Schronisko dla zwierząt w Radysach działało blisko dwie dekady. Miało stosowne zezwolenia, było nadzorowane przez wyznaczone do tego służby z gminy, powiatu, województwa. Mimo alarmujących doniesień tamtejsza prokuratura umarzała lub nawet nie wszczynała postępowań. Dopiero teraz udało się doprowadzić do interwencji, o której mówi cała Polska. Takich “Radys” jest jednak w kraju bardzo dużo. Co roku w polskich schroniskach giną setki tysięcy zwierząt, nikt nie wie dokładnie, ile. Mimo alarmującego raportu Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonej w wybranych schroniskach dla bezdomnych zwierząt, a także w tym konkretnym schronisku w Radysach, nikt nie przełamał tego intratnego biznesu, wartego miliony złotych rocznie /dane z raportu NIK/. Publikujemy wpis z mediów społecznościowych inspektora i prezes Fundacji MONDO CANE, która bezpośrednio brała udział w radyskiej interwencji.
Cytat z mediów społecznościowych:
“Katarzyna Śliwa-Łobacz 18 czerwca o 23:06 · DŁUŻSZA OPOWIEŚĆ O MOIM DNIU W PIEKLE CZYLI RADYSY 17.06.2020 r. ✌️
Obiecałam, że opiszę interwencję w makabrycznej mordowni, że zbiorę wszystkie fakty i uporządkuję dla Was informacje.
Sprawa interwencji rozpoczęła się ponad 2 tygodnie temu, gdzie 5 organizacji, prokuratura i policja w Olsztynie wspólnie postanowili zapoczątkować koniec piekła dla zwierząt. W absolutnej tajemnicy, w atmosferze zaufania uzgodniliśmy wtedy jakie podejmiemy działania i rozdzieliliśmy zadania.
Sprawa była objęta absolutną tajemnicą, nawet w naszej Fundacji wiedzieli o niej tylko ci, którzy zostali wytypowani do uczestnictwa w interwencji.
Od pierwszego spotkania wiedziałam i czułam, że musi się udać. Profesjonalizm prokuratury i policji był niespotykany, zrozumienie wśród organizacji i skupienie wokół celu również.
W celu zachowania tajemnicy do ostatniego momentu nawet miejsca naszego zakwaterowania były różne i znacznie oddalone od Radys i Białej Piskiej.
DLACZEGO TO PISZĘ?
Od wczoraj w internecie pojawiają się setki informacji o interwencji. Najczęściej cząstkowych, często nie do końca prawdziwych, jeszcze częściej nie opartych na znajomości procedur karnych i interwencyjnych.
Niestety, pojawiają się również pretensje do nas, że zrobiliśmy za mało. Chociaż zrobiliśmy wszystko co było możliwe, zgodne z prawem i gwarantujące powodzenie w procesie karnym.
Takie opinie są dla nas krzywdzące. Dla nas – organizacji i dla prokuratora Michała Choromańskiego, najlepszego prokuratora jakiego dane mi było poznać. Piszący to ludzie nie rozumieją rzeczy podstawowych. Nie rozumieją, że każde naciągniecie dowodów czy niedopatrzenie zaskutkuje zwiększeniem szans właściciela schroniska i zaszkodzi całej sprawie. Nie rozumieją też, że nie istnieje możliwość „zlikwidowania” legalnej działalności gospodarczej takiej jak prowadzenie schroniska. Ta działalność w świetle prawa jest w Polsce legalna i oparta jest na takich samych zasadach jak prowadzenie warzywniaka czy posiadania salonu samochodowego.
To do czego dążymy to zlikwidowanie Panu D. możliwości zarabiania na zwierzętach, uzyskanie prawomocnego wyroku skazującego za znęcanie i sądowy zakaz prowadzenia działalności związanej ze zwierzętami. I wtedy gminy przestaną napychać mu kieszenie społecznymi pieniędzmi. Nie ma mowy o „przejęciu” schroniska, bo to jego prywatna własność. Nie można fryzjerce zamknąć salonu i go jej odebrać, dlatego, że nie podoba nam się zrobiona tam fryzura.
Dodatkowo, mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile kosztuje prowadzenie interwencji – szykujemy się na ponad rok mrówczej pracy i odbieranie kolejnych zwierząt, koszty osiągną poziom kilkuset tysięcy złotych. Kosztuje wszystko – przejazdy, transporty, kompletowanie materiału dowodowego, weterynarze, behawioryści i biegli.
A TAK BYŁO
Wczoraj czyli 17.06.2020 r. o godz. 6.00 policja w sile kilkudziesięciu funkcjonariuszy weszła do schroniska, zabezpieczyła teren i nie dopuściła pracowników i właściciela schroniska do zwierząt.
Godzinę później odbyła się odprawa, gdzie podzielono nas na zespoły, rozdano krótkofalówki, identyfikatory i ustalono procedury. W każdym zespole był technik policyjny, policjant lub dwóch, fotograf, dwie osoby z organizacji, lekarz weterynarii i zooopsycholog. Zespołów było 8, dodatkowo grupa koordynująca.
Jednocześnie policja pilnowała terenu schroniska, przeprowadzała przeszukania i czynności związane z dokumentacją, zabezpieczała dowody i trzymała pracowników z dala od zwierząt i kojców.
Zostaliśmy rozdysponowani do sektorów schroniska i rozpoczęliśmy ewidencjonowanie psów. Każde zwierzę było dokumentowane, opisywane, wstępnie badane, sprawdzaliśmy też chipy. W przypadku zakwalifikowania zwierzęcia do odbioru, przez krótkofalówki wzywaliśmy biegłą sądową, powołaną przez prokuraturę. Biegła podejmowała decyzję czy zwierzę kwalifikuje się do odbioru. To była mrówcza, wielogodzinna praca w upale, do „opracowania” było prawie 2000 zwierząt.
Większość psów była niezaczipowana, niekastrowana, przerażona i wycofana. Betonowe kojce małe, na betonie walały się resztki pożywienia, które dostają psy – surowe, śmierdzące zwierzęce wnętrzności. W upale prawie 30 stopni. Za budy w kojcach robiły przegrody z desek z dziurą. Do tego były rzędy pustych kojców, a w innych na przestrzeni 4 m.kw. były np. trzy owczarki niemieckie. Pierwsze co się myśli widząc to, to celowe rozmieszczanie zwierząt w ten sposób, by eliminowały się same. Znaleźliśmy trzy martwe psy, jeden już prawie zmumifikowany – jak można było go nie zauważyć? Czy to oznacza, że do tego i sąsiednich kojców nikt nie zaglądał przez całe dnie? Nikomu nie przeszkadzał smród rozkładu?
Wiele pytań można by zadać, ale jedno jest kluczowe – dlaczego ludzie tak dręczą żywe istoty? Dlaczego te stworzenia karmione były padliną, podczas gdy Dworakowski osiągał przychody rzędu kilku milionów rocznie? Dlaczego siedząc pod nadzorem policji w biurze nakazał natychmiastowy zwrot starej taczki, w której schładzaliśmy psa z udarem i temperaturą ponad 40 stopni? Po co mu była ta taczka?
Radysy to piekło, to obóz koncentracyjny dla zwierząt. I musi zniknąć z powierzchni ziemi. A samorządy powinny zmądrzeć. Bo też poniosą odpowiedzialność, tak jak Powiatowy Lekarz Weterynarii, w sprawie którego toczy się już śledztwo.
D. został zatrzymany, czeka na zarzuty, policja pilnuje mordowni, my staramy się odpocząć i gromadzimy materiał dowodowy.
I obiecujemy, że postaramy się zabrać stamtąd wszystkie zwierzęta, ale musicie nam dać czas. Nie przyspieszymy wszystkiego, procedury i prawo muszą być przestrzegane.
Jesteśmy w stałym kontakcie z najlepszym w Polsce prokuratorem, współpracujemy jako organizacje i mamy plany. Nie możemy jednak pisać publicznie wszystkiego – w zasadzie niewiele możemy pisać. Ale to dla dobra sprawy – ujawnianie danych z postępowania to przestępstwo, a prokuratura prosi o ograniczenie informacji. I robimy to wszystko po to, żeby sprawa zakończyła się po naszej myśli.
Jeśli popełnimy błąd – możemy przegrać, a tego nie chcecie ani Wy, ani my. Zaufajcie.
Będziecie zadowoleni.
My się wyśpimy, chociaż trudno spać, gdy masz przed oczyma ten schroniskowy koszmar, ja mam przed oczyma małego psiaka, którego wyciągałam – z odgryzionym nosem i kawałkiem górnej szczeki, który nie mógł nawet gryźć…. Inni zapamiętali pewnie psy w konwulsjach, ciepłe jeszcze zwłoki szczeniaka lub coś innego. Każdy z nas był w piekle i ma w tej chwili swoje piekło w głowie.
W schronisku była umieralnia, temperatura ponad 40 stopni, nazywano to szpitalem. I tam było najgorzej – to zapamiętamy wszyscy – nosówka, parwowiroza i umierające zwierzęta.
Wyciągnęliśmy 70 zwierząt. Są już bezpieczne. To nie koniec.
A ciebie potworze D., myśliwy i oprawco, niech piekło pochłonie, bo ziemskiej sprawiedliwości zawsze będzie dla ciebie za mało.
Z SERCA DZIĘKUJĘ
1. Halinie Nerkowskiej i Magdzie Muczyńskiej, dwóm wielkim Polkom mieszkającym w Niemczech i USA, które poświęciły całe miesiące, gromadząc informacje, które przekonały prokuraturę do działania – bez Was nawet nie moglibyśmy marzyć o tej interwencji
2. Prokuratorowi Michałowi Choromańskiemu – człowiekowi wybitnemu i profesjonalnemu, szefowi Prokuratury w Olsztynie, setkom wspaniałych policjantów
3. Wam Kochani Ludzie organizacji, że nie zważaliście na wzajemne animozje i wspólnie spędziliśmy 22 makabryczne ale i dające nadzieję godziny
4. Grzegorzowi Bielawskiemu za genialną organizację i koordynację interwencji i to, co będzie robił przez najbliższe 2 lata
5. Anonimowym sponsorom z FB, którzy bez uprzedzenia przysyłali nam trzykrotnie samochód z pizzą, innym przysyłającym całe zgrzewki wody, mieszkańcom z okolic, którzy raczyli nas kawą
6. Wam wszystkim, bo byliście z nami przez cały dzień duchem
7. Moje kochane dziewczyny z MONDO CANE – jesteśmy prawdziwym zespołem”.
Pani prezes Fundacji na swoim profilu informuje również o budowie tzw. Radys 2 w województwie mazowieckim. Budowa została rozpoczęta w powiecie węgrowskim, w gminie Stoczek, w miejscowości Drgicz przez syna obecnie oskarżonego Zygmunta D., właściciela schroniska w Radysach, Daniela.