Prof. M.M. Bieczyński. Leonardo da Vinci odkryty na nowo

O swojej najnowszej książce „Efekt Leonarda da Vinci” opowiada autor, prof. Mateusz M. Bieczyński.

Książka „Efekt Leonarda” wzbudza wiele kontrowersji. Obnaża to, jak wiele wątpliwości budzi autentyczność dzieł przypisywanych Leonardowi da Vinci. Jak wpadł Pan na pomysł napisania książki o dziełach renesansowego mistrza, których on nie namalował?

Powody napisania książki „Efekt Leonarda” wyjaśniam szczegółowo we wstępie do niej. Wszystko zaczęło się niewinnie od zapytania ze strony jednego z czasopism o sztuce. W 2017 roku poproszono mnie, abym skomentował spektakularną sprzedaż „Zbawiciela świata” za 450 milionów dolarów. Ta suma do dzisiaj rozbudza wyobraźnię marszandów na całym świecie i prowokuje pytanie o to, czy dzieło, za które zapłacono tyle pieniędzy, rzeczywiście jest dziełem autentycznym. Gdyby tak nie było, mielibyśmy międzynarodowy skandal.

Rozpocząłem badanie tego tematu bez jakiegokolwiek nastawienia. O dziełach Leonarda, tych pewnych, wiedziałem wówczas dużo, gdyż od dawna interesowało mnie to zagadnienie. Nie zdawałem sobie wówczas jeszcze sprawy z tego, że tak wiele dzieł w przeszłości błędnie mu przypisywano. Aby zrozumieć skalę problemu, wystarczy wspomnieć, że kwestionowano wielokrotnie nawet słynną „Mona Lisę”.

To rzeczywiście zaskakujące. Czy może Pan rozwinąć ten wątek?

Temat kopii dzieł Leonarda i dzieł błędnie mu przypisywanych jest bardzo aktualny. W październiku 2021, gdy „Efekt Leonarda” był już w druku, madryckie muzeum Prado zaprezentowało wystawę zatytułowaną „Leonardo i kopia Mona Lisy. Nowe podejście do praktyk pracowniczych artysty” (https://www.museodelprado.es/en/whats-on/exhibition/leonardo-and-the-copy-of-the-mona-lisa-new/e82c9d2b-7d81-5c14-cf5b-3ed5c1f587fb). W zbiorach tego muzeum znajduje się najsłynniejsza kopia malarska Mona Lisy, od miejsca przechowywania nazywana Mona Lisą z Prado. Jest to niezwykle ciekawy przypadek tzw. dzieła bliźniaczego, które, jak się dziś przyjmuje, powstało w pracowni Leonarda da Vinci. W przeszłości wskazywano na to, że ta wersja obrazu jest bliższa opisowi zawartemu w słynnych „Żywotach najsłynniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów” Giorgio Vasariego i stąd stawiano prowokacyjne hipotezy, że dzieło z Luwru nie jest oryginałem. Podobnych przypadków kwestionowania jego autentyczności było w historii sztuki o wiele więcej. Wiele z nich szczegółowo opisuję w książce.

Nie tylko „Mona Lisa” doczekała się kopii, ale także inne dzieła Leonarda. Czy kopiowano także „Zbawiciela świata”?

To dobre pytanie, choć dotyka ono problemu autentyczności domniemanego oryginału sprzedanego w 2017 roku. Tu zdania są podzielone. Nie miejsce tu, aby referować je wszystkie. Zainteresowanych zachęcam do lektury książki. Można w tym miejscu jednak przywołać opinię z katalogu do wspomnianej wystawy w Prado. Jej kuratorzy są zdania, że leonardowski oryginał zaginął i najdroższe dzieło świata z całą pewnością nie jest prototypem. Mało tego, w depozycie Muzeum Prado też znajduje się bliźniaczy obraz „Zbawiciela świata”, który datowany jest na lata 1505-15. Łącznie kopii dzieła jest na świecie kilkanaście.

Takie informacje mogą bulwersować. Czy dotarły do Pana Profesora jakieś komentarze czytelników?

Zdecydowana większość opinii jest entuzjastyczna. Zbieram liczne podziękowania za szeroką prezentację problemu autentyczności dzieł Leonarda w jednym miejscu. Poza tym otrzymuję wiele wiadomości od czytelników, którzy wskazują na kolejne przykłady dzieł bliźniaczych. To bardzo cenne wskazówki, które na pewno uwzględnię przy drugim wydaniu. Zdarzyło się kilka wiadomości czytelników zszokowanych niektórymi historiami opisanymi w książce. Mam wrażenie, że niektórzy nie łatwo radzą sobie ze zmianą sposobu widzenia renesansowego mistrza i narosłych wokół niego legend.

Czy taki był cel książki? Aby dokonać rewizji przekonania o wielkości Leonarda da Vinci?

Zdecydowanie nie. Leonardo da Vinci w pełni zasłużył na miejsce w historii sztuki, które zajmuje dzisiaj. Interesował mnie bardziej proces wynoszenia go na piedestał. Ciekawiły mnie także spory o autentyczność jego dzieł. W tym sensie książkę można czytać na kilka sposobów. Po pierwsze jest to zbiór anegdot. Poszczególne historie łączą się ze sobą w większe wątki. To podstawowy poziom lektury. Ale jedynie podstawowy. Ponadto można śledzić szczegółowe historię dzieł i ich zmienność w czasie. Po trzecie, książka ta powinna wzbudzać refleksję na temat mitu artysty, który, jak starałem się wykazać, był człowiekiem ze wszystkimi ludzkimi słabościami. Przekuwał jednak te słabości na siłę, co prowadziło do powstania dzieł mistrzowskich. Po czwarte wreszcie, książka ta jest szerszą analizą historii sztuki jako dyscypliny naukowej kształtującej się równolegle z nowoczesnym rynkiem sztuki. Prześledzenie wszystkich wątków pozwala czytelnikowi na zrozumienie, na czym polegają współczesne problemy związane z atrybucją dzieł i oceną ich autentyczności. Można powiedzieć, że zapoznanie się z całą książką stwarza pole dla wielokierunkowych refleksji nie tylko na temat Leonarda da Vinci i jego dzieł, ale także odnośnie mechanizmów kształtowania się wartości w świecie sztuki. Wiele z kryteriów oceny jest bardzo umownych.

Dziękuję za rozmowę.

P.M. Wiśniewska

Link do książki: https://wydawnictwo-silvarerum.eu/produkt/m-m-bieczynski-efekt-leonarda-da-vinci/

Na zdjęciach po lewej: tzw. Mona Lisa z Prado, ok. 1515, po prawej: Leonardo da Vinci, Mona Lisa, ze zbiorów Luwru, ok. 1505; poniżej – prof.. MM. Bieczyński

mona

mb

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *