Dr M. Zdrowicka-Wawrzyniak. O życiu w biegu i tempie slow

Rozmawiamy z autorką publikacji, która się niebawem ukaże, ‘Rola społecznika/aktywisty w ochronie dóbr kultury w Kaliszu’ dr Magdaleną Zdrowicką-Wawrzyniak.

  • Jest Pani niezwykle aktywną osobą – pracownik naukowy, muzealny, żona, matka, sportowiec, ogrodnik… Sporo tego, jak Pani to ogarnia?

Uporządkujmy, adiunkt Zakładu Studiów Polonistycznych i Komunikacji Medialnej Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UAM, zastępca dyrektora Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, żona i matka, sportowcem nie jestem, a ogrodnikiem? Raczej jest nim mój mąż, ja go wspieram i z radością fotografuję rośliny. Jak to wszystko godzę? Raz z większym, raz mniejszym powodzeniem, jak to w życiu wielu kobiet. Postronnej osobie może się wydawać, że działam ponad siły. Nie, ze starannością wypełniam swoje obowiązki, a pozostały czas wykorzystuję już na czynności, które sprawiają mi przyjemność, służą zdrowiu. Śmieję się, że bliżej mi już do emerytury, więc cenię sobie każdą chwilę.

  • Może zacznijmy od pracy – praca nauczyciela akademickiego to wielkie wyzwanie, ale Pani się udaje, otrzymała Pani sporo nagród za osiągniecia dydaktyczne, jak i organizacyjne. Studenci chyba teraz nie są tacy jak dawniej, zmieniają się ich wymagania, ale też uwarunkowania świata współczesnego, który tak bardzo na nich wpływa…

W moim przypadku na pierwszym planie jest odpowiedzialność za drugiego człowieka, młodą osobę, która niebawem zaistnieje na rynku pracy. Nasze studia mają profil praktyczny, robimy zatem wszystko, by absolwenci potrafili szybko odnaleźć się w wybranych, często wymarzonych miejscach pracy. Ja sama prowadziłam zajęcia dla naprawdę dużych grup, tu pozostałością jest głośne mówienie, swego czasu pracowałam ze studentami, którzy nie mieli kontaktu z komputerem, takie to były czasy, wprowadzałam wówczas – w dzisiejszym rozumieniu – podstawy warsztatu pracy. Dziś uczę w grupach specjalnościowych zwykle kilkoro studentów i często okazuje się, że brakuje nam czasu, tyle mamy tematów do omówienia przy okazji realizacji zagadnienia. Uczę się wraz ze studentami, komunikacja medialna to postęp, uczę się także od studentów. Podejmowane przez studentów w ramach prac zaliczeniowych wątki potrafią naprawdę zaskoczyć. Często później też stają się tematami prac licencjackich i magisterskich.

Nie pracuję dla nagród, ale wyróżnienia Rektora czy to za osiągnięcia dydaktyczne, czy organizacyjne, utwierdzają w przekonaniu, że to, czym się zajmuję, robię naprawdę dobrze. Radość sprawia jednak to, że absolwentów kaliskiej polonistyki można spotkać w rozmaitych urzędach, instytucjach, biurach, placówkach kultury, nie tylko w Kaliszu, Wielkopolsce. Doskonale sobie radzą w pracy, odnoszą sukcesy.

  • Praca w muzeum to też wielkie wyzwanie, Kalisz to miasto osadzone w historii, czuje się jej powiew na każdym niemal rogu ulicy…

Praca w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej jest prawdziwym wyzwaniem dla mnie. Jako absolwentka Turystyki kulturowej na Ochronie Dóbr Kultury zdaję sobie sprawę, jak niewiele wiem. Tak w kwestiach organizacyjnych, jak i samych zasobów Muzeum. Każdego dnia wiele się uczę. Nie dane mi było jeszcze rozwinąć skrzydeł na płaszczyznach, które mi powierzono, ale wierzę, że to się zmieni. MOZK ma naprawdę ogromny potencjał, niestety w ostatnich latach utajony, pracują w nim niezwykli ludzie, oddani sprawie. Bardzo sobie ich cenię.

  • Ale praca pracą, a pasje to Pani drugie życie. Kocha Pani swój ogród i bardzo o niego dba.

Jak wspomniałam, wspieram w tym działaniu męża. Gdy w niedogodnych dla siebie warunkach muszę odchwaszczać poletka, nie jestem zadowolona, ale faktycznie kocham nasz ogród. Każdego dnia doceniam naszą zieleń z rozmaitością roślin, owadów i ptaków. Od wielu osób, które podziwiały moje fotografie, słyszałam, że mamy tajemniczy ogród, nie raz byłam pytana, czy to wszystko naprawdę u nas rośnie. W pandemii ta nasza zieleń była przedmiotem zazdrości wielu znajomych mieszkających w blokach.

  • Sztuka kulinarna to kolejna z szeregu fascynacji. Słynie Pani wśród najbliższych ze znakomitych przetworów. Co stanowi Pani specjalność?

Bardzo dziękuję. W zakresie przetworów w naszym domu są dwie pewne kwestie: kiszone ogórki i dżem z truskawek. Reszta przetworów, których miała Pani okazję posmakować, jest zwykle związana z nagłym urodzajem. Jednego roku przygotowuję jarzębinę z gruszką i jabłkiem, innego aronię. W 2022 roku mąż zebrał tyle grzybów, że musiałam szukać innych przepisów niż te tradycyjne i tak w słoiczkach pojawiły się grzybki po kaszubsku. Część owocu wykorzystywana jest też na nalewki, mąż jest mistrzem.

  • Ogród jednak nie wyczerpuje Pani energii, uprawianie amatorskie sportu na to wskazuje. Joga i slowjogging, skąd pomysł na te właśnie rodzaje aktywności fizycznej?

Jogę chciałam praktykować dawno, ale samo leżenie książek o jodze na stoliku obok łóżka niewiele daje. Podczas pandemii przyjaciółka zapytała, czy dobrym pomysłem jest skończenie kursu instruktorskiego w tym zakresie. Odparłam, że doskonałym i będę pierwszą uczennicą, gdy ten kurs skończy. Niedługo później Gosia przedstawiła certyfikat. Od ponad półtora roku praktykuje jogę pod jej okiem. Sprawia mi to ogromną radość. Moje ciało, nieco sprawne inaczej, bardzo się zmieniło. Ale przede wszystkim to kwestia wyciszenia, ułożenia sobie spraw w głowie. Jest także aspekt towarzyski, ćwiczę z niebanalnymi osobami, tworzymy niesamowitą grupę, która już sprawdziła się także poza jogę. A slow jogging? Bieganie nie jest dla mnie komfortowe, a w marszu osiągnęłam już mistrzostwo. Metoda prof. Tanaki jest idealna dla mnie. Zwalniam. Myślę tu o prędkości, ale też o uspokojeniu myśli. By biec tak wolno, naprawdę potrzebne jest skupienie. Na polu slow joggingu działamy wspólnie z Gosią Meszczyńską. Wzajemnie ślimakujemy, poprawiamy się w razie potrzeby, tak by w końcu września zasłużyć na miano instruktora.

  • Co jeszcze Panią angażuje?

Przede mną wypełnienie e-sylabusów… Czas mnie na szczęście nie goni, więc buduję z pasją domki dla owadów.

  • Jest Pani taka zajęta, czy starcza czasu na męża i synka? Mąż wspiera mnie w moich działaniach, motywuje. Jest moim mistrzem wspinaczki. A syn podziela nasze zainteresowania, jak nastolatek część swego wolnego czasu spędza przy komputerze, ale też jest bardzo aktywny fizycznie.
  • Wiele kobiet to prawdziwe perpetuum mobile, nie wiadomo skąd biorą energię – a Pani skąd?… Jak znajduje Pani motywację, by zajmować się tyloma rzeczami?

To bardzo często zadawane mi pytanie. Nie wiem. Chyba już w odpowiedziach na poprzednie pytania dałam temu wyraz. Jedna sfera wpływa na drugą, w każdej z nich są ludzie, którzy coś wartościowego wnoszą. Zdałam sobie też sprawę, że trzeba korzystać z każdego dnia, tyle jest zagrożeń wokół, które mogą przekreślić nasze plany. Żyję dziś.

  • A co doradziłaby Pani innym kobietom, których po prostu życie przerasta?

Nie czuję się na siłach, by komukolwiek udzielać rad. Mnie też czasami życie przerasta. Staram się wówczas zrozumieć problem, szukam plusów w każdej sytuacji.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała P.M. Wiśniewska

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *