Pewnego dnia stwierdził, że wyprodukuje film fabularny o przodku. Choć zrobił doktorat z zarządzania, a habilitację z finansów, to wykłada w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Choć na co dzień wykonuje zawód doradcy podatkowego, to Paweł Kossecki w głębi duszy jest artystą.
Jest Pan ciekawym człowiekiem. Z pewnością wielowymiarowym… To prawda?
Zawsze się śmieję, że pytanie o mój zawód jest bardzo podchwytliwe i rzeczywiście trudno na nie odpowiedzieć. Z wykształcenia jestem inżynierem, obroniłem doktorat z zarządzania, habilitację z finansów. Jestem jedynym profesorem z dyscypliny „finanse” w szkole filmowej. Artyści mnie uważają za finansistę, a finansiści za człowieka ze środowiska artystycznego. Realizowałem projekty na prawie wszystkich kontynentach w tak różnych obszarach, jak: media, prawo autorskie, telekomunikacja, energetyka, ale też pracowałem jako prezes państwowej agencji, doradca ministra skarbu czy też dyrektor finansowy w zakładach przemysłu mechanicznego. Prowadzę spółkę doradztwa podatkowego. Obsługuję zarówno wielkie korporacje, jak i mniejsze firmy innowacyjne, w szczególności w takich tematach, jak: ulga badawczo-rozwojowa, innovation box, wycena własności intelektualnej, spory z zakresu prawa autorskiego. Zawsze starałem się iść trochę pod prąd i brać za rzeczy, które wydają się sprzeczne i wzajemnie obce. Staram się łączyć ludzi i środowiska, rozwiązywać spory i konflikty. Ostatnio reprezentowałem polskiego muzyka, którego kawałek utworu został bez zgody uprawnionego wykorzystany przez amerykańskiego piosenkarza jako podkład muzyczny. W miesiąc doprowadziliśmy razem z amerykańskim adwokatem do ugody. W Polsce takie spory najczęściej trwają latami.
Jak do tego doszło, że finansista pracuje w łódzkiej „filmówce”?
Życie często samo nam przynosi różne możliwości. W którymś momencie stwierdziłem, że nie chcę dłużej pracować jako prezes czy dyrektor finansowy. Postanowiłem założyć własną firmę i zacząć pracę na uczelni. Okazało się, że na Wydziale Organizacji Sztuki Filmowej potrzebny jest doktor ekonomii do tzw. minimum kadrowego. O ile większość osób robiących karierę akademicką najczęściej przez całe życie pracuje na jednej uczelni, w jednym miejscu i tak naprawdę boi się wyzwań i ryzyka pracy w innym środowisku, pomyślałem, że fajnie jest spróbować czegoś innego. Tak jak wiele rzeczy w moim życiu, i to samo przyszło do mnie. Czasami zaletą takiego podejścia jest to, że nie ma konkurencji. Ważne jest, żebyśmy umieli dostrzegać okazje, które przynosi nam życie.
Co jest ciekawego w tej szkole?
Zupełnie inna atmosfera, bezpośredni kontakt ze studentami, małe grupy, zaangażowanie, różnorodność, ciekawi ludzie. Jest to środowisko, które inspiruje do pozytywnego działania.
Czy zatrudnienie w szkole było impulsem do decyzji o realizacji filmu?
To w jakiś sposób dojrzewało. Od czasu, jak zacząłem pracować w szkole, zacząłem poruszać się w innym środowisku. Bezpośrednim impulsem były spotkania z samorządowcami z Podlasia.
Czego dotyczy film?
Film będzie opowiadał o miłości, wojnie, rewolucji, walce z kalectwem. Głównym bohaterem będzie mój dziadek – generał Kossecki. Dziadek w czasie I wojny światowej stracił prawą rękę. Nie przeszkadzało mu to w karierze wojskowej. Spotykał się z uznaniem przełożonych. Marszałek Piłsudski wydał specjalny rozkaz zezwalający dziadkowi salutować lewą ręką. Czasami w życiu przytrafia nam się coś złego, albo marzymy, żeby być gdzieś indziej lub kimś innym. Dziadek pokazał, że trzeba umieć wygrać ze swoimi słabościami, być tu i teraz. Zrobił karierę w wojsku, zdobył miłość kobiety. Nie było widać po nim jego ułomności. Jeździł konno, malował, świetnie strzelał. Wspomniani samorządowcy podczas jednego ze spotkań zaczęli spontanicznie opowiadać o dziadku, że jest legendarną postacią, że ludzie coraz silniej interesują się historią, a na koniec zaczęli mnie prosić, żeby zrobić o nim film.
Dlaczego chce być Pan jego producentem?
To jest taka demiurgiczność. Film pozwala tworzyć nowe postacie, nową rzeczywistość, wnikać w ich psychologię. Urodziłem się trzydzieści kilka lat po jego śmierci. Chciałem odtworzyć jego osobę, czasy, w których żył. Jednocześnie to jest coś nowego w moim życiu, kolejny piękny pomysł do zrealizowania.
Na jakim etapie jest produkcja?
Na razie pracujemy nad scenariuszem. Nie spieszymy się. Projekt dyskutuję z wieloma osobami. Oglądając polskie filmy o podobnej tematyce widzę, że problemem jest niedopracowania projektów na etapie developmentu. Dodatkowo w związku z pandemią znacznie trudniej jest obecnie pozyskać środki na jego produkcję. Branża kulturalna została silnie dotknięta przez obecną sytuację.
Może Pan uchylić rąbka tajemnicy czego możemy spodziewać się w tym filmie? Co nas może zaskoczyć?
Dziadek urodził się na Podolu. W czasie I wojny światowej walczył m.in. pod Kirlibabą w Rumunii. Przed I wojną światową mieszkał w Odessie. W dwudziestoleciu międzywojennym służył m.in. w Bydgoszczy, Poznaniu, Zambrowie i Kaliszu. W czasie kampanii wrześniowej dowodził 18. Łomżyńską DP. Walczył z wojskami gen. Guderiana. Później trafił do sowieckiej niewoli i tak naprawdę nie wiemy, co się z nim stało. W filmie będzie opowiedziana rewolucja w Odessie, historia siostry dziadka, która miała zdolności jasnowidzące. Podczas rewolucji przepowiadała czekistom przyszłość. Ustawiały się do niej kolejki rewolucjonistów, którzy mimo materialnego światopoglądu, głęboko wierzyli w gusła. Siostra została po rewolucji na wschodzie. Opowiemy, jak wyglądało życie takich ludzi w Związku Radzieckim. Film będzie zderzeniem kultur i światopoglądów. Pojawią się w nim również sceny z Zakopanego, imprezy u Witkacego, piękne bale na Podolu.
Wierzy Pan sukces projektu?
Jestem osobą, której życie robi pozytywne niespodzianki. Wychodzą mi projekty, które wydają się bardzo trudne oraz obarczone ogromnym ryzykiem i tak prawdopodobnie będzie z tym filmem. Kiedy zaczynałem, wielu moich znajomych uważało, że projekt absolutnie nie ma szans powodzenia, teraz to się zmienia. Mam wrażenia, że nad projektem czuwa opatrzność i coraz więcej dostaję pozytywnych sygnałów, które pozwalają wierzyć, że zakończy się sukcesem. Kolejne osoby angażują się w projekt. Widać coraz większe zainteresowanie mediów i potencjalnych inwestorów. Im dłużej nad nim pracuję, tym jestem większym optymistą.
Czego Panu życzyć?
To trudne pytanie… Spełnienia marzeń, miłości, miłych niespodzianek, ale też bycia pozytywnym człowiekiem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Dominika Narożna
Fot. Archiwum rodzinne
Zdjęcia przedstawiają gen. Stefana Kosseckiego – portret, także w Bydgoszczy – na ulicy, przed kasynem wojskowym, przy koniach.
Osobiście chciałbym zobaczyć równierz film o Józefie Kosseckim. Dla mnie osobiście jest/ był On postacią godną upamiętnienia w kinematografii.