Zwierzęta w potrzebie: Ważne, żeby służby widziały zainteresowanie społeczeństwa

Co robić, kiedy na czyjejś posesji widzimy zaniedbanego, wygłodzonego psa ze sterczącymi żebrami? Na pewno nie odwracać wzroku, nie myśleć, że ktoś może się tym zajmie. Bo psa mogły widzieć przed nami dziesiątki osób i pomyśleć dokładnie to samo. Zatem to my bądźmy tym kimś. I nie lękajmy się.

Dwa lata temu na terenie Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Tęcza” w Złotnikach jedna z działkowiczek dowiedziała się o wychudzonym, zaniedbanym psie przebywającym w domku na jednej z działek i bardzo rzadko wypuszczanym.

– Sam fakt, że pies prawie nie wychodzi, jest bardzo niepokojący – podkreśla. – O psie mówiły mi dwie inne osoby z działek, które zadzwoniły w tej sprawie na Straż Gminną czy policję, lecz bez oczekiwanego efektu – mówi z dezaprobatą.

Działkowcy nie sygnalizowali

Nasza rozmówczyni sama więc zadzwoniła na policję w Suchym Lesie. Tym razem troje funkcjonariuszy przyjechało niemal natychmiast. „Opiekunka” psa nie chciała otworzyć mundurowym drzwi. Obecny podczas interwencji sąsiad potwierdził, że sytuację zna, że pies wygląda na zagłodzonego, zaniedbanego, prawie nie wychodzi. Ostatecznie policjanci odebrali psa, który trafił do Schroniska dla Zwierząt w Skałowie.

Zwróciliśmy się wtedy z pytaniem do kierownictwa ROD „Tęcza”, czy wiedzieli, że na ich terenie przebywa zaniedbany pies, a jeśli tak, czy rozmawiano z opiekunką psa, ewentualnie powiadomiono Straż Gminną lub policję.
W odpowiedzi otrzymaliśmy wówczas od wiceprezesa zarządu Szymona Hirta e-maila następującej treści:

„Zarząd ROD ‘Tęcza’ w Złotnikach nie posiadał informacji o sytuacji i stanie psa (…). Nie mieliśmy żadnych sygnałów od działkowców, ani tez żadnej informacji od Straży Gminnej o przeprowadzonej interwencji. Z naszej strony pragniemy nadmienić, że nasz ROD ma podpisaną umowę z gminą o wolontariacie, na podstawie której zajmujemy się dokarmianiem i opieką nad zwierzętami wolno żyjącymi. W tym roku zarząd ze środków własnych zakupił preparaty przeciwpchlowe, przeciwkleszczowe oraz środki odrobaczające dla kotów znajdujących się na naszym ogrodzie. Koty są także łapane i sterylizowane. Na wielu działkach i na terenie ROD znajdują się także budki dla kotów. Zatem nam jako zarządowi Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Tęcza” nie jest obojętny los zwierząt i gdybyśmy posiadali jakiekolwiek informacje na temat sytuacji psa, nie pozostawilibyśmy tego bez reakcji z naszej strony”.

Odpowiedź ta nie do końca nas zadowoliła, bo przecież pytaliśmy o konkretnego psa, a nie o koty, poza tym ROD „Tęcza” liczy raptem 250 działek i osoby z kierownictwa ROD, które z pewnością pobierają stosowne wynagrodzenie, powinny, naszym zdaniem, wiedzieć, co się na ich terenie dzieje.

Co dalej z psem?

Ważniejsze jednak, jaki był dalszy los zabranego w trybie interwencyjnym psa. Czy w ciągu dwóch ostatnich lat udało mu się znaleźć nową rodzinę, lepszy dom? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Porozmawialiśmy w tej sprawie z Lidią Rychlewską, zastępczynią dyrektora Schroniska dla Zwierząt w Skałowie. Nasza rozmówczyni przeszukała kartoteki i potwierdziła, że dwa lata temu do placówki trafił duży, rudy pies w wieku ok. 12-13 lat.

– Pies był przyjazny i ze swej strony dawaliśmy sporo ogłoszeń, że poszukujemy dla niego domu – zapewnia Lidia Rychlewska. – Niestety, nie udało się doprowadzić do adopcji – ubolewa. – Dziś pies już, niestety, nie żyje, nie zdążyliśmy znaleźć mu domu.

– Adopcja zwierzęcia w podeszłym wieku nie jest zapewne łatwa? – pytamy.

– Różnie z tym bywa, my zawsze dokładamy starań, ale adopcja w późnym wieku niewątpliwie jest trudniejsza – kiwa głową zastępczyni dyrektora. – Z interwencji – najczęściej odebrane z małego kojca lub z łańcucha – trafia do nas sporo psów, m.in. w typie owczarka niemieckiego, które miały za mało ruchu i jako starsze zwierzęta mają zbyt małą masę mięśniową i problemy ze stawami. Jak wiadomo, problemy takie są dość typowe dla tej rasy. Takim schorowanym zwierzętom siłą rzeczy trudniej znaleźć nowe domy.

Niemniej czasem się udaje. Niedawno ze Skałowa do nowych rodzin pojechały psy w wieku 14, a najstarszym adoptowanym psem z tego schroniska była suczka w wieku 17 lat.

– A teraz szykujemy do adopcji ośmiolatka – podaje przykład nasza rozmówczyni. – To zawsze jest radość – nie tai. – W moim odczuciu zainteresowanie starszymi psami jest większe niż kiedyś. Ale też nie każda chętna rodzina powinna takiego psa otrzymać – zastrzega. – Starsze, schorowane zwierzęta mają inną podatność na bodźce, mniejszą potrzebę dłuższych spacerów czy żywiołowych zabaw. Mogą się nie odnaleźć w domach z małymi dziećmi i niekoniecznie nadają się na towarzyszy wypraw wakacyjnych czy wypadów w góry. To psy raczej dla domatorów.

Całe życie pod górkę

Pani dyrektor dodaje, że przed adopcją psy przechodzą badania weterynaryjne, schronisko dba też o stan psychiczny zwierząt. Pomagają wolontariusze. I na koniec dzieli się z nami pewną refleksją.

– Interwencje mają sens i widząc zaniedbane zwierzę, nie należy przechodzić obojętnie – podkreśla. – Czasem udaje się poprawić warunki życia psa, uświadomić opiekunów, wspomóc w opiece i pies zostaje w dotychczasowym domu. Jeśli nie ma możliwość i poprawy warunków i pies trafia do schroniska, to też jest to dla niego szansa na nowe życie.

Warto zwrócić uwagę, że problem zaniedbań dotyczy także młodych zwierząt, które w większości dość szybko znajdują nowe domy.

– Starsze psy, które przez większość życia były zaniedbane i żyły w gorszych warunkach, całe późniejsze życie mają pod górkę – zwraca uwagę. – Choć w schronisku, co też jest niewesołe, mają lepiej niż w dotychczasowych domach, przeszłość trudno odciąć grubą kreską, bo ta przeszłość za zwierzętami podąża i potrafi je dopaść także i w teraźniejszości. Starsze psy z interwencji często trafiają do schroniska schorowane, jak te owczarki, które mają problemy z chodzeniem. Oczywiście dobrze, że działają fundacje, które ratują te zwierzęta – zastrzega. – Na naszym terenie dużą liczbę interwencji zawdzięczamy Wielkopolskiemu Inspektoratowi Ochrony Zwierząt – podaje przykład.

Nasza rozmówczyni chyli czoła również przed wszystkimi, którzy biorą pod opiekę psy ze schroniska, zwłaszcza zwierzęta w podeszłym wieku.

– Mam bardzo duży szacunek do tych osób – podkreśla. – Choć w przypadku starszych psów decyzja o adopcji powinna być zawsze decyzją świadomą. Część oddawanych do adopcji starszych psów jest jeszcze sprawna fizycznie, a jednocześnie wymaga mniejszej liczby spacerów i aktywności fizycznych. Takie psy łatwiej znajdują domy, mogą stać się wspaniałymi towarzyszami rodziny czy osoby starszej. Ale bywają też zwierzęta wymagające specjalnej troski, bo mogą załatwiać się pod siebie, mogą być potrzebne podkłady… – zwraca uwagę na szarą codzienność w kontekście kwestii czysto fizjologicznych.

Na koniec warto podkreślić, że nie wszystkie psie staruszki są schorowane, niektóre jeszcze długo mogą być przyjaciółmi rodziny.

Trudno wejść w cudze buty

My tymczasem cofnijmy się znów o dwa lata, do policyjnej interwencji na terenie ROD Złotniki. Pamiętacie sąsiada, który potwierdził, że pies wygląda na zagłodzonego, zaniedbanego, prawie nie wychodzi? Działkowiczka, która wezwała policję, zapytała mężczyznę, dlaczego w takim razie on nie zgłosił sprawy wcześniej.

– I ten człowiek właściwie nie wiedział, co odpowiedzieć, wyglądał na zaskoczonego pytaniem, jakby nie przyszło mu wcześniej w ogóle do głowy, że coś można zrobić, jakoś złu przeciwdziałać – kobieta aż kręci głową z niedowierzaniem. – Co więcej, psa widywali też przecież inni działkowcy. I – poza dwiema wspomnianymi wcześniej osobami – też nie reagowali – dodaje zniesmaczona.

Można się oburzać, ale takich sytuacji jest z pewnością więcej. No właśnie, dlaczego nie reagujemy? Boimy się narazić sąsiadom? Obawiamy się muru obojętności ze strony służb mundurowych i urzędników? Jesteśmy przekonani, że i tak nic nie zdziałamy?

Z tym pytaniem zwróciliśmy się do psychologa. Dr Katarzyna Napierała-Rydz z Poznania, najpierw wskazuje najprostszą możliwość:

– Ten działkowicz mógł zwyczajnie nie pomyśleć, że powinien coś zrobić, zareagować.

Dlaczego ignorujemy niepokojące sygnały? Nasza rozmówczyni wskazuje, że wielu ludziom trudno się żyje, są przepracowani, przemęczeni, obawiają się kolejnego zaangażowania, poświęcenia czasu – którego i tak mają zbyt mało – a który będą musieli spędzić na rozmowach z policją lub strażą miejską.

– Instytucje prawne działają zazwyczaj opieszale, a wiele przepisów konstruowanych jest w taki sposób, że ludzie przestają samodzielnie myśleć – ocenia dr Katarzyna Napierała-Rydz. – Kiedy pojawia się niestandardowa sytuacja, nie bardzo wiedzą, co zrobić i często „odpuszczają”, gdyż należałoby przyjąć odbiegający od rutyny tryb działania.

Inną przyczyną braku reakcji może być mechanizm zwany rozproszeniem odpowiedzialności, związany z liczbą świadków danego wydarzenia. Im więcej osób jest świadkami wydarzenia, tym mniejsza szansa na udzielenie pomocy.

– Zakładamy, że zareaguje ktoś inny – tłumaczy nasza rozmówczyni.

Kolejną przyczyną może być poważny, ale niejasny charakter sprawy.

– Bity pies, płaczące dzieci za ścianą – ludzie obawiają się „wchodzić” w takie sytuacje – mówi Katarzyna Napierała-Rydz. – Często nie mają pewności, czy naprawdę dzieje się coś złego, czy to tylko przypuszczenia, czują lęk na myśl o konfrontacji, lęk przed ośmieszeniem, jeśli ich interpretacja okaże się błędna. Staram się nikogo nie osądzać, nigdy nie wiadomo, jak zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdziemy.

Siła bezsilnych

W nieco innym tonie wypowiadają się aktywistki prozwierzęce, które zapytaliśmy, czy i co można zrobić, kiedy widzimy wychudzonego, zaniedbanego psa, trzymanego na podwórku na krótkim łańcuchu lub też przeciwnie – trzymanego w domu i prawie niewychodzącego.

– Najgorsze jest założenie własnej bezsilności, uznanie, że „się nie da”, że ktoś inny na pewno już interweniował, że narazimy się sąsiadom, że pies i tak już jest stary i za późno na pomoc – wylicza, nie kryjąc przy tym emocji Katarzyna Szmajter, wolontariuszka Wielkopolskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. – Przecież zgłoszenie na policję może być anonimowe, jeżeli uzasadniają to względy bezpieczeństwa, a poza policją działa też m.in. Państwowa Inspekcja Weterynaryjna – podsuwa. – Sama zgłaszałam tej inspekcji różne sytuacje i zapewniam, że do tych sytuacji jeżdżą – dodaje dla pewności. – A zanim coś zgłosimy, zróbmy zdjęcia, nakręćmy film. Żeby służby miały twarde dowody – podpowiada.

Oczywiście funkcjonariusze to też ludzie i można trafić na bardzo różnych, od zaangażowanych po obojętnych lub niechętnych.

– Znajoma wolontariuszka miała kiedyś do czynienia ze strażnikiem gminnym, który oświadczył, że nie po to kończył studia wyższe, żeby teraz – przez moment – potrzymać wolontariuszkom klatkę – daje przykład nasza rozmówczyni. – Dlatego proponuję nie poprzestawać na samym zgłoszeniu, ale pytać przyjmującego zgłoszenie o imię i nazwisko oraz o wszczętą procedurę. Można upewnić się, czy rozmowa jest nagrywana, a jeśli obawiamy się np. sąsiadów, odmówić podania swoich danych, uzasadniając to troską o własne bezpieczeństwo i mocno podkreślając, że za tą odmową nie stoją żadne inne przesłanki. Chcemy być przecież potraktowani poważnie.

Bywają przypadki niecierpiące zwłoki, kiedy zwierzę jest ciężko chore lub ranne i grozi mu rychła śmierć. Albo jest zima, mróz i czworonóg może zamarznąć. Wtedy warto podkreślić, że sytuacja wymaga bezzwłocznej interwencji, że my jak najszybszej reakcji oczekujemy.

Bądźmy mądrzy i skuteczni

– Zawsze w takich sytuacjach podkreślam, że sprawa jest pilna i pytam, dopytuję, kiedy patrol wyjedzie – kontynuuje Katarzyna Szmajter. – A potem dowiaduję się, co dzieje się w sprawie dalej. Ważne, żeby służby widziały zainteresowanie społeczeństwa – zwraca uwagę. – Innymi słowy: zgłaszajmy mądrze i skutecznie. I nigdy niczego nie zakładajmy z góry – podsumowuje.

I na koniec dodatkowa rada od naszej rozmówczyni – wspierajmy pomagające zwierzętom fundacje.

– Nie oczekujmy, że państwo za nas wszystko załatwi, bo tak, niestety, nie będzie – rozkłada ręce.

No dobrze, ale wszystkich fundacji wspierać nie jesteśmy w stanie. Jakie warto?

– W Wielkopolsce, poza fundacją WIOZ, z którą obecnie jestem związana, warto wesprzeć fundację Bahati, którą prowadzi lekarka weterynarii – mówi z zastanowieniem aktywistka. – Jeżeli chodzi o interwencje kocie, poleciłabym fundacje Głosem Zwierząt i Koci Pazur. Nam, wolontariuszkom, dobrze też się współpracuje ze Schroniskiem dla Zwierząt w Skałowie oraz ze schroniskiem w Gaju pod Śremem.

Skoro mowa o fundacjach, to fundacje często pierwsze zgłoszenie dotyczące pozyskanej od świadka informacji o koniecznej interwencji przekazują do urzędu miasta lub gminy (najczęściej do wydziału ochrony środowiska).

– Na podobnej zasadzie zgłoszenie może przekazać osoba prywatna – wskazuje Katarzyna Szmajter. – Można złożyć wizytę w urzędzie, napisać maila, wykonać telefon. W jednych gminach procedura działa lepiej, w innych gorzej, ale nigdy nie powinniśmy otrzymać informacji odmownej. Wydziały gmin współpracują z powiatowymi lekarzami weterynarii, ze schroniskami, a te z kolei często z lokalnymi działaczami na rzecz zwierząt. Najważniejsze, że uruchamiamy machinę zgłoszenia.

Dotyczy to zwłaszcza interwencji na terenach wiejskich, gdzie zgłoszenia dotyczą nie tylko zaniedbanych zwierząt domowych, ale także gospodarskich.

– Pomoc gminy jest w takich sytuacjach nieoceniona, a to z uwagi na rozmiar działań interwencyjnych – nie ukrywa aktywistka.

Nawet w przypadku braku zainteresowania tematem ze strony władz lokalnych (co samo w sobie jest karygodne i nie powinno mieć miejsca), nie powinniśmy się poddawać.

– Należy wykonać telefon i szukać tak długo, aż znajdziemy instytucję gotową pomóc – doradza nasza rozmówczyni. – Fundacje otrzymują zgłoszenia z wielu stron Polski i nawet jeżeli osobiście ze względów logistycznych nie są w stanie zaangażować się w każdą sprawę, starają się pomóc jak mogą, np. kontaktując się z lokalnymi działaczami. Najważniejsze to nie zniechęcać się po pierwszej nieudanej próbie zgłoszenia – zaznacza.

Nie bądźmy obojętni

Z pytaniem o to, jak na powinniśmy na krzywdę zwierząt reagować, zwróciliśmy się też do fundacji Czarna Owca Pana Kota. Odpisała nam Joanna Wydrych, członkini zarządu Fundacji, przedstawiając po części podobną argumentację i udzielając podobnych rad, jak wcześniej Katarzyna Szmajter:

Kiedyś mec. Karolina Kuszlewicz, prawniczka zajmująca się tematem prawnej ochrony zwierząt w Polsce, napisała w materiale na naszego fundacyjnego bloga znaczące zdanie: „Cierpiące w Polsce zwierzęta nie potrzebują pojedynczych bohaterów/ek, lecz zwykłych ludzi, którzy nie są obojętni”. To, co jest ważne, w moim odczuciu, to zadanie sobie takiego pytania, czy mój ewentualny stres dotyczący znalezienia się w niekomfortowej sytuacji kontaktu z instytucjami publicznymi typu policja itp. jest większy i ważniejszy niż cierpienie zwierzęcia, które obserwuję. Druga rzecz, ludzie często racjonalizują sobie brak swojej reakcji wmawianiem sobie, że ktoś inny coś zrobi, ale pomyślmy o tym w ten sposób, co jeśli inne osoby będą tak samo sobie wmawiać, że ktoś inny za nie to załatwi? Wtedy nikt nie pomoże zwierzęciu i zostanie ono samo ze swoim nieszczęściem. Dlatego, tak jak w innych sytuacjach społecznych, liczymy na siebie, tak i w tym kontekście to róbmy.

Trzecia rzecz, którą warto podkreślić, to to, że reagowanie w sytuacji, gdy zwierzę cierpi, gdy jest krzywdzone, udzielenie takiemu zwierzęciu pomocy daje naprawdę niezłego kopa emocjonalnego i poczucie sprawczości, to jest wielka satysfakcja, gdy komuś się uratuje życie.

A oto konkretne porady Joanny Wydrych:

Każdy i każda może zareagować, gdy widzi krzywdę zwierzęcia. Najważniejszą i podstawową kwestią jest zrobienie dokumentacji, gdy widzimy tę krzywdę. Trzeba zrobić zdjęcia, nagrać filmik, tak by mieć twarde dowody, że coś się dzieje, że zwierzę cierpi, że jest źle traktowane, że ma rany, jest zagłodzone itp. Potem można pomóc na różne sposoby:

1) Zgłosić na policję podejrzenie popełnienia czynu zabronionego, trzeba sytuację przedstawić stanowczo i konkretnie, tak by nie dać się odesłać z kwitkiem. Warto wiedzieć, z kim się rozmawia, poprosić tą osobę o przedstawienie się, tak by w przyszłości ewentualnie móc złożyć skargę na opieszałość lub lekceważenie sprawy.

2) W niektórych miejscach działają tzw. Ekopatrole Straży Miejskiej, do nich także można zgłaszać taką sytuację.

3) Jeśli ktoś nie czuje się na siłach kontaktować osobiście z policją, ma obawy, boi się np. zatargów z sąsiadami itp., może poszukać najbliższej działającej organizacji zajmującej się pomocą zwierzętom i zgłosić potrzebę interwencji. Na podstawie art.7 ust. 1 i 3 Ustawy o ochronie zwierząt organizacje społeczne mają możliwość czasowego odbioru zwierzęcia krzywdzonego przez opiekuna.

4) Warto też zainteresować sprawą krzywdzenia zwierzęcia lokalne media bądź media zainteresowane tematami interwencyjnymi. Warto też zrobić szum w mediach społecznościowych. Przy zainteresowaniu większej grupy osób, służbom publicznym trudniej będzie zbagatelizować sytuację”.

Tako rzecze ustawodawca

Radczyni prawna Renata Kawula z Sowisło Topolewski Kancelarii Adwokatów i Radców Prawnych S.K.A. wskazała nam ponadto wybrane przepisy z Ustawy o ochronie zwierząt z 27.08.1997 r.

I tak art. 9a tej ustawy mówi, że osoba, która napotka porzuconego psa lub kota, w szczególności pozostawionego na uwięzi, ma obowiązek powiadomić o tym najbliższe schronisko dla zwierząt, straż gminną lub policję.

Art 6 ustawy zabrania się znęcania nad zwierzętami. Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w tym m.in. porzucanie zwierzęcia, a w szczególności psa lub kota, przez właściciela bądź przez inną osobę, pod której opieką zwierzę pozostaje.

Dalej, art. 11 ustawy mówi, że zapobieganie bezdomności zwierząt i zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom oraz ich wyłapywanie należy do zadań własnych gmin. Zabrania się przy tym odławiania zwierząt bezdomnych bez zapewnienia im miejsca w schronisku dla zwierząt, chyba że zwierzę stwarza poważne zagrożenie dla ludzi lub innych zwierząt. Odławianie bezdomnych zwierząt odbywa się wyłącznie na podstawie uchwały rady gminy.

Organizacje społeczne, których statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, mogą zapewniać bezdomnym zwierzętom opiekę i w tym celu prowadzić schroniska dla zwierząt, w porozumieniu z właściwymi organami samorządu terytorialnego.

W art. 11a ustawy czytamy ponadto, że rada gminy określa, w drodze uchwały, corocznie do 31 marca program opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobiegania bezdomności zwierząt.

Program ten obejmuje m.in. zapewnienie bezdomnym zwierzętom miejsca w schronisku dla zwierząt, odławianie bezdomnych zwierząt, poszukiwanie właścicieli dla bezdomnych zwierząt.

W art. 35 ustawa określa sankcje karne. I tak, kto zabija, uśmierca zwierzę (w pewnych przypadkach dotyczy to również uboju zwierzęcia gospodarskiego), podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Tej samej karze podlega ten, kto znęca się nad zwierzęciem. W przypadku szczególnego okrucieństwa sprawcy, sąd może mu wymierzyć karę pozbawienia wolności nawet do pięciu lat.

Jeżeli sprawca jest właścicielem zwierzęcia, sąd orzeka przepadek tegoż zwierzęcia (czyli odebranie go sprawcy).

Obowiązki gminy

Radczyni prawna Renata Kawula wskazała ponadto, że w gminie Suchy Las obowiązuje prawo lokalne. Uchwała Rady Gminy wprowadziła „Program opieki nad zwierzętami bezdomnymi”. Zgodnie z tym programem gmina należy do Związku Międzygminnego „Schronisko dla Zwierząt” z siedzibą w Kostrzynie. Związek w 2015 r. wybudował i otworzył schronisko, gdzie dostarczane są zwierzęta – jest to wspomniane wyżej Schronisko dla Zwierząt w Skałowie.

Wyłapywaniem bezdomnych zwierząt na terenie gminy Suchy Las zajmuje się Straż Gminna. Gmina finansuje też leczenie chorych zwierząt w przychodni weterynaryjnej „Animal Center” na poznańskim Strzeszynie, a zatem po sąsiedzku.

Nasz komentarz

Ekspertka mówi powyżej, że działkowicz mógł zwyczajnie nie pomyśleć, że trzeba pomóc zaniedbanemu, wygłodzonemu psu. Owszem, tak mogło być. Tylko w takiej sytuacji, kiedy człowiek, pies, kot czy inna istota potrzebuje pomocy, a świadkowie nie pomyślą, że powinni tej pomocy udzielić, mówimy w języku potocznym o znieczulicy. I tak chyba tylko można skomentować sytuację, która dwa lata temu miała miejsce na terenie ROD „Tęcza” w Złotnikach. Tym bardziej, że jest tam ok. 250 działek i kilka razy tylu użytkowników tychże działek. 

Krzysztof Ulanowski

Aktualizacja: 24.06.2024

Źródło zdjęcia /zrzut ekranu/: https://www.facebook.com/p/Rodzinne-Ogrody-Działkowe-Tęcza-Złotniki-100064857335656/

Przechwytywanie

Pomaganie najsłabszym to moralny obowiązek każdego człowieka.

Wybór tekstów – Zwierzęta i my:

You may also like...

1 Response

  1. Reaguj, nie przechodź obok pisze:

    Znieczulica. Na działkach tłumy, ale każdy udaje, że nie dostrzega. Najgorsze, że zarząd działek też.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *