organów ścigania czy pracownicy wymiaru sprawiedliwości także są częścią społeczeństwa) powoli, ale stopniowo w naszym kraju rośnie i kary są coraz dotkliwsze. Ale jest to wyłącznie moje subiektywne odczucie jako autora artykułu. Umorzenie postępowania w sprawie dotychczasowych opiekunów Sary nie napawa, niestety, optymizmem.

Nowe życie Sary

A co się dzieje u nowego opiekuna? I u samej Sary?

Do pana Krzysztofa zadzwoniliśmy ponownie po upływie kilku miesięcy.

– Jeśli chodzi o złamane biodro, pies wydobrzał: biega, skacze – informuje nas mężczyzna. – Jednak jest już w podeszłym wieku i pojawiają się inne problemy. Było kilka ataków padaczkowych. Suczka dostaje łagodne leki przeciwpadaczkowe. Tak czy inaczej Sara zostanie już ze mną do końca życia – zapewnia.

 

Dlaczego ludzie krzywdzą zwierzęta?

drKarolinaKrysinska dr Karolina Krysińska, psycholożka

Z psychologicznego punktu widzenia nie można wydawać ocen, „diagnozować” czy interpretować zachowania nie znając szczegółów i bez rozmowy z konkretną osobą. Choć okrucieństwo wobec zwierząt nie jest, niestety, nowym zjawiskiem, psychologia nadal poszukuje odpowiedzi na pytania o szczegółowe mechanizmy i metody zapobiegania okrutnemu zachowaniu.

Okrucieństwo wobec zwierząt to społecznie nieakceptowane zachowanie, spowodowanie w zamierzony sposób niepotrzebnego bólu, cierpienia, stresu i/lub śmierci zwierzęcia. Ta definicja obejmuje zarówno aktywne fizyczne okrucieństwo, jak i bardziej pasywne formy, tak jak w tym przypadku zaniedbanie.

Jeden z proponowanych psychologicznych mechanizmów nawiązuje do sposobu spostrzegania zwierząt. Na przykład nieakceptowanie zachowania zwierzęcia, jak np. załatwienie potrzeby fizjologicznej w domu, może być przez sprawcę postrzegane jako celowe „robienie na złość, wymagające kary”. Ludzie mogą również wierzyć, że zwierzęta to przedmioty – nie czują i nie myślą jak ludzie, nie ma wiec mowy o cierpieniu. Może to też być poczucie wyższości – zwierzę jest mniej wartościowe niż człowiek, a więc człowiek ma prawo do „egzekwowania” swoich praw, łącznie z przemocą lub zaniedbaniem.

Psychologia wskazuje, że pozytywna korelacja pomiędzy poczuciem empatii wobec ludzi i zwierząt, jest najbardziej widoczna w przypadku zwierząt traktowanych jako domownicy. Korelacja ta jest o wiele słabsza w przypadku zwierząt postrzeganych jako szkodniki lub zwierząt gospodarskich.

Psychologia wskazuje również na związek między okrucieństwem wobec zwierząt i okrucieństwem wobec innych ludzi. Na przykład statystycznie osoby znęcające się nad zwierzętami są bardziej skłonne do znęcania się lub zastraszania (bullying i cyberbullying) innych. Ponadto dorośli, którzy popełniają akty agresji, często maltretowali lub zaniedbywali zwierzęta będąc dziećmi.

Krzysztof Ulanowski

Na zdjęciu: Dwa lata przed tragicznym wydarzeniem – suczka Sara, która dwa tygodnie leżała zimą w ogrodzie po potrąceniu przez auto; właściciele nie zawieźli psa do weterynarza, zostawili na mrozie, wyjechali sobie na święta; policja nie dopatrzyła się naruszenia ustawy o ochronie praw zwierząt…

sara

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *