Mieszkanka Złotnik, gmina Suchy Las zauważyła kota /na zdjęciu/, który poruszał się z trudnością, na trzech łapach. Pomyślała, że zwierzę zostało potrącone przez auto i postanowiła mu pomóc. Jednak żadna z fundacji, zajmujących się kotami, nie mogła pomóc. Jedna z wolontariuszek przyznała, że wszystko z powodu braku wolontariuszy, których w fundacjach prozwierzęcych jest zawsze za mało. Druga z fundacji nie odbierała telefonu, a na stronie widniała informacja, że zgłoszenia przyjmowane są wyłącznie we wtorki, a była sobota. Na stronie tej fundacji napisano: “Nie zawsze mamy możliwość oddzwonienia, NIE odpowiadamy na SMS-y. Gdy nikt nie odbiera telefonu prosimy próbować dodzwonić się później”. Znikąd pomocy… Kobieta zdecydowała zadzwonić do Straży Gminnej, która w zakresie swoich obowiązków ma pomoc bezdomnym chorym czy rannym zwierzętom. Oto, jak przebiegła ta interwencja.
Straż Gminna w Suchym Lesie otrzymała w sobotę koło południa zgłoszenie w sprawie bezdomnego kota, który, jak poinformowała przyjmującego zgłoszenie strażnika kobieta, był po wypadku, poruszał się z trudnością, sprawiał wrażenie potrąconego przez samochód. Kobieta podała swoje dwa numery telefonu do kontaktu. Kiedy o godz. 17.00 zadzwoniła z pytaniem o kota, usłyszała, że patrol kota nie znalazł, jednak z rozmowy wynikło, iż patrol poszukiwał kota nie tam, gdzie zostało opisane miejsce przebywania chorego zwierzęcia /numery posesji były inne/. Nikt ze strażników nie skontaktował się z osobą zgłaszającą, mimo iż Straż Gminna /SG/ dysponowała dwoma numerami telefonu. Strażnik Gminny poinformował kobietę, iż interwencja zostanie ponowiona w poniedziałek, gdyż w niedziele SG nie pracuje. W niedzielę kobieta interweniująca w sprawie kota napisała SMS na numer komórkowy Straży Gminnej z informacją, że kot jednak czuje się lepiej, może chodzić, więc interwencja nie jest potrzebna. Sądziła, że SG odczytuje SMS mieszkańców. Jakież było jej zdziwienie, kiedy we wtorek od sąsiadów dowiedziała się, że SG poszukiwała rannego kota. Kobieta zadzwoniła ponownie do Straży Gminnej, ponownie poinformowała, że stan kota się poprawił, poinformowała także o przesłanym jeszcze w niedzielę SMS odwołującym interwencję, co zdziwiło Strażnika Gminnego, z którym rozmawiała.
Do Straży Gminnej skierowaliśmy następujące pytania:
• Dlaczego SG nie kontaktuje się z osobami zgłaszającymi interwencję w przypadku problemów, jak tu, gdy strażnicy nie mogli znaleźć rannego kota?
• Czy SG nie odczytuje wiadomości SMS od mieszkańców gminy? Tam mogą być prośby o pomoc. A na to wskazuje fakt, iż patrol ponowił interwencję we wtorek, mimo jej odwołania w niedzielę poprzez SMS.
• Gdyby kot faktycznie był ranny, musiałby czekać na pomoc od soboty do wtorku – czy tak długi czas reakcji to standard działania SG w stosunku do interwencji dotyczących zwierząt?
• Czy strażnicy SG przechodzili szkolenie dotyczące interwencji w sprawie zwierząt? Jeżeli nie, to dlaczego? Jeżeli tak, to jakie treści zostały przekazane i jaki podmiot realizował to szkolenie?
Oto otrzymane wyjaśnienia, niezupełnie zgodne z opisywanym wcześniej przebiegiem zdarzenia.
“W odpowiedzi na korespondencję z dnia 28.10.2019r. Straż Gminna Gminy Suchy Las informuje:
1. Strażnicy Kontaktują się z mieszkańcami w każdy możliwy sposób, w celu potwierdzenia zgłoszeń, sprecyzowania zgłoszeń, poinformowania o sposobie realizacji zgłoszenia.
2. Jedną z form kontaktu SG z mieszkańcami jest kontakt SMS. Strażnicy odczytują i realizują niezwłocznie zgłoszenia SMS.
3. Ze względu na nieścisłości co do stanu zdrowia kota, Strażnicy sprawdzili warunki bytowania zwierzęcia, mimo SMS z informacją o dobrym stanie zdrowia kota, który dzień wcześniej nie mógł się poruszać i wyglądał na potrąconego (zgodnie ze zgłoszeniem).
4. Strażnicy SG gminy Suchy Las regularnie biorą udział w szkoleniach specjalistycznych min. dotyczących zwierząt domowych, gospodarskich, dzikich i egzotycznych. Przykładowy certyfikat w załączniku.”
W Polsce nie działa Policja dla Zwierząt, nie ma też całodobowej pomocy weterynaryjnej dla bezdomnych zwierząt, które opłacałaby gmina. Pozostaje zatem kontakt z fundacją, jak widać – trudny ze względu na brak wolontariuszy i pieniędzy – oraz Straż Gminna czy Miejska. A jak taka interwencja wygląda, opisane zostało powyżej. Nie wiadomo, dlaczego strażnicy nie zadzwonili do zgłaszającej interwencję kobiety, choć mieli jej dwa telefony – nie wyjaśnili tego. Strażnicy nie odpisali na SMS, można podejrzewać, że nawet go chyba nie przeczytali. Jakoś trudno nam uwierzyć, że strażnicy przyjechali wyłącznie po to, by zobaczyć, jak się czuje bezdomny kot, który na pomoc czekał od soboty do wtorku. Gdyby mu rzeczywiście było coś poważnego, owej pomocy mógłby nie doczekać…
(wal, pewu)