Dr M. Talarczyk: Gdy zabraknie cienia… I co dalej?

Rozmowa z dr Małgorzatą Talarczyk, psychoterapeutką i autorką książek.

  • Napisała Pani swoją najnowszą książkę pt. Gdy zabraknie cienia… Tytuł kojarzy mi się z rozpaczą, depresją – bo co ma począć ten, którego cień nagle zanikł? Osoba bez cienia jakby utraciła same siebie.

M.T. Pełen tytuł książki, który brzmi „Gdy zabraknie cienia. Z perspektywy praktyki terapeutycznej” rozumiem symbolicznie nieco szerzej. Myślę o braku cienia gdy zabraknie drzew, bo zostaną wycięte, gdy zabetonujemy ziemię, gdy człowiek nie będzie mógł się w cieniu schować przed żarem słońca. Myślę też o braku cienia, który towarzyszy nam gdy żyją nasi rodzice, to cień rozumiany jako opiekuńczo-ochronnie rozpostarte skrzydła nad nami. Brak cienia to też bark drugiego cienia obok nas, to utrata bliskiej osoby, która odeszła, bo albo nas porzuciła albo umarła. Piszę więc w książce m.in. o rozwodzie i o żałobie. Cień rozumiany symbolicznie to także życie w cieniu choroby, bo wspominam o takich zaburzeniach psychicznych jak anoreksja i depresja. W przypadku zaburzeń czy chorób, brak cienia choroby przynosi ulgę. Poruszam też temat zwierząt – ich życie w ludzkim i nieludzkim cieniu.

  • Pracuje Pani jako psychoterapeuta z osobami cierpiącymi na dolegliwości psychiczne. Ale to ta grupa pacjentów, która i tak jest po jasnej stronie – to grupa, która walczy o odzyskanie zdrowia. A co z tymi, którzy nie walczą?… Jak ich do tego przekonać? Czy to w ogóle możliwe?

M.T. W przypadku osób cierpiących z powodu zaburzeń psychicznych, jak już wspomniałam, cień – rozumiem jako wyjście z cienia choroby, która paradoksalnie może stanowić dla osoby chorej „ochronę”. Poruszam ten temat w rozdziale „Depresja dorosłych w kontekście ochrony”. Także w zależności od kontekstu – wyjście z cienia i brak cienia, rozumiem tu jako pozytywne zjawisko. Tak więc cień i jego brak mają w książce różne znaczenie. Wśród moich pacjentów są osoby, które nie walczą o zdrowie, najczęściej dotyczy to chorych na anoreksję i depresję. Najkrócej rzecz ujmując, w przypadku anoreksji niechęć do leczenia wynika z zaprzeczania chorobie, co m.in. ma związek z zaburzonym obrazem swojego ciała. Bo jeśli ktoś widzi siebie w lustrze, jak mówią pacjentki – „grubą”, to nie chce się leczyć, nie chce współpracować, by zwiększyć masę ciała, a to osiowy objaw anoreksji, choć nie osiowy temat w procesie psychoterapii. Przy tym różne czynniki mogą stanowić predyspozycję do zachorowania oraz podtrzymywania choroby. Zagadnieniu psychoterapii osób z rozpoznaniem anoreksji poświęciłam w książce jeden z rozdziałów. Z kolei w depresji na skutek obniżenia nastroju oraz zmian w procesach myślenia, często nie widzi się sensu leczenia i możliwości pozbycia się objawów – temat depresji poruszam w dwóch rozdziałach. A przekonywać do leczenia trzeba zawsze i przekonanie jest możliwe.

  • Konkretny przykład – samotna kobieta po 60. Ostatnie ćwierć wieku spędziła na opiece nad schorowaną matką, ostatnie lata praktycznie jej nie opuszczała. Cztery ściany i troska o matkę to był jej cały świat. Teraz wszystko się zmieniło, matka zmarła, a osamotniona córka nie może odnaleźć się w życiu. Kiedyś wysportowana i aktywna, teraz spędza całe dnie w domu, tak jakby jej matka dalej jej potrzebowała. Rodzina jest załamana, bo nie potrafi nakłonić swojej krewnej do aktywności, wyjścia z domu… Do skorzystania z pomocy psychoterapeuty czy psychiatry, bo wszystko wskazuje na depresję. Kobieta stanowczo odmawia. Nie chce, by inni wtrącali się w jej życie. Jak można takiej osobie pomóc?

M.T. Nie udzielę konkretnej porady, bo nie lubię i nie uprawiam poradnictwa psychologicznego czy psychoterapeutycznego. Naprawdę każda sytuacja jest inna, każda rodzina i każdy człowiek, choć to brzmi jak truizm. Powiem tylko, że czasami bliscy sądzą, że jak ktoś, kto opiekował się przewlekle chorującą osobą i śmierć tę opiekę zakończyła, to opiekun odetchnie i szybko wróci do poprzednich aktywności. Ale długo trwające opiekowanie się, mimo że często wyczerpujące i ponad siły, może stanowić sens życia i je wypełniać. Śmierć kogoś bliskiego, kim przez lata się opiekujemy, to czasami dwie utraty: bliskiej osoby i sensu czy celu życia. Potrzebny jest więc czas na przeżycie żałoby i odnalezienie się w nowej sytuacji. Ale jeżeli taki stan trwa niepokojąco długo lub jest na tyle głęboki, że uniemożliwia funkcjonowanie, to wymaga konsultacji psychiatrycznej i  psychoterapii.

  • Inny przykład, także samotnej kobiety przed 70. Po przebytym lekkim udarze, pozostaje w domu, zaprzestała rehabilitacji, tylko leży i śpi. Tu także jest stanowcza odmowa skorzystania z pomocy. Kobieta sama przyznaje, że brakuje jej jakiejkolwiek motywacji, najwyraźniej sama dla siebie jej nie stanowi, nie dostrzega wartości w samej sobie, nie chce o siebie walczyć. Czy uda się odzyskać to, co utracone?…

M.T. Jeśli i w tym przypadku powiem, że potrzebna jest wizyta u psychiatry lub wizyta psychiatry w domu pacjentki, to powiem wszystko, ale przy oczekiwaniu porady – nic nie powiem. Tylko specjalista oceni, czy aktualne funkcjonowanie, a raczej zaniechanie funkcjonowanie, może być bezpośrednio (np. biologicznie) związane z przebytym udarem czy z innymi przyczynami. Psychoterapia zapewne też byłaby wskazana. Namawianie do konsultacji z lekarzem czy psychoterapeutą jest potrzebne, bo nie można zostawić bez pomocy i opieki osoby funkcjonującej inaczej niż to było dla niej typowe. Choć w przypadku osób dorosłych, a szczególnie w starszym wieku, paradoksalnie rodzina może okazać się nieprzekonująca. Czasami większy wpływ mogą mieć osoby, z którymi taka osoba się bardziej identyfikuje, np. rówieśnicy, rówieśniczki, sąsiedzi, koleżanki, znajomi, z których zdaniem potrzebująca pomocy bardziej może się liczyć.

  • Samotność to chyba zmora naszych czasów. Odczuwają to zwłaszcza starsi ludzie. Kiedyś dni wypełniała im praca, ale na emeryturze tracą sens życia. Czy Pani książka jest też o samotności u schyłku życia?

M.T. Nie, nie poruszam w książce tematu samotności u schyłku życia. Moimi pacjentami zawsze były głównie dzieci, młodzież, młode osoby dorosłe oraz rodziny. Choć przez wiele lat prowadziłam także psychoterapię „dorosłych plus”, tzn. osób w wieku 40-50 lat z różnymi problemami, zaburzeniami czy w kryzysach, a także terapię małżeństw i par. Ale od kliku lat z powodu wzrastającej liczby pacjentów, aby rzetelnie i efektywnie pracować, musiałam ograniczyć zakres problemów i zaburzeń przyjmowanych pacjentów. Obecnie przyjmuję tylko dzieci i młodzież oraz rodziny a także młodych dorosłych z zaburzeniami odżywiania i zaburzeniami nastroju. Nie pracuję już z osobami w innym wieku i z innymi problemami. Natomiast niezależnie od wieku ważne jest, aby mieć pasję, bo ona nas nie opuści i nikt nam jej nie odbierze, chyba, że stan zdrowia, ale wówczas można tę pasję zmienić lub przeformułować. Przejście na emeryturę to trudny czas dla wielu osób, szczególnie gdy praca dawała wiele satysfakcji, ale wówczas ten czas można wykorzystać na pasję, czyli na to co daje nam radość i satysfakcję: zbieranie, oglądanie, pisanie, czytanie, robienie czegoś, co nas cieszy, co wywołuje pozytywne emocje. Ważne jest też utrzymywanie kontaktów z ludźmi, czy to w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, czy regularnych spotkań lub choćby rozmów telefonicznych.

  • Czy w Pani pracy terapeutycznej spotyka się Pani z młodymi ludźmi cierpiącymi z powodu samotności ?

M.T. Tak, samotność, mimo szerokiej sieci możliwości komunikacyjnych, to nierzadkie doświadczenie dzieci i młodzieży. I ta samotności dotyczy zarówno relacji rówieśniczych, jak i relacji rodzinnych. W relacjach rówieśniczych wielu dzieciom i nastolatkom brakuje bezpośrednich kontaktów, a zdalnym kontaktem są przesyceni po doświadczeniu nauczania zdalnego. Nie ma teraz „podwórek” na których dzieci spontanicznie się spotykały, bawiły, grały, gdzie doświadczały nawiązywania kontaktu i podtrzymywania relacji, atencji i rozczarowań, więzi i rozstań. I tu jest luka, którą niestety obawiam się może zastąpić urządzenie, które już z samej nazwy próbuje się upodmiotowić. Mam tu na myśli tzw. sztuczną inteligencję, która przy odpowiednim oprogramowaniu może zapraszać dzieci i młodzież do satysfakcjonującego dla nich kontaktu. Jeżeli nie zostaną postawione wyraźnie granice między człowiekiem a maszyną, to młode osoby będą jeszcze bardziej się od siebie alienować, znajdując zrozumienie, akceptację i wsparcie w maszynie. Na temat urządzenia nazywanego „sztuczną inteligencją” poświęciłam w książce kilka rozdziałów, bo nadawanie (chcący czy niechcący) cech ludzkich martwemu przedmiotowi i wykorzystywanie tego, bardzo mnie niepokoi, właśnie mając na uwadze szczególnie dzieci i młodzież.

Natomiast ten drugi rodzaj samotności młodych osób to relacje w rodzinie i nie myślę tu o rodzinach dysfunkcyjnych, ale o tych tzw. normalnych czy prawidłowo funkcjonujących, cokolwiek to znaczy. Cokolwiek znaczy, bo nie ma jednego „prawidłowego” rodzaju rodziny, bo każda rodzina poza oczywistymi różnicami biologicznymi W tym np. temperamentalnymi), potrzebami, wartościami, ma też różne tradycje wielopokoleniowe, oczekiwania, styl komunikacji itp. Ale mówiąc o samotności dzieci i młodzieży w relacjach rodzinnych, mam na myśli np. to, że część dzieci czy nastolatków nie chce o swoich sprawach czy problemach mówić rodzicom, żeby ich nie martwić. A z kolei rodzice nie chcąc naruszać prywatności swoich dzieci nie pytają ich o różne sprawy. Powstaje więc pusta przestrzeń komunikacyjna, i to jest przeciwstawne zjawisko do nadmiernej kontroli ze strony rodziców i szukania uwagi przez dzieci, co ma miejsce w innych rodzinach. Ech, mogłabym na ten temat długo, bo to bardzo ważne, a dodatkowo mam to szczęście, że moja praca jest także moją pasją, choć nie jedyną. Tematowi terapii rodzinnej, w tym także roli ojców, poświęciłam w książce dwa rozdziały.

  • Czy Pani książka może stanowić nadzieję dla tych, którzy utracili to co było dla nich ważne, którzy utracili część siebie?

M.T. Nie wiem, czy da nadzieję. Dzielę się w książce doświadczeniem z wieloletniej praktyki psychoterapeutycznej i refleksjami na tematy, które, mam nadzieję, w różnych obszarach mogą zainteresować czytelnika, bo wiele z nich jest doświadczeniem części z nas.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania zadawała P.M. Wiśniewska

IMG-20230711-WA0003

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *