Szkoła online w oczach uczniów, nauczycieli, rodziców – z perspektywy wakacji

Wakacje w pełni, ale wracamy do bardzo ważnego tematu nauczania online. Postanowiliśmy spojrzeć na wirtualną szkołę z perspektywy czasowej, na spokojnie, na konkretnym przykładzie. W piątek 26 czerwca miało miejsce zakończenie roku szkolnego. Ostatnich kilka miesięcy stanowiło prawdziwe wyzwanie dla wszystkich. Z powodu globalnej pandemii COVID-19 szkoły zostały zamknięte 11 marca, a nauczanie od tamtej pory odbywało się online. Nie było to łatwe. I właśnie o tym nasza młoda dziennikarka, Laura Babat, rozmawia z nauczycielami, uczniami, a także rodzicami uczniów 38. Dwujęzycznego Liceum Ogólnokształcącego, które jako jedne z nielicznych szkół w Poznaniu, płynnie i bez dnia przerwy przeszło do zdalnego nauczania online, które odbywało się niezmiennie według planu w czasie rzeczywistym. Nauczyciele, wystawieni na próbę losu, nie mieli dużo czasu na oswojenie się z nową formą uczenia, gdyż zaraz po zamknięciu szkół, kontynuowali prowadzenie lekcji według stałego planu, tym razem w Internecie.

PERSPEKTYWA NAUCZYCIELI

Co Pan czuł, gdy dowiedział się Pan, że przechodzimy na zdalny tryb nauczania?

Miłosz Piękny, nauczyciel geografii: Na początku była niepewność i wiele wątpliwości. Nauczanie online – o co chodzi? Dowiedzieliśmy się we wtorek, że od następnego dnia poznańskie szkoły będą zamknięte. W środę odbyła się rada pedagogiczna, krótki przegląd przez narzędzia, no i ruszamy z nauczaniem online. Można powiedzieć, że w naszym liceum nauczanie online rozpoczęliśmy niemalże od razu. Było też wiele wątpliwości o chociażby to, jak mamy teraz sprawdzać obecność, czy każdy uczeń ma w domu komputer, dostęp do Internetu, czy też praca przed komputerem tyle godzin dziennie to jest to, czego teraz chcemy. Jednak z czasem na te pytania udzieliliśmy odpowiedzi. Chociaż pewnie są i też takie, do których ta odpowiedź cały czas jest poszukiwana.

Wielu rodziców krytykuje taką formę nauczania. Czy rzeczywiście mają ku temu powody?
Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego:
Wydaje mi się, że w nauczaniu online w liceum rodzice mają dużo mniejszy udział. Ja w ogóle z rodzicami się nie stykałam. Poza tym, gdy były takie sytuacje, że uczeń nie chciał oddawać prac, wtedy pisałam do ucznia, a po tygodniu, jeśli to nie odniosło skutków, do rodzica. Generalnie wydaje mi się, że rodzice mają mniejszy wpływ na to, co uczniowie robią. Myślę, że rodzice mieli głównie zapewnić warunki techniczne i to było bardzo ważne, ale na tym to się kończyło. Jeżeli rodzice mieliby krytykować, to te problemy, które też dla mnie były trudne.

Jako nauczyciele, jesteście przyzwyczajeni do bezpośredniego kontaktu z uczniami. Zadajecie im pytania i widzicie emocje na ich twarzy. Ucząc zdalnie, mówicie do komputera, bez wizualnego kontaktu z uczniem. Czy jest to dla Pana komfortowe?

Miłosz Piękny, nauczyciel geografii: Oczywiście, że nie. To było chyba najtrudniejsze, brak takiego bezpośredniego kontaktu, bo nie widać emocji czy reakcji. Nie wiem, czy przedstawiany lub analizowany proces jest zrozumiały, czy może powinienem coś powtórzyć. Ale widziałem też pozytywy. Nauczanie online ośmieliło wielu uczniów, którzy wcześniej byli mniej aktywni w szkolnej ławce. Chciałbym jeszcze dodać jedną rzecz, że szkoła to nie tylko budynek i sale lekcyjne, a przede wszystkim ludzie. To są uczniowie i nauczyciele, to są relacje między uczniami i relacje między uczniami a nauczycielami. I tego nie da się, niestety, zastąpić nauczaniem online.

Co było dla Pani najtrudniejsze podczas nauczania online?

Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego: Ja jednak lubię bezpośredni kontakt z uczniem. Uważam, że on jest potrzebny, że nie wszystko da się załatwić na Zoomie. Szczególnie, że na pierwszych lekcjach na telekonferencjach, większość ludzi miała włączone kamery, a później, coraz więcej osób mówiło, że nie może z różnych powodów i coraz mniej osób je włączało. Uważam, że sam głos to trochę za mało. Kontakt z ludźmi jest dużo łatwiejszy w bezpośrednich sytuacjach. Ja, na przykład, stwierdzałam, że na telekonferencjach było bardzo często tak, że jeżeli parę osób chciało coś powiedzieć, a na Zoomie to technicznie nie jest możliwe, wtedy wszyscy przestawali mówić i następnym razem te osoby już się nie chciały odezwać, bo się bały takiej sytuacji. Kolejną rzeczą, która była dla mnie trudna, to dużo więcej pracy. Głównie dlatego, że musiałam sprawdzać wszystkie prace uczniów. Zazwyczaj w klasie jak robimy jakieś zadanie, to jedna osoba czyta, a reszta sprawdza i gdy są jakieś wątpliwości, to je sobie wyjaśniamy. Natomiast w czasie nauczania online, uczniowie przesyłali mi odpowiedzi, a ja je wszystkie po kolei sprawdzałam, co mi zajmowało dużo czasu. I naprawdę dużo czasu spędzałam przed komputerem, dużo dłużej niż lekcje trwały. To na pewno było bardzo pracochłonne.

Jakie są Pana metody nauczania online?

Miłosz Piękny, nauczyciel geografii: Ja przede wszystkim korzystałem z programu Zoom. Wydaje mi się, że jest to dobre narzędzie. Mogę dzielić swój ekran, pokazywać swoją prezentację, przedstawić krótki filmik, rysować i uczniowie to widzą. W szkole też mamy platformę Moodle i z tego, co wiem, to nauczyciele korzystali z różnych narzędzi. Szkoła nie narzuciła nam jednego narzędzia. Każdy z nas próbował znaleźć coś dla siebie i myślę, że się to udało. Ja wybrałem program Zoom i jestem z niego zadowolony.

W jaki sposób sprawdza Pan wiedzę uczniów?

Miłosz Piękny, nauczyciel geografii: Tutaj też był problem. Korzystałem głównie z Testportalu, uczyłem się tworzyć testy online. Ale zawsze pojawia się pytanie, czy uczeń oszukiwał, czy ten wynik, który do mnie trafiał, był sprawiedliwy. Ja tego nie wiem do końca, ale warto być przyzwoitym i to jest pewne.

Bez bezpośredniego kontaktu z uczniami, nie ma pewności czy uczeń pracuje samodzielnie. Jest Pani w stanie rozpoznać, czy uczeń ściągał na teście i jak starała się Pani temu zapobiec?

Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego: Ja uważam, że należy uczniowi ufać. Jeżeli chodzi o język angielski, bo na ten temat mogę się wypowiadać, uczniowie przychodzą do szkoły dwujęzycznej, więc w większości przypadków chcą się uczyć języka angielskiego i mogę zakładać, że jednak większość uczniów nie będzie oszukiwać. Co prawda, na początku zdalnego nauczania myślałam, że łatwo będzie zrobić dość obiektywny test, na którym będzie ciężko znaleźć czas, aby oszukać. Dlatego używałam portali takich jak Testportal, Kahoot czy Google Classroom, gdzie obowiązywał limit czasowy na każde pytanie. Natomiast okazało się, że trzeba zrobić klucz odpowiedzi. Bardzo trudno jest zrobić klucz idealny, ponieważ w angielskim są synonimy i można coś inaczej powiedzieć, itd. W związku z tym w kluczu musiałyby być wszystkie ewentualności i uczeń musiałby wpisać te wszystkie ewentualności. Doszłam do wniosku, że to nie działa, bo jeśli uczeń bardzo chce oszukać, to i tak to zrobi. W pewnym momencie na forach nauczycielskich, pedagodzy doszli do wniosku, że nie ma takiego narzędzia w nauczaniu online, żeby powiedzieć z ręką na sercu, że uczeń na pewno nie ściągał. Gdy robiłam testy, prosiłam uczniów, aby nie oszukiwali, na tej zasadzie, że nie będę wpisywać złych ocen. Jeżeli ktoś dostanie ocenę, której nie chce, to po prostu jej nie wpiszę. Będzie miał prawo poprawić tę ocenę. Gdy zdarzały się sytuacje, że widziałam, że parę osób miało tą samą odpowiedź, to napisałam do tych osób, że to widać i by tego nie robili. Wtedy to się nie powtarzało. Nie stresowałam się tym, szczególnie, że uważałam, że w nauczaniu online ocenianie nie jest moim priorytetem. Moim priorytetem jest to, żeby moich uczniów czegoś nauczyć i na tym się skupiłam. Naprawdę było bardzo mało takich sytuacji, że uczniowie ściągali jakieś większe partie na testach. Oczywiście, nie mówię o pojedynczych odpowiedziach. Starałam się swoim uczniom dawać piątki i szóstki, jak na to zasłużyli. Jedynym wyjątkiem były zadania domowe. Jeśli ktoś nie oddawał mi często prac, to miał obniżoną ocenę na koniec roku o jeden stopień. Najpierw zawsze do tego ucznia pisałam, mówiłam, że taka jest sytuacja i prosiłam, żeby coś z tym zrobić. Jeśli to nie pomagało, wystawiałam ocenę niżej. Natomiast jeśli była taka sytuacja, że danej osobie wahała się ocena, a bardzo ciężko pracowała podczas zajęć online, to miała podwyższoną ocenę.

Skoro już wszyscy przywykliśmy do nauczania online, czy nie jest to dobry moment, aby poszerzyć ofertę o kolejne przedmioty, np. o języki i uczyć ich zdalnie w grupie, w której byliby uczniowie z różnych szkół, tak jak w Finlandii.

Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego: Myślę, że to można by było zrobić najpierw spotykając się z tymi ludźmi. Wyobrażam to sobie w ten sposób, żeby zrobić jakieś testy, podzielić te osoby na grupy i najpierw zrobić jakiś taki chociażby tygodniowy obóz z osobami, które są w tych grupach, czyli nauczyciel, który będzie prowadził zajęcia oraz ci uczniowie, żebyśmy się poznali. Dlatego, że nie wyobrażam sobie prowadzić takich zajęć online, jeśli w ogóle bym nikogo nie znała. Wydaje mi się, że byłoby ciężko. Co roku robimy kursy dla kandydatów naszej szkoły i zastanawialiśmy się, czy nie zrobić czegoś takiego online w tym roku. Z innymi nauczycielami o tym dyskutowaliśmy i doszliśmy do wniosku, że byłoby to bardzo trudne. Przychodzą ci uczniowie, którzy nas nie znają do szkoły, do której by się chcieli dostać, są nieśmiali i często przychodzą pojedynczo, a my nagle mamy zrobić z nimi zajęcia i ich ośmielić. Dlatego stwierdziliśmy, że byłoby to stresujące zarówno dla nich, jak i dla nas. Wydaje mi się, że jak się widzi te osoby i można z nimi porozmawiać, to dosyć szybko można nawiązać kontakt, przynajmniej z większością. W związku z tym tego nie zrobiliśmy. Uważam, że to co robią w Finlandii to dobry pomysł, ale powinien być przynajmniej tygodniowy obóz na początku roku szkolnego, abyśmy się poznali, a potem można już wrócić do nauczania online. Można wtedy też raz na dwa lub trzy miesiące znowu robić w formie zjazdowej, że gdzieś w szkole by się spotykało. Dla mnie to super pomysł, wtedy rzeczywiście można ten poziom dopasować.

Czy polska szkoła jest przygotowana do zdalnego nauczania? W Liceum 38 odbyło się to płynnie, wydaje mi się, że to ewenement wśród poznańskich szkół.

Miłosz Piękny, nauczyciel geografii: Powiem krótko. Polska szkoła może nie, ale nauczyciele tak. Nauczyciele to bardzo specyficzna grupa zawodowa i dość szybko przystosowują się do nowych i trudnych realiów. Ciężko mówić o całej grupie zawodowej, ale nauczyciele w naszym liceum zdali ten egzamin i jesteśmy teraz bogatsi o nowe narzędzia, nową wiedzę. Multimedia w nauczaniu to chyba już nie jest problem.

Ostatnio Rzecznik Praw Dziecka, Mikołaj Pawlak, wygłosił, że wszystkim uczniom oceny powinny zostać podniesione o stopień w górę oraz wszyscy uczniowie powinni dostać promocję do następnej klasy. Co Pani o tym sądzi?

Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego: Nie uważam, że przez sam fakt, że przechodzimy na zajęcia online, w wypadku Liceum 38, gdzie to wszystko od razu działało, należy dawać wyższą ocenę. Przynajmniej w naszej szkole, gdzie raczej nie było osób, które nie miały dostępu do komputera czy Internetu, bo to już inna sytuacja. Wiem, że na początku nauczania online Pani Dyrektor wysyłała informację do wszystkich rodziców z pytaniem czy ktoś ma problemy sprzętowe i jeżeli ktoś miałby, to szkoła wypożyczała laptopy. U nas nie było takiej sytuacji, więc tutaj technicznymi problemami nie można tego tłumaczyć. Jeżeli ktoś miał jakieś chwilowe problemy z Internetem, to zawsze do mnie pisał i ja to rozumiem, bo sama dwa razy miałam sytuację, gdzie nie było prądu, więc Internet też mi nie działał przez godzinę. Natomiast, tak jak mówiłam, bardzo ważny był dla mnie wkład pracy uczniów, czyli jeżeli ktoś włożył dużo pracy to powinien mieć podwyższoną ocenę. W związku z tym, nie widzę potrzeby podnoszenia wszystkim równo o jedną ocenę, jeżeli się do tego nauczania online podeszło uczciwie i rzeczywiście się pracowało na tych zajęciach i można było oceniać pracę tego ucznia.

 

PERSPEKTYWA UCZNIÓW

Dla nauczycieli Liceum 38 największą trudnością, jaka ich spotkała, to brak bezpośredniego kontaktu z innymi. Uczniowie myślą tak samo. Spytaliśmy ich o zdanie. Oto wypowiedzi uczniów, Natalii, uczennicy klasy I liceum oraz Piotra, ucznia klasy I liceum.

Co było dla Ciebie najgorsze w nauczaniu online?

Natalia: Brak kontaktu z ludźmi. Kontakt przez Internet nie jest tak samo wartościowy, jak ten osobisty. Kolejną wadą jest spędzanie wielu godzin dziennie przez ekranem. Myślę, że każdy z nas, nawet przed kwarantanną, spędzał sporo czasu na komputerze lub telefonie, a teraz ten czas dodatkowo się wydłużył.

Czy brakowało Ci kontaktu z kolegami i koleżankami z klasy?

Piotr: Bardzo mi ich brakowało. Jest to największy minus zajęć online, że nie można poczuć atmosfery, którą wcześniej czuliśmy w szkole na co dzień.

Czy ciężko było, Wam uczniom, się przyzwyczaić do nowej formy nauczania?

Natalia: Zaczynając lekcje online, byliśmy trochę przytłoczeni ilością platform używanych przez nauczycieli. Pilnowanie powiadomień z każdej strony czy aplikacji jest dość stresujące. Na początku chyba nikt nie wiedział, jak się z tym obchodzić, ale w końcu chyba wszyscy wypracowaliśmy sobie swój nowy rytm pracy. Nauczyciele, jak i uczniowie są w stosunku do siebie wyrozumiali i rozumieją, że czasami technologia odmawia posłuszeństwa, albo że w natłoku pracy mogliśmy nie zauważyć jakiegoś wpisu np. w e-dzienniku.

Jako uczniowie dwujęzycznego liceum macie niektóre przedmioty prowadzone w języku angielskim. Czy podczas zdalnego nauczania to się zmieniło, czy wszystkie lekcje przebiegają według planu?

Natalia: wszystkie lekcje nadal prowadzone są dwujęzycznie. Dostajemy materiały w dwóch wersjach językowych, a zadania także często oddajemy po angielsku.

Pojawiały się opinie, że podczas zdalnego nauczania, nauczyciele zadawali więcej zadań do samodzielnego zrobienia po lekcjach niż podczas lekcji w szkole. Zgadzasz się z tym?

Piotr: Nie zgadzam się, ponieważ robimy wiele na lekcjach, a niektórym nauczycielom zwyczajnie nie chce się sprawdzać naszych prac w domu (a nie jak wcześniej – na lekcji) i zadają nam zdecydowanie mniej.

Czy trudniej było zdobywać dobre oceny pisząc testy online czy będąc w klasie?

Natalia: Wydaje mi się, że poziom trudności był taki sam, ale oba były stresujące z innych powodów. W klasie zawsze jest jakiś szmer i czasami ciężko się skupić, ale ma się nauczyciela pod ręką i można o coś zapytać w razie wątpliwości. Z kolei pisząc test przez Internet, co prawda mamy lepsze warunki, ale częste problemy z Internetem albo przeciążenie serwerów strony, a czasem także ograniczony czas na każde pytanie, zdecydowanie nie ułatwia pisania.

Czy uważasz, że oceny końcoworoczne rzeczywiście odzwierciedlają Waszą wiedzę? Przecież na sprawdzianach nikt nie kontrolował, czy uczniowie nie wspomagają się pomocą z zewnątrz?

Piotr: Oceny na koniec roku szkolnego zdecydowanie nie odzwierciedlają poziomu naszej wiedzy. Oceny większości uczniów są znacznie lepsze w drugim semestrze, dzięki znacznie łagodniejszemu sposobowi nauczania online. Duży wpływ na to ma także ocenianie zadań domowych. W szkole nikt ich nigdy nie oceniał, okazjonalnie dostawaliśmy plusa. Teraz za prawie każde zadanie domowe dostajemy ocenę. Dlatego zarówno mi, jak i wielu innym uczniom, oceny uległy znacznej poprawie. Mogliśmy się wykazać.

Z jednej strony pojawiają się głosy, że podczas nauczania online obniżył się poziom. Z drugiej strony, wysunięta zostaje sugestia, by podwyższyć uczniom oceny. Co o tym sądzisz?

Natalia: Myślę, że nasi nauczyciele poradzili sobie dobrze z tym, abyśmy nie zwalniali z tempem pracy. Wyrobiliśmy się z materiałem. Nie wiem, czy podwyższenie uczniom ocen byłoby uzasadnione, ale na pewno byśmy nie narzekali.

Jaki aspekt nauki online najbardziej Ci się podoba?

Piotr: Podoba mi się to, że nie mamy tyle nauki, a także stresu motywacyjnego z tym związanego. Również bardzo mi się podoba zaangażowanie nauczycieli w lekcje, które jest na takim samym poziomie, jak podczas nauki w szkole. Sposób prowadzenia lekcji nie różni się wiele od prowadzenia ich podczas zajęć szkolnych, wszyscy przykładają się tak samo jak wcześniej.

Gdyby w przyszłym roku szkolnym zajęcia online miałyby być kontynuowane, cieszyłbyś się?

Piotr: Zdecydowanie bym się nie cieszył, ponieważ będziemy wtedy w połowie nauki w liceum, a matura się zbliża. Uważam, że zajęcia online nie są w stanie nas przygotować tak dobrze, jak zajęcia odbywające się w budynku szkoły.

 

PERSPEKTYWA RODZICÓW

Media uważają, że zamknięcie szkół i przejście na zdalny tryb nauczania powoduje silny stres. Jednak uczniowie twierdzą, że odczuwali zdecydowanie większy komfort i mniej przytłoczenia niż gdy chodzili normalnie do szkoły. Z kolei rodzice, obarczani zarówno pracą, jak i zajmowaniem się domem czy dziećmi, mogą twierdzić inaczej. Spytaliśmy dwoje rodziców, jak oceniają nauczanie online. Ewa Witkowska, matka trzech córek, w tym jednej córki w wieku szkolnym, zarazem nauczycielka i pana Macieja, ojca ucznia w liceum.

W związku z licznymi zmianami w ostatnich miesiącach, wiele dzieci, nauczycieli oraz rodziców doświadcza silnego stresu. Czy uważa Pani, że ten stres dotyczy też Pani rodziny?

Ewa Witkowska: Sądzę, że temat doświadczania silnego stresu jest nakręcany przez media. Nie mam na myśli rodzin dysfunkcyjnych, bo to osobna kwestia. Stresu doświadcza każdy pracujący zdalnie, ponieważ jest to dla nas nowa sytuacja. Dzieci mają teraz zdecydowanie większy komfort, nie muszą się budzić wcześnie rano, przez co mają więcej czasu żeby się wyspać, a na lekcjach siedzą wygodnie w domu z wyłączonymi kamerami. Wydaje mi się, że dla uczniów jedyny dyskomfort to taki, że nie mieli kontaktu ze swoimi rówieśnikami i najzwyczajniej w świecie za nimi tęsknili. Bardziej w stresie mogą żyć rodzice, którzy pracują, mając w domu na przykład małe dzieci. Przed pandemią wychodziliśmy do pracy, zostawiając za sobą sprawy domowe i odwrotnie. Teraz trzeba być pracownikiem i mamą dokładnie w tym samym czasie. To jest trudne, ale można się przyzwyczaić. Z opowiadań znajomych wiem, że niektórzy pomagali swoim dzieciom podczas testów. Taka sytuacja byłaby niedopuszczalna gdybyśmy normalnie kontynuowali naukę w szkołach. Jest to przykład, po pierwsze, braku umiejętności odcięcia się od spraw domowo-szkolnych w godzinach pracy zdalnej rodzica. Po drugie, takie działanie uważam za bezsensowne. Nie wiadomo, komu ma służyć, bo czemu wiadomo – podwyższeniu oceny. Tylko po co? Uczymy oszukiwania i kombinatorstwa.

Czy uważa Pan, że zmiany w sposobie nauczania uczniów, mają wpływ także na ich rodziców?

Pan Maciej: Myślę, że mają również wpływ na rodziców, chociaż w moim przypadku takich zmian nie zauważyłem. Może jedynie taka, że mogłem dłużej pospać.

A jak Pani poradziła sobie z nowymi wyzwaniami podczas pandemii?

Ewa Witkowska: Było ciężko, bo połączenie pracy zdalnej z pobytem w domu jest dużym wyzwaniem. Opieka nad małym dzieckiem i wykonanie obowiązków, których oczekuje pracodawca, wcale nie jest takie łatwe. Człowiek wychodząc do pracy odcina się od domu i koncentruje się tylko na pracy. Teraz trzeba było koncentrować się w tym samym czasie na dwóch albo trzech zupełnie różnych rzeczach, ale myślę, że zdaliśmy wszyscy ten test jako społeczeństwo. Wiemy, że można i każda kolejna pandemia, oby ich nie było, doprowadzi do tego, że praca zdalna będzie łatwiejsza, a każdy z nas będzie przyzwyczajony.

Pojawiają się opinie, że odkąd zamknięto szkoły, wielu rodziców musiało przejąć obowiązki nauczycieli. Zgadza się Pan z tym?

Pan Maciej: Jeżeli chodzi o uczniów liceum, to myślę, że sami sobie świetnie radzili. Może rodzice uczniów szkół podstawowych, zwłaszcza młodszych dzieci odgrywali większą rolę w ich nauce. Ja osobiście zawsze pomagałem córce, jeżeli sobie tego życzyła, ale głównie ogarniając jej korepetycje.

Czy uważa Pani, że Pani dziecko poświęcało więcej czasu na naukę przed pandemią niż teraz?

Ewa Witkowska: Trudno stwierdzić. Wydaje mi się, że z jednej strony córka miała więcej czasu na odpoczynek, bo chociażby odpadły jej dojazdy do szkoły, które czasami zajmowały jej dwie lub trzy godziny dziennie. Myślę również, że nauczyciele dość szybko zorientowali się, ile można od dzieci wymagać pracując online. Według mnie moja córka poświęcała wystarczająco dużo czasu, aby dostawać dobre oceny, natomiast nie była, tak jak niektóre media twierdzą, przepracowana. Poza tym, przez pandemię odpadło też wiele dodatkowych zajęć, więc ten czas trzeba było na coś spożytkować i można było go spożytkować na naukę. Dlatego to, że dziecko siedziało i się uczyło nie zawsze oznacza, że się uczyło, bo musiało, a po prostu miało czas.

Czy pomagał Pan swojemu dziecku z nauką, czy raczej radziło sobie samo?

Pan Maciej: Z większością przedmiotów córka radziła sobie świetnie sama. Jedynie z matematyki przed sprawdzianem była na korepetycjach.

Czy zdarzało się, że Pana dziecko przyszło z pretensjami o nauczanie online? Jeśli tak, jaki to był problem?

Pan Maciej: Było jedno drobne nieporozumienie dotyczące obecności na zajęciach. Córka była obecna na lekcji w formie wideorozmowy, a pani zaznaczyła nieobecność, bo córka się nie udzielała w dyskusjach, tylko słuchała.

Jaki przedmiot ukazał się największym wyzwaniem i dlaczego?

Pan Maciej: Najwięcej trudności sprawiała matematyka. Może dlatego, że nie do końca rozumiała to, co pan matematyk tłumaczył.

Dla wielu rodziców, pojawił się problem z zapewnieniem swoim dzieciom dostępu do sprzętu czy Internetu. Czy spotkało to Panią osobiście, a może zna Pani kogoś z taką sytuacją?

Ewa Witkowska: Nas z to osobiście nie spotkało, wszystkie dzieci mają swoje własny sprzęt. Natomiast z całą pewnością przechodząc niespodziewanie na pracę zdalną, wiele rodzin stanęło przed problemem dotyczącym liczby komputerów w domu i tego kto ma na nich pracować, rodzice – jeśli tak, to który – czy dzieci. W mediach wiele się mówiło o tym skupiając się na rodzinach dzieci. Nie brano pod uwagę, że ta sama kwestia może dotyczyć nauczycieli, którzy przecież też mają pociechy w wieku szkolnym. Do tego w przeciwieństwie do prywatnych firm czy korporacji, polska szkoła nie zapewnia swoim pracownikom laptopów służbowych. Dlatego z podziwem patrzyłam, jak sprawnie nauczyciele z 38 Liceum poradzili sobie z tym wyzwaniem.

Jakie pomysły ma Pani na zmiany w sposobie zdalnego nauczania, gdyby miało być kontynuowane w przyszłym roku szkolnym?

Ewa Witkowska: Myślę, że Liceum 38 jest chyba najlepszym przykładem, jak można kontynuować naukę według planu w następnym roku szkolnym i wydaje mi się, że należy się na tej szkole wzorować. Dzięki lekcjom online dzieci miały kontakt ze sobą oraz z nauczycielem, a więc namiastkę tego, co było przed pandemią. Osobiście ograniczyłabym udział rodziców podczas lekcji, a zwłaszcza na testach. Może to nie dotyczy starszych uczniów, ale młodszych na pewno.

 

Zakończenie roku szkolnego w 38 Liceum Ogólnokształcącym w Poznaniu odbyło się także online. Uczniowie wszystkich klas połączyli się na Zoomie z ich wychowawcami i wspólnie podziękowali za kolejny spędzony razem rok szkolny. Świadectwa otrzymają dopiero we wrześniu. Mimo tego, jak sprawnie w tej szkole odbyło się nauczanie online, nauczyciele i wiele uczniów ma nadzieję wrócić do szkoły od przyszłego roku szkolnego. Wszyscy się za sobą bardzo stęsknili. A tu jeszcze wakacje…

Autorka tekstu i zdjęć: Laura Babat, lat 16, uczennica

IMG_0213 IMG_0199 IMG_0209 IMG_0205 IMG_0204

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Current ye@r *